
Legenda o krawcu z Chwaliszewa
Miejskie legendy cz. III
| Viola Łechtańska-Błaszczak
O czym w Poznaniu blubra się przy stole? Próbujemy Wam o tym opowiadać w ramach naszego cyklu "Legendy Poznania". Jak szukamy inspiracji? Zaglądając do wydarzeń aktualnych. Dla przykładu w listopadzie powinniśmy zająć się tematem rogali marcińskich – taki wybór wydawałby się naturalny, ale nie tym razem. Pandemia kładzie na łopatki każdy inny temat.
Zapewne słyszeliście, że koronawirusa nie ma. Zatem kto na tamten świat czy w jakąkolwiek inną przestrzeń wysłał Kenzo Tekada? Agencja AFP mówi, że projektant mody zmarł 4 października w Paryżu na Covid-19. Skoro jesteśmy w cyklu "Legendy ..." możemy tutaj podać, że to manipulacja informacją i media kłamią, a już na pewno, że miał choroby towarzyszące. Wiemy jednak na pewno, że początki kariery Japończyka nie były usłane różami, w latach pięćdziesiątych w Japonii bycie kreatywnym nie było akceptowane a, szybko przechodząc do końca tej opowieści, dziś jego majątek jest szacowany na 100 mln dolarów. Kończymy o Kenzo, bo czeka na nas krawiec z Chwaliszewa. On także mógł mówić o pewnego rodzaju karierze - w Polsce, dokładnie u nas w Poznaniu, po prawej stronie rzeki.
Kilka wieków temu Poznań był zupełnie inną przestrzenią, niż ta, w której funkcjonujemy dziś. To oczywiste, jednak spróbujmy sobie to wyobrazić. Zobaczcie rzekę Wartę, która rozlała się pomiędzy wyspami tworząc Miasto. Jedna z tych wysp w okolicy Garbar była niezwykle wyjątkowa. "Na wyspie mieszkali znakomici rzemieślnicy, obok rybaków i piskarzy, głównie krawcy, szewcy, których wyroby skutecznie konkurowały z produkcją rzemieślników z lewobrzeżnego Poznania, przysparzając miasteczku pieniędzy i splendoru." - czytamy w książce Koziołki, rury i czarcie ogony autorstwa Małgorzaty Swędrowskiej z ilustracjami Joanny Bartosik.
Krawiectwem parali się nasi przodkowie już w czasach najdawniejszych. Jednak pierwsze wzmianki o krawcach – rzemieślnikach, którzy konstruowali, kroili, a także szyli odzież można się doszukiwać w XII wieku. W Polsce pierwsza taka wzmianka o cechu krawców pochodzi z 1282 roku z Warszawy, zaś oksfordzki Słownik Języka Polskiego notuje pojawienie się tego terminu na rok 1297. Wówczas odzienie było noszone z czysto prozaicznego powodu – użytkownikom miało być ciepło. Szyło się w domach, ale zlecenia na odzież zimową dostawali krawcy. Szyli oni także dla księży czy władców - stroje, szaty, odzienia wierzchnie, o czym za chwilę. W tym miejscu warto wspomnieć o poznańskim rzemieślniku.
Stroje w czasach Chwalisza bywały niedoskonałe, niepraktyczne. Było w nich ciepło, ponieważ były wykonywane z naturalnych skór, nie do końca bywały jednak wygodne. Wówczas do szycia nie używano igieł i nici. Używano natomiast sznurów i rzemieni. Te jednak w podczas noszenia zużywały się, pękały i nie spełniały już swojego zadania. Krawcy zachodzili w głowę szukając rozwiązania. Testowali ciągle nowe metody, ale rzemienie wciąż się rozwiązywały. Jak na trwale zszyć skórę? Takie pytanie zadawał sobie krawiec, który po długich godzinach mierzenia i warzenia znalazł rozwiązanie. Właściwie ono samo do niego przyszło, jak jabłko Newtona, które "odkryło" grawitację.
Rysunek: Monika Maciejewska
W przypadku naszego krawca było to tak. "Wieczór zdążył już naszyć na słońce łatkę zmroku, a krawiec wciąż wpatrywał się w skóry i rzemienie. Wreszcie, trochę ze smutku, że nic do głowy mu nie wpadło, a trochę, by poprawić sobie humor, zaczął robić coś zupełnie innego. Kilka dni wcześniej dostał od drwala piękny konar, z którego chciał przygotować wieszaki na zamówione ubrania. Zaczął więc strugać otwory na haczyki, które wykonał z patyków i sęków. Pracował z takim zapałem, podśpiewując przy tym radośnie, że nie zauważył, jak przebił drewno na wylot i przedziurawił leżące pod konarem skóry przeznaczone na ubrania dla rybaka." - czytamy w książce Koziołki, rury i czarcie ogony .
Niektórzy mówią, donosi też literatura, że krawiec był kaleką.
"Po prawej stronie Warty mieszkał jeden krawiec,
poczciwy człeczyna, nie żaden szubrawiec,
ozdobę miał na czole z płowej, pięknej grzywy,
piękną twarz posiadał, był niestety krzywy;" ("O Chwaliszewie i krawcu" Julia Męcińska w: "Poznańskie legendy i nie tylko" Krzysztof Kwaśniewski)
Krzywy czy nie krzywy, ale słuch o nim nie zaginął do dziś dnia. Jego odkrycie najpierw jednak dotarło do samego Lecha w Gnieźnie. Przybył więc wraz z synem Przemysławem i poprosił o nowe szaty. Zupełnie za darmo dostał nie tylko ciepłe odzienie, ale i kapcie.
"Dziwi się Lech i z nim razem Przemko
nad ładną łapci foremką,
nad ładnym wnętrzem wilczury
i nad pięknością wierzchniej skóry"
Zachwyceni metodą krojenia, szycia i materiałami okrzyknęli Chwaliszewa swoim przyjacielem. Nie tylko za kunszt wykonania, ale i za te słowa:
"Nie próżnoś panie ludziom grody wznosił
– rzecze mu krawiec z szczerością prawdziwą
– nie każ, bym dłużej przyjąć dar cię prosił,
obdarz mnie w łasce tą chwilą szczęśliwą".
Za skromność i bezinteresowność, ale w podzięce za ubrania, Lech nazwał dzielnicę leżącą pomiędzy Wartą a Garbarami Chwaliszewem. Z nazwy tej możemy korzystać do dziś. Choć, jak to z legendami bywa, jest też inna wersja wyjaśnienia nazwy, która wiąże się ściśle z drogą ku katedrze, gdzie chwali się Boga. Jednak czy opowieść o krawcu nie jest ciekawsza?