
Poznański hejnał i król kruków
Legendy Poznania
| Viola Łechtańska-Błaszczak
Stary Rynek. Ona spaceruje. Przechadza się smętnie, potykając o kocie łby. Szczęśliwie patrzy w górę. Jest samo południe. Na galeryjkę wychodzi trębacz i gra hejnał Poznania. Ma czapkę, trąbkę i mundur Orkiestry Miasta Poznania działającej przy MPK. Ona zamyka oczy i myśli o tej prostej melodii opartej na trójdźwięku. Skąd się wzięła? Otwiera oczy, patrzy na ludzi z uniesionymi głowami. Widzi najpiękniejszy gmach Poznania – Ratusz, są Koziołki, są ciekawskie oczy mieszkańców i turystów, dzieci liczą. Zamyka oczy i przenosi się w czasie.
Patrzy na nich z góry, z izby trębacza ratuszowego. Spogląda z wieży, z której roztacza się piękny widok na miasto i daleką okolicę. Na co dzień Przemko był wartownikiem miejskim, czuwał nad bezpieczeństwem tych na dole. Jeśli zagrażało im niebezpieczeństwo trąbił na alarm, wzywał innych np. do gaszenia pożaru. Nierzadko towarzyszył mu syn Bolek, który uwielbiał siedzieć w galeryjce. On też patrzył w niebo, jak wiele lat później wielu z nas. Z chmur układały mu się kształty, marzył tam godzinami, zegar tykał. A on wiedział, że jak dorośnie, będzie trębaczem ratuszowym.
Pewnego dnia zdarzyło się coś zdumiewającego. Kiedy siedział sobie w galeryjce czarny ptak runął u jego stóp. To był kruk z uszkodzonym skrzydłem. Bolko najpierw się wystraszył, ale od razu wiedział, że jakoś musi pomóc zwierzęciu. Mówił do niego czule, delikatnie obmył zranione skrzydło i nasmarował maścią. Przygotował mu legowisko i tym chętniej przesiadywał w wieży ratuszowej całymi dniami – miał bowiem swój mały cel – wyleczyć kruka. Niektóre źródła mówią, że w leczeniu ptaka pomagała mu matka.
Ptak z każdym dniem nabierał sił. Nazajutrz skacząc zabawnie, zaczął za chłopcem chodzić wszędzie tam, gdzie Bolko się udał. To była wielka, mała przyjaźń. Kto by przypuszczał, że ten słodki przyjaciel kryje w sobie tajemnicę.
W pewną noc Bolko poczuł delikatne dziobanie w rękę. Kruk obudził chłopca. Ten otwierając oczy musiał przetrzeć je kilkukrotnie ze zdumienia. Przed nim nie stał już kruk, a karzełek w purpurowym płaszczu i złotej koronie na głowie. – Nie lękaj się, Bolku. Ja jestem królem kruków, któremu uratowałeś życie. Pewien strzelec miejski strzelił do mnie z samopału i przestrzelił mi skrzydło. I gdyby nie twoje serce litościwe i twoja troskliwa opieka, byłbym na pewno umarł. Ale teraz nadeszła chwila, kiedy musimy się rozstać. Muszę już wracać do mego ludu kruczego. Tobie zawdzięczam dziś życie, a w podzięce za okazaną mi litość i miłość pozostawiam ci ten oto mały upominek” (pisze Stanisław Świrko w książce „Orle Gniazdo”, dokładnie w rozdziale „Trębacz ratuszowy i król kruków”). Bolek dostał w darze srebrną trąbkę, którą miał zatrąbić w razie kłopotów – z każdego narożnika wieży, na cztery strony świata i czekać na pomoc króla kruków.
Kruk zamienił się w ptaka i odleciał, pozostawiając po sobie smutek i tęsknotę.
Lata mijały. Bolko zajął miejsce po ojcu i jako trębacz opuszczał wieżę tylko wtedy, gdy znalazł dla siebie zastępstwo. Schodził po to, by kształcić się jako żołnierz miejski. Trąbkę zawsze nosił ze sobą, stała się jego talizmanem.
Dla Polski to były trudne czasy. Do naszego kraju wkroczył nieprzyjaciel. Broniliśmy się bohatersko, ale obce wojska zbliżały się też do naszego miasta. Walka była nieunikniona. Bolek walczył dzielnie. Jednak, gdy atak nadszedł od bramy Wrocławskiej poznaniacy zaczęli słabnąć. Kobiety z dziećmi chroniły się w kościołach, w mieście było coraz większe spustoszenie. „Tak, to ten moment” – pomyślał mężczyzna. Co sił w nogach pobiegł schodami na górę wieży, wziął trąbkę w rękę, krzyknął „Bóg i Ojczyzna”, spojrzał na walczących kolegów i z całej siły, w każdą stronę świata zagrał na swym magicznym talizmanie. Gdy ostatni dźwięk popłynął w stronę słońca, Bolek z trąbką w ręce wyczekiwał niewiadomego. Widok na dole niezmienny – hałas, pożoga, miasto w rozsypce. „Idę na dół” pomyślał, ale chcąc zrobić krok w tył poczuł opór. Za nim stał on – król kruków powrócił.
– Pomoc już bliska – powiedział król kruków. – Patrz i słuchaj. Karzeł zatrąbił w swoją złotą trąbkę i zagrał królewski sygnał. Na niebie pokazały się czarne chmury, ale co to? One całe się ruszają. To nie chmury, a tysiące stad kruków. Z każdej strony świata przyleciały atakować wojska nieprzyjaciela. Bojownicy ze strachu uciekali w popłochu, a w tym biegu kruki ich gładziły. Król zniknął na zawsze, a w Poznaniu zapanował spokój. Mieszkańcy kazali mianować Bolka wójtem.
Bolek zapamiętał sygnał, którego kazał mu słuchać król kruków. Od tej pory słyszymy go dziś na ratuszowej wieży w Poznaniu. Trębacz gra go jednak już na zupełnie innej trąbce.
Choć poznański trębacz – Andrzej Kubiak, muzyką zajmuje się amatorsko, bowiem z zawodu jest projektantem linii energetycznych, od 2002 r., melodię hejnału odgrywa codziennie. W razie urlopu lub niedyspozycji zastępuje go syn, który ukończył szkołę muzyczną I stopnia. Można więc powiedzieć, że to rodzinna tradycja.
Każdy z Was choć raz oglądał koziołki, a może tym razem dostrzeżecie trębacza? W Krakowie chowa się we wnętrzu bazyliki, nasz wychodzi na galeryjkę, obchodząc ją dookoła czterokrotnie przystaje i gra hejnał w każdą stronę świata. To właśnie na niego z utęsknieniem patrzy dziewczyna.