
Betonowe lasy
Czyli mentalna podróż przez osiedlowe bloki
| Karolina Bachorowicz
Czekasz na swojego przyjaciela na klatce schodowej, a ściana sprzedaje Ci plotę, że "Karbowiak kibluje", "Martucha daje dupy", a słowem cieszącym się największą popularnością jest "cipa" i "Kolejorz". Korkowa tablica informacyjna bezczelnie sprzedaje listę zadłużonych lokatorów, fundacja zachęca do zbiórki zabawek na dom dziecka, a kościół namawia pogubione dusze do nabożeństwa.
Betonowe lasy noszą nazwiska działaczy społecznych, przedstawicieli romantyzmu, czy też okraszone są nazwami owoców, ukształtowań terenu lub nazwami geograficznymi. Szare, niekiedy blado-różowe, rzadziej jaskrawe i zmuszające oślepione oko do mrużenia. "Wychowałem się na blokach" - mówi raper udzielający wywiadu Arturowi Rawiczowi, a to zdanie skrywa w sobie całą gamę realiów, z jakimi przyszło zmierzyć się każdemu, kto u schyłku lat 90. doznawał skompresowania na kwadracie, w którym z trudem można było umieścić tapczan i meblościankę.
Ta od Jankowiaków maluje się na klatce schodowej - dobiegł do mnie głos z otwartego okna na parterze, gdy wychodząc do szkoły zatrzymałam się na chwilę pod blokiem, aby potraktować usta ochronną pomadką z Nivea. Spojrzałam w okno, które starą firaną oddzielało strefę wścibskości i braku satysfakcji życiowej, od strefy podwórkowej - z piaskownicą pełną wrzeszczących dzieciaków, wykłócających się o foremkę do babek i ławką podsiadaną przez opiekujące się nimi matki. Gdy opuściłam mury gimnazjalnej ośmiogodzinnej męki, w domu, poza ciepłym obiadem, czekał na mnie także pretensjonalny komunikat od babci - Pani Wandzia spod dwójki powiedziała mi dziś na zieleniaku, że nie mówisz jej "dzień dobry". Od tego momentu postanowiłam fundować jej obraz nie tylko codziennego malowania ust pod oknem, ale także obściskiwania się pod nim z ówczesnym chłopakiem, układającym włosy na żel. Więcej skarg nie odnotowano.
Każdy blok ma swojego zgreda - pierduśnicę, podobnie jak blok przy ulicy Słowackiego miał Panią Wandzie, wylewającą się swoją niezgrabną tuszą z parterowego okna. Każda klatka schodowa jest wypełniona pewnymi "grypsami" pisanymi na kredowej, białej części dwukolorowej ściany. Napisy to najczęściej nazwy ulubionych zespołów, jak i słowa, które z trudem przejdą przez słowo niejednego małolata. Najbardziej upstrzony dziełami pisanymi kluczem od mieszkania lub monetą jest zazwyczaj parter. Czekasz na swojego przyjaciela na klatce schodowej, a ściana sprzedaje Ci plotę, że "Karbowiak kibluje", "Martucha daje dupy", a słowem cieszącym się największą popularnością jest "cipa" i "Kolejorz". Korkowa tablica informacyjna bezczelnie sprzedaje listę zadłużonych lokatorów, fundacja zachęca do zbiórki zabawek na dom dziecka, a kościół namawia pogubione dusze do nabożeństwa.
Grupą społeczną, która budziła grozę wśród osób starszych były "Sebixy". Osobniki występujące w zwartych grupach, ulokowani zazwyczaj na ławce lub klatce schodowej. Znaki szczególne są zalezne od fauny i plenerów, w których występują. Jednak powtarzającymi się najczęściej elementami w kodzie kulturowym "Sebixa" są m.in. białe czapeczki z daszkiem (model całoroczny), adasiowe trój-paski, długie frotowe skarpetki "najacza" (tutaj również pora roku zazwyczaj nie ma znaczenia), buty Puma Ferrari (w zależności co w stajni na danym rejonie). Nie można zapomnieć o pragnieniach egzystenconajlnych – piwko w łapie, zawsze mają bibułkę, no i zawsze pomogą coś skołować (z różnym skutkiem). Ich językiem ojczystym jest mowa podwórkowa. Jeśli na "dzielnię" wprowadzasz się jako świeżak, możesz narazić się Sebixowi, być regularnie zaczepianym, lub może się okazać, że twoje auto nadaje się po prostu do lakiernika. Jest też druga strona medalu – możesz łatwo z nimi zagadać, gdyż tematy nie są skomplikowane, np. te egzystenconalne. Potem już tylko osiedlowa symbioza.
Jeśli ktoś chciał spędzić wakacje na klatce schodowej paląc pierwsze papierosy, musiał liczyć na pomoc w postaci kolegi, który będzie informował o pojawieniu się sąsiada-donosiciela na horyzoncie. Jako obserwatorka blokowiskowego życia, będąc jeszcze nastolatką, często doświadczałam dysonansu poznawczego, co do niektórych zagadkowych postaci, z którymi dzieliłam czteropiętrowy budynek. W pamięć najbardziej zapadł mi sympatyczny pan Włodek, który wyglądem przypominał Gunthera - wąsatego pasibrzucha, jaki razem z Samanthą Fox nagrał zreaktywowaną wersję "Touch me". Pan Włodek z serdecznością i bezinteresownością pomagał mi wnosić mojego ukochanego, komunijnego Rometa na czwarte piętro w porze obiadowej, a wieczorową porą wracał do domu w powiewach halnego wiatru, będąc ostatnim gościem osiedlowej pijalni. Pijalni o nazwie będącej imieniem właścicielki - "Baśka", gdzie większość borykających się z prozą życia w małym mieście panów, zapijała swoje niespełnione marzenia o wielkiej karierze, zostawiając przy tym część swojej marnej wypłaty.
Na ulicy Słowackiego 15 lat życia minęło, jak jeden dzień. Blokowiska to scentralizowane życie różnych warstw społecznych, które na małej płaszczyźnie są zmuszone krzyżować swój poziom kultury osobistej i przyzwyczajeń. Osiedlowy pijak stosuje swój "cat calling" na nieskazitelnej bizneswoman, a zwykły Janusz, dotknięty samotnością wylewa swoje żale dwudziestoletniemu informatykowi, który z kobietami obcuje tylko on-line. Teraz mija mi 29 lat życia, spływa po mnie to, czym zajmują się moi sąsiedzi, odcinam się od małomiasteczkowego stanu umysłu, choć po raz kolejny przyszło mi mieszkać w bloku. W bloku znajdującym się w naszej stolicy, tak że "butlę wody wprawiam w ruch synu, to Ursynów".
Fot. Wojtek Antczak