Przestrzeń, melancholia i pogoń za marzeniami
Youth Novels
| tekst: Joanna Gruszczyńska fot.: Natalia Paklikowska
O pracy nad nowym materiałem, ulubionych ścieżkach dźwiękowych i słonecznym Los Angeles opowiada nam duet Youth Novels, czyli Ania Anu Babrakowska i Emil Nowak.
Ostatnio wypuściliście dwa single “What If” i “Woman”. Długo czekaliśmy na Wasz nowy materiał.
Ania: Pandemia to był dobry czas na ustalenie dalszego planu działania. Udało nam się znaleźć drogę, którą chcemy dalej podążać. Poszliśmy za głosem serca i to przyniosło efekty, z których jesteśmy bardzo zadowoleni. Dostajemy też wiadomości od naszych słuchaczy, którzy poczuli, że teraz nasza obecność w tych utworach jest jeszcze większa.
Emil: Mieliśmy potrzebę, żeby wyrzucić wszystko, co mamy w środku. Czuliśmy się trochę jak wtedy, kiedy zaczynaliśmy naszą przygodę z muzyką. Tym razem znów skomponowaliśmy i wyprodukowaliśmy nowy materiał sami, ale - co warto wspomnieć - do współpracy zaprosiliśmy Chrisa Allena, odpowiedzialnego za miksy dla RY X, i Zino Mikoreya, który masterował płyty Ólafura Arnaldsa.
Jak Wam się udało przekonać ich do współpracy?
Emil: To było totalnie przypadkowe. Szukaliśmy osób, które nas rozumieją, a że bardzo lubimy RY X, sprawdziłem creditsy na jego płycie i tam trafiłem na Chrisa Allena. Poszukałem go w Internecie i napisałem.
Ania: Spodziewaliśmy się, że nasza wiadomość zniknie w gąszczu innych maili, a było zupełnie inaczej. Odpowiedź dostaliśmy następnego dnia. To było niesamowite. Warto próbować i ryzykować, bo nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć.
Dlaczego przy masteringu i miksie potrzebowaliście spojrzenia z zewnątrz i nie zdecydowaliście się zająć nimi sami?
Emil: “What if” miał kilka różnych wersji. Nie mogliśmy się zdecydować na żadną, bo w każdej nam coś nie pasowało. Napisałem do Chrisa, bo potrzebowaliśmy świeżego spojrzenia. I to był strzał w dziesiątkę - Chris wysłał nam gotową wersję, a my mieliśmy takie: “wow, właśnie o to nam chodziło”.
Ania: Podoba nam się, jak Chris i Zino słyszą muzykę. Ich utwory cechuje przestrzeń i to, że wszystkie elementy, z których składa się piosenka, są dobrze rozłożone w panoramie. Chodzi tu o to, że słuchając muzyki na dwóch słuchawkach masz wrażenie, że w jednym momencie jesteś otoczona dźwiękami dobiegającymi z różnych stron. Poza tym nie mamy takich zdolności i możliwości, aby zająć się tym na własną rękę. Ufamy tym bardziej doświadczonym.
A czy możecie wytłumaczyć, czym jest ta postprodukcja, o której rozmawiamy?
Emil: Miks to połączenie wszystkich składników, które wcześniej nagraliśmy i wyprodukowaliśmy. Na tym etapie ważne są nie tylko umiejętności techniczne, ale też porozumienie między nami a osobą, która zajmuje się miksem. Musi ona czuć naszą muzykę i wiedzieć, o co nam chodzi. Master jest wisienką na torcie, dopieszczeniem materału i sztuką słuchania. Muzyki słuchamy dziś z różnych odbiorników i nośników, a master jest też zadbaniem o to, żeby na każdym odbiorniku brzmiała ona tak samo.
Z Anią i Emilem rozmawiam na Zoomie. Emil ma małe problemy techniczne i opuszcza spotkanie. Od tej pory rozmawiam tylko z Anią.
Wiele osób, opisując Waszą muzykę, zwraca uwagę na klimat. Powiedzieliście już trochę o tym, w jaki sposób budujecie go na poziomie postprodukcji, ale czy myślicie o nim już podczas komponowania?
Ania: Uważamy, że nasza muzyka dobrze łączy się z obrazem. Tworząc nowe utwory, mamy w głowie pewne miejsca lub sytuacje. Podchodzimy do komponowania tak, jakbyśmy tworzyli muzykę do filmu. Pewnie dlatego nasze utwory dobrze odnalazły się w serialu “Pod powierzchnią”. Dopełniły one klimat i mrok tej produkcji.
Lykke Li, Daughter, Ólafur Arnalds i RY X to artyści, których wymieniacie, gdy opowiadacie o swoich inspiracjach. Czy to też według Was artyści, którzy myślą obrazami?
Ania: Zdecydowanie tak. Nie bez powodu ich piosenki często pojawiają się w serialach i filmach oraz posiadają świetne teledyski. Przykładowo, RY X robi zazwyczaj bardzo proste klipy, z prostą wizualizacją lub postacią, która po prostu stoi lub wykonuje mikroruchy. Ta minimalistyczna forma potrafi wywołać bardzo silne reakcje i zaangażować emocjonalnie słuchacza. Wydaje mi się, że łączenie muzyki z obrazem jest bardzo ważne i pogłębia jej odbiór. Również muzyka Ólafura świetnie dopełnia obraz - multiinstrumentalista stworzył cały soundtrack do serialu “Broadchurch”, który zresztą uwielbiam.
Na Facebooku widziałam, że wzięliście udział w kampanii Ibis Music. Czy możecie coś więcej opowiedzieć o tym projekcie?
Ania: To świetna inicjatywa. Trzech muzyków z całego świata wybiera młode zespoły, które będą towarzyszyć im podczas wirtualnej trasy koncertowej. Jako jeden z trzech zespołów, zostaliśmy supportem brazylijskiej drag queen Pabllo Vittar, wspierając Pablo podczas międzynarodowej trasy na Instagramie. Nagraliśmy też koncert w hotelu Ibis w Poznaniu. Po tym wydarzeniu przybyło nam wielu fanów z różnych stron świata, np. z Indii czy Brazylii. Spośród wszystkich zespołów zakwalifikowanych do konkursu zostanie wybrany jeden, który zagra na Montreux Jazz w Szwajcarii, ale w związku z pandemią nie wiemy, czy to się uda.
Czy graliście już wcześniej za granicą?
Ania: Na razie zagraliśmy tylko jeden zagraniczny koncert - w Goerlitz w Niemczech, ale bardzo chcielibyśmy dotrzeć z naszą muzyką do słuchaczy na całym świecie. Nasze teksty są głównie po angielsku, dlatego to nie tajemnica, że celujemy też w zagranicznego słuchacza.
Pandemia nie ułatwia Wam zadania. Większość festiwali i koncertów jest odwołana.
Ania: Ostatnio trafiłam na artykuł, mówiący o tym, że na Spotify pojawia się ok. 60 tys. utworów dziennie. Trudno się wybić w czasach, kiedy wydaje się tyle muzyki, jednak zawsze jest nadzieja. Na ten rok mamy zaplanowanych kilka międzynarodowych projektów, o których na razie nie możemy powiedzieć więcej. Mamy nadzieję, że one pomogą nam dotrzeć do szerszego grona słuchaczy. Jesteśmy bardzo zdeterminowani, będziemy gonić za naszymi marzeniami i liczymy, że pandemia nie pokrzyżuje nam planów.
A kiedy spojrzycie na siebie-debiutantów sprzed 6 lat, to kogo widzicie?
Ania: Młodych ludzi, którzy nic nie wiedzą o muzyce i mają dużo pomysłów, ale nie zawsze potrafią je realizować. Z Emilem zaczynaliśmy w wieku 16 lat. Od tego czasu wiele się zmieniło. Nauczyliśmy się, jak wyrażać nasze emocje oraz tego, że warto walczyć o swoje. Teraz wiemy, że drobnych niepowodzeń i potknięć nie da się uniknąć, ale też nie należy się z ich powodu poddawać. Szczerze mówiąc, wciąż czujemy się jak debiutanci, tak jakbyśmy byli na początku naszej drogi.
Co było dla Was najtrudniejszym momentem w tym czasie?
Ania: Jesteśmy bardzo wrażliwi i dużo rzeczy bierzemy do siebie. Czasami nadmiernie analizujemy i za dużo rozmyślamy o tym, czy czasem nie popełniliśmy jakiegoś błędu. Ale jest też druga strona tego medalu - z trudnych doświadczeń powstają piosenki. Ostatnie lata nauczyły nas też, żeby pracować z osobami, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwi, i unikać osób, które podcinają nam skrzydła. W muzyce tak jak w życiu trafia się na różnych ludzi.
A skąd czerpiecie energię?
Ania: Ja energię czerpię ze słońca. Mimo że jestem melancholijną osobą, zupełnie nie potrafię funkcjonować bez promieni słonecznych. Myślę, że odpowiedź Emila byłaby podobna. Często rozmawiamy, że chcielibyśmy zamieszkać w LA. Paradoksalnie mogłoby to być najlepsze miejsce do tworzenia naszych smutnych piosenek. Szczęście dają nam też pozytywne reakcje naszych fanów. To są małe rzeczy, ale sprawiają, że chce nam się wstawać i grać dalej.
Skoro już rozmawiamy o wpływie otoczenia, to w jakim stopniu miejsce, z którego pochodzicie, lub to, w którym mieszkacie, wpłynęło na to, kim jesteście?
Ania: Pochodzimy z Wągrowca. W mniejszych miastach nie zawsze można rozwijać swoje pasje, bo dostęp do kultury jest utrudniony. Nie jest to jednak niemożliwe i myślę, że rodzi to jeszcze większą ciekawość i chęć poszerzania horyzontów. Z Wągrowca pochodzi wielu artystów i muzyków, np. perkusista zespołu Hoszpital, z którym się znamy, oraz Dawid Ogrodnik, świetny aktor. Nam udało się rozwinąć i pokonać strach przed występami dzięki uczestnictwie w chórze szkolnym, ale chcieliśmy czegoś więcej. Od kilku lat mieszkam w Poznaniu, ale nie zapominam o naszych korzeniach.
Na koniec zapytam, czy te dwa single, które pojawiły się w małym odstępie czasu, są zapowiedzią czegoś większego?
Ania: Single są pewnym wstępem. Po dłuższej przerwie, chcemy na nowo zaznaczyć naszą obecność. Dziś już wiemy, że powstanie EP-ka z zupełnie nowymi utworami. W najbliższym czasie będziemy pojawiać się w mediach coraz częściej.