
Kartka z kalendarza - 25 lat AntyLiroya
Fazi z Peją wspominają legendarny diss
| Dawid Balcerek
Lato 95. To dla wielu dzieciaków przełomowy okres. Chyba nie było wówczas podwórka w Polsce, gdzie z okien nie leciałby gdzieś „Scyzoryk”. Facet z Kielc o ksywce Liroy rapował w naszym języku. Leciały bluzgi na lewo i prawo, a to wszystko pod rytm muzyki ze Stanów, którą znaliśmy jedynie z zagranicznych programów muzycznych. Czego chcieć wtedy więcej, co to był za szał! Cała Polska zwariowała, a kaseta pt. „Alboom” sprzedawała się w rekordowych nakładach (do końca samego 1995 roku ponad 500 tys. sztuk). Wtem przyszła jesień, a razem z nią, ja i moi koledzy przestaliśmy być fanami „Scyzoryka”…
Pamiętam to jak dziś. Odbywała się impreza rodzinna, a mój starszy kuzyn wyciągnął jakąś przegrywaną kasetę magnetofonową i oznajmił mi, że kibice Lecha Poznań nagrali pojazd na Liroya. Jaki pojazd, co to pojazd? O co chodzi? Jak kibice? Kilka minut na słuchawkach (no bo jeszcze przypadkiem rodzice usłyszą) i zwariowałem! Nie dość, że było mnóstwo bluzgów, to ci ludzie byli z mojego miasta. O rany, nie mogłem się doczekać, aż to sobie przegram i puszczę na osiedlu. Ten numer to był oczywiście „Anty”, autorstwa Faziego z Nagłego Ataku Spawacza w parze z Rychem Peją ze Slums Attack.
25 LAT TEMU...
W listopadzie tego roku mija 25 lat od wydania najgłośniejszego dissu w historii polskiego rapu. Ćwierć wieku to dobra okazja, żeby przypomnieć sobie okoliczności wydania tego singla, pracę nad nim oraz konsekwencje tego projektu. Najlepiej to zrobić z samymi zainteresowanymi, czyli Fazim i Rychem.
W 1995 roku polski rap zaczynał raczkować. Na palcach jednej ręki nie policzylibyśmy płyt, które wtedy wyszły. Poznań wówczas nie istniał na rapowej mapie Polski. Nagły Atak Spawacza właśnie wydał swój metalowy materiał na kasecie z okładką robioną na ksero, a Slums Attack nagrywali pojedyncze numery na pierwsze demo.
- Pamiętam, jak w lipcu 95 miałem imieniny i dostałem od kolegi z bloku (Siekiery) kasetę Liroya. I na tej imprezie, w kółko, słuchaliśmy tego najebani. Na drugi dzień posłuchałem tego jeszcze kilka razy i zaczęło mi to jednak nie pasować. Byłem wtedy fanem House of Pain i Cypress Hill, a tam było pełno zajebanych motywów i mi to bardzo się nie spodobało. Nie wiedziałem nawet, co to jest diss, ale miałem potrzebę nagrać na niego jakiś kawałek – wspomina Fazi.
Tak powstała pierwsza wersja „Anty”, którą Fazi nagrał solo. Numer był nie tylko o Liroyu, ale też o branży muzycznej i aktualnych sprawach społecznych. Jak znalazł się tam Peja, kontynuuje mój rozmówca: - Najpierw ten kawałek nagraliśmy sami, ale z racji, że chodziłem z Rychem do szkoły i bywałem u niego na Staszica, to się zgadaliśmy. Przechodziłem wtedy z metalu na rap, dużo słuchałem składanki „Judgment Night”, a Rychu zaczął mi wtedy pokazywać różne rzeczy z west coast’u. Okazało się, że jemu też nie spodobał się ten numer Liroya, więc stwierdziliśmy: dobra nagrywamy na niego kawałek.
Pierwsza i druga wersja singla powstały w legendarnym Studio Czad w Swarzędzu, u Sławka Mizerkiwicza, ówczesnego basisty Pidżamy Porno. W tym miejscu, dość przypadkowo i w jednym czasie, spotkali się bohaterzy późniejszego hitu.
- Pamiętam to dobrze, bo wtedy wróciłem właśnie z podbitym okiem z wyjazdu z ŁKS-em – to była niedziela. Wbiliśmy do studia nagrywać swoje rzeczy, a tam Spawacze - spotkaliśmy się przypadkowo. Oni mieli ten podkład Snoop Dogga i przygotowywali się do nagrania numeru. Słyszałem już wcześniej pierwszą wersję utworu i podzielałem zdanie o mejdżersach, komercyjności i tych kradzionych samplach. Wtedy byłem mocno konserwatywnym słuchaczem rapu i to mi w sumie wystarczyło. Do tego z czasem doszedł też ten kapitalny sukces Scyzoryka, co nam poznańskim pyrom przeszkadzało. Zadziałałem na zasadzie impulsu, nie było tutaj żadnej filozofii. Pomyślałem, że coś napiszę i się dogram. Była akcja i reakcja, dogadaliśmy się w 5 minut – wspomina Peja.
Tak o to powstał „Anty”, diss na Liroya.
Liroyowi dostało się przede wszystkim za komercyjność oraz brak prawdziwości. Rykoszetem oberwała też jego rodzina, kumple z WYP3 i same Kielce. Fazi z Peją nie brali jeńców.
Za podkład muzyczny posłużyła im pętla „Gz And Hustlas” wspomnianego już Snoop Dogga.
Warto wspomnieć, jak wyglądał polski rynek hip-hopowy w naszym kraju. Oprócz Liroya, swoje płyty wydali jeszcze m.in. Kaliber 44, Wzgórze Ya-Pa-Trzy oraz wcześniej Trial-X. Scena dopiero się kształtowała, a wymienione wyżej składy to był zupełnie inny klimat, niż ten, który się właśnie tworzył w stolicy Wielkopolski. Jak na początek, to można powiedzieć, że Poznań wszedł na scenę razem z futryną. Nie można tutaj oczywiście mówić o wyszukanych rymach, metaforach i oryginalnym flow, ale jak na tamte czasy, to było jednak coś unikatowego i zupełnie innego. Do tego był to pierwszy, historyczny diss na naszym rapowym podwórku, który rozpoczął również historyczny beef, ale o tym później, bo Polska właśnie poznała dwie kolejne kapele - N.A.S i Slums Attack.
- Za Liroyem stała duża wytwórnia, puszczali go w tv i radio – to było na wielką skalę. Chwilę później wszystko zmieniło się za sprawą kilku gówniarzy. Dwa tygodnie po tym, jak wszyscy chodzili z magnetofonami i słuchali „Scyzoryka” na boiskach i podwórkach, tak wszyscy zaczęli teraz słuchać „Atyliroyra”. To było fantastyczne, nie zapomnę tego – wspomina Peja.
Kaseta, z dwoma wersjami „Anty”, zaczęła krążyć po mieście. Z miejsca stała się hitem, oczywiście nie tylko na naszym osiedlu, gdzie była mocno katowana, ale okazało się, że wszyscy znają juz potencjalny hit jesieni. Z miejsca Liroy odszedł do lamusa, a słuchanie jego, a już przyznawanie się do słuchania, było mega przypałem. O chłopakach zrobiło się bardzo głośno, nie tylko na poznańskim podwórku.
Długo nie trzeba było czekać, a kaseta weszła oficjalnie do obiegu na sklepowe półki i bazary.
SUKCES "ANTY"
Wydawnictwo ukazało się za sprawą Krzysztofa Kozaka, legendarnego już wydawcy rapowych płyt w naszym kraju. Szef przyszłego RRX stacjonował w tamtym czasie w Poznaniu. Wydawał już jakieś składanki muzyczne, ale dopiero „Anty” było dla niego przełomem, tak samo jak dla reszty zainteresowanych.
- Kozak znalazł mnie jakoś w październiku w sklepie z kasetami, w którym wtedy pracowałem na Placu Wolności. We wrześniu nagraliśmy numer, w październiku pojawia się Kozak, a w listopadzie pojawia się kaseta w sklepach. W sumie zajęło mu tylko miesiąc, żeby do nas dotrzeć – wspomina Kaczmi, współzałożyciel Spawaczy.
Na oficjalnej kasecie „Anty” znalazły się dwa utwory – tytułowy „Anty” i „Narkotyki”, który nagrali już sami Spawacze. Na okładce znajdował się policjant, który chyba spisuje pielęgniarkę, która trzyma „dziecko”. Zresztą spójrzcie sami poniżej. Czyste zło (wtf?).
Singiel wyszedł za sprawą „wydawnictwa” AGD, które powstało szybko, na potrzeby „Anty”. Kozak tłumaczył to konsekwencjami, które mogły wyniknąć po wydaniu materiału. Pewnie chodziło mu o te konsekwencje prawne.
Kaseta sprzedała się w nakładzie ponad 20. tys. sztuk. Wtedy sprzedaż płyt/kaset stała na wysokim poziomie, ale jak na singiel, to był wręcz kosmiczny wynik. Dzisiaj byłaby to platyna, wtedy zaledwie ułamek złota (złotą płytę przyznawano przy 100 000 sprzedanych egzemplarzy - przyp. red.).
„Anty” bardzo przyczynił się do rozwoju polskiego hip-hopu. Jego wydawniczy sukces stworzył podwaliny dla biznesu Krzysztofa Kozaka, który zauważył w tym szansę na zarobienie pieniędzy. - Wtedy podjąłem decyzję i stwierdziłem, że chcę wydawać rap, bo jest elementem fonografii, która nie dość, że mi się podoba, to chcę w nią zainwestować - wspomina wydawca na swoim kanale YT.
Na fali „Anty”, rok później, ukazała się płyta Nagłego Ataku Spawacza, która rozeszła się w nakładzie ok 120 tys.!!! Ile poszło tego na bazarach to ciężko policzyć. Tam również znalazła się kolejna wersja „Anty”, ale nie miała już tej surowości i tego sznytu. Do tego zmieniono podkład i pojawiła się cenzura w postaci "pików" (w necie znajdziecie już czystą wersję.
Nie tylko moim zdaniem to zabiło ten numer. - Drugą wersję nagrywałem już w studio Amiks u Andrzeja Mikołajczaka na os. Kopernika. Ogólnie ta wersja była straszna, bez charyzmy i nie oddawała pierwotnego klimatu. Ten zmieniony bit był słaby, nie można o tym powiedzieć nic dobrego. Wziąłem za to 800 zł od Kozaka i kupiłem sobie za to 3 big maki, a drugą połowę odpaliłem Ice manowi. Za resztę pewnie napiłem się piwa i tyle (śmiech) – wspomina Peja.
Chwilę później wyszedł debiut Slums Attack, a poznańska wytwórnia PHU Kopalnia (tak ją wtedy nazwał Kozak) zaczęła wydawać kolejne rapowe pozycje. Po przeprowadzce wydawcy do Warszawy, swoje debiutanckie płyty wydali u niego (już jako RRX) m.in. Tede z WFD, czy Sokół i jego ZIP Sład.
- To jest wartość dodatnia, bo to dało wszystkim rozpędu - i nam, Spawaczom i Kozakowi. Bez tego nie byłoby naszych karier, a mogło się to wszystko inaczej potoczyć. Zaczęliśmy od szamba, obrzucania kogoś gównem, a finalnie skończyło się to dla mnie bardzo dobrze. Nagle młody, wyobcowany, zakompleksiony chłopak z problemami zaczął przemawiać do świadomości ludzi, którzy chcieli go słuchać. To było nie do pomyślenia i przeszło to wszelkie moje wyobrażenia i oczekiwania – ocenia Peja.
Oprócz wspomnianych debiutów płytowych, które rozwinęły kariery poznańskich raperów i samego wydawcy, powstały jeszcze kolejne numery w stronę Liroya. Kielecki raper też nie był dłużny i nagrał odpowiedź pt. ”Bafangoo” na drugiej swojej płycie. Skutkiem tego był numer „Anty 2” na EPce Spawaczy pt. Rap i Gwałt”, a swój kamyszek dorzucili SLU z kawałkiem „Modus Operandi”, który znalazł się na kasecie „Mordercy”.
Niestety były też negatywne skutki tego nagrania. - Trzeba było odpracować te gangsterstwo i te wszystkie wybryki. Musieliśmy zacząć ciężko pracować, żeby nie dać się zaszufladkować z tym „Antyliroyem”. Przecież było gro osób, które mówiły, że to shit. Nie wszystko na początku było tak kolorowe, jak u Bonusa na dzielnicy – mówi Rychu.
Mogło to też wszystko skończyć się w sądzie, ale na szczęście wygrał hip-hop i skończyło się tylko na nagraniach. - Jego menadżer chciał zakładać sprawę, ale Liroy odpuścił. Nie było też żadnego ganiania i innych akcji – mówi Fazi o skutkach konfliktu.
25 LAT PÓŻNIEJ
- Nie muszę na to patrzeć z pespektywy 25 lat. Już 15 lat temu spotkałem się z Liroyem w Warszawie i sobie wyjaśniliśmy sprawy. Fakt, chwilę w tym jeszcze trwaliśmy. On ze swoim „Bafangoo” i my z naszym „Modus Operandi”. Szybko przestałem się jarać tym dokonaniem, gdyż to nie było nic znaczącego. Jednak z perspektywy lat, na pewno znaczący był fenomen, w jakim tempie rozprzestrzeniał się ten numer po całym kraju. Dzisiaj nagrałbym to inaczej i musiałbym mieć do tego konkretny powód. Wtedy zdobywałem pierwsze szlify jako nieopierzony raper, bez respektu dla starszego kolegi – ocenia Peja.
- Nie powiem, że jest mi głupio, czy jestem z tego jakoś dumny. Jeśli będzie okazja, to chętnie z nim się spotkam i pogadam. Dla mnie takie pojednanie po tylu latach byłoby całkiem ciekawe. Powiedziałbym mu parę słów w cztery oczy - tak szczerze, po ludzku, jakieś przeprosiny. Nie wiem czy on chciałby się spotkać i czy mu na tym zależy, ale z mojej strony tak to czuję - kończy wątek Fazi.
Bohaterzy legendarnego dissu działają cały czas na polskiej scenie. Peja niedawno wydał „Black Album”, a już zapowiedział EP „AR-15”, które pojawi się jeszcze w grudniu. Natomiast Fazi wydał w tym roku album pt. „Recepta” oraz mixtape „Kwarantanna” i również zapowiada kolejne projekty.
Śledząc media społecznościowe powyższych panów, można było wywnioskować, że coś wisi od dłuższego czasu w powietrzu. I rzeczywiście było coś na rzeczy, bo Fazi pojawi się na nowej płycie Peji. Po 25. latach historia zatoczyła koło i raperów usłyszymy we wspólnym numerze na nowym wydawnictwie Rycha.
Co ciekawe, co jakiś czas na aukcjach internetowych można wyłapać kasetę "Anty" w całkiem przystępnej cenie - ok 200 zł. Jak na taki rarytas, który jest poznańskim debiutem fonograficznym na polskim rynku hip-hopowym, to bardzo dobra kwota.