
Ruina, miejsce na browarka czy park bioróżnorodności?
Stadion Szyca dziś i jutro
| Joanna Gruszczyńska | fot. Sławek Wąchała
Dla poznanianek i poznaniaków to dziki park - miejsce na piwo albo spacer z psem. Część z nich wolałaby pewnie, żeby ktoś w końcu Stadion Szyca uporządkował. Taka ruina w centrum miasta to przecież wstyd. Ale są też inni użytkownicy tej przestrzeni. Oni nie mogą zabrać głosu. To nietoperze, ptaki, zagrożone gatunki trzmieli, tysiące grzybów i roślin, dla których opuszczony obiekt sportowy stał się domem. Jaka przyszłość czeka Stadion Szyca i czy w Poznaniu jest miejsce na azyl dla wszystkich istot?
I
Przechodzę przez parking, który niezgrabnie ciągnie się dookoła Stadionu i stanowi granicę między dawnym obiektem sportowym a POSIR-em, Multikinem 51, AWF-em i zapyziałym targowiskiem Bema (straganów już nie ma, ale kiedy spacerowałam w maju jeszcze dogorywały). Dookoła piach, pokruszony asfalt, zdezelowane budy z blachy i kilku spacerowiczów z psami. Wchodzę na trybuny przez dziurę w płocie jak jakiś intruz albo chuligan. Przede mną byli tu inni. Pozostawili potłuczone szkło, kupę śmieci, stare ubrania; wydeptali ścieżkę, mury pomazali sprayem. To nie tylko ślady ich obojętnej obecności, ale coś więcej - wyraz spontanicznej aktywności i zawłaszczenia.
Do wnętrza stadionu można się dostać na dwa sposoby - górą („na widza”) i dołem („na piłkarza”). Można na murawę wbiec wejściem, którym szczerbate dzieci wyprowadzają zawodników na mecz, lub, wspinając się na trybuny, wyobrazić sobie, że przyszło się na pojedynek Lech Poznań-Zawisza Bydgoszcz w 1972. Choć ligowe mecze z podziałem na role kibic-piłkarz nie są regularnie rozgrywane na stadionie od co najmniej 25 lat, na obiekcie zachował się stary podział na dwie przestrzenie. Trybuny to teraz strefa wielogatunkowego i kilkupiętrowego drzewostanu, czyli zagęszczenia, zwarcia i wspólnego oddziaływania. Ta niekontrolowana dzikość przyrody nawiązuje do stadionowej wrzawy, wspólnoty kibiców i energii tłumu. Murawa pozostała przestrzenną łąką, miejscem skupienia. Przyroda naśladuje dynamikę meczu piłkarskiego, z tym że rywalizację drużyny A z drużyną B zastąpiła rywalizacja człowieka z naturą. Walka tego, co ludzkie, z tym, co dziewicze, nie jest wyrównana. Człowiek startuje z pozycji uprzywilejowanej. Mimo tego, że gdy stadion popadł w stadium nieużytku, pozostawiona sama sobie przyroda poradziła sobie, odrodziła się na sztucznych podwalinach i samoistnie pojawiła się tam, skąd ją wcześniej wypleniono, człowiek nadal próbuje ją zdominować i wprowadzić swój ład. Kopci fajki, pety wyrzuca byle gdzie, z łąki-murawy robi sobie wysypisko śmieci. Piłka w nadal grze.
II
Spacerując „górą”, nie trzeba przedzierać się przez gęstwinę drzew, chaszczy i wysokich traw. Wokół stadionu biegnie wydeptana ścieżka. Zacienione fragmenty lasu gdzieniegdzie rozrzedzają się z blaskiem. To korony drzew rozplatają się na moment, odsłaniając niebo. Rozbite kawałki szkła, odpryski libacji, trzeszczą pod butami. Tam, gdzie mniej jest drzew, spacerowicze przystają i wpatrują się w panoramę miasta. Widzą czerwony budynek Uniwersytetu Ekonomicznego, wildeckie kamienice i wieżowce przy Moście Dworcowym. Ta uformowana przez mieszkańców Poznania ścieżka symbolizuje brak - brak dzikości, pierwotności i asymetrii w mieście. Ci, którzy tego poszukują, trafiają w końcu na Stadion Szyca, by wydeptać ten niemy apel o zachowanie w mieście odrobiny dzikiej natury. Można by rzec, że ścieżka z lotu ptaka układa się w napis: „Jest tu miejsce dla wszystkich”. Takie łazikowanie nie ma w sobie nic z wandalizmu; wręcz przeciwnie, jest przykładem aktywności pozytywnej, poszukującej porozumienia; jawi się jako próba odnalezienia nowych form współistnienia.
III
Jest wczesne popołudnie. Wychodząc ze stadionu, mijam trzyosobową grupę alkoholową. Ich „napowietrzne” spotkanie nie jest wyjątkowe; świadczą o tym porozrzucane tu i ówdzie relikty popijawek - potłuczone jasne szkło, zgniecione puszki po piwie i rozmiękłe pety. Nagromadzenie petów i szkła na metr kwadratowy to swoisty wyznacznik stref libacji, sektorów zerowania trunków i innych przyjemności. Także w rzeczywistości wirtualnej miejsce ma pijacką aurę - internauci często podkreślają, że to świetne miejsce na browarka, chwaląc ciszę, spokój i bliskość przyrody. W googlowych opiniach Stadion zdobył 3,6 gwiazdki na 5.
„Fajna miejscówka do browarka i kontemplacji nad sensem bytu. Polecam” - Paweł.
„Na stadionie można również pić piwo i robić grilla. Niestety z czasem niszczeje” - Jakub.
„Wspaniałe miejsce, stadion w bardzo dobrym stanie do pokopania w piłkę, poza tym można tam pić piwo, palić dżointy i robić grilla” - fx. dx.
I to tyle, jeśli chodzi o funkcjonalność obiektu.
I choć nie można, co prawda, porównywać Stadionu Szyca z nadwarciańską strefą dozwolonego spożywania alkoholu, która bardziej przypomina festyn albo zorganizowaną imprezę studencką typu Juwenalia, to nie sposób nie zauważyć podobieństw. Zarówno na Stadionie, jak i nad Wartą, spożywające grupy spokojnie koegzystują ze spacerowiczami. Biegacze, właściciele psów, ludzie maszerujący z kijami i pan z flaszką w kieszeni nie przeszkadzają sobie nawzajem. Biesiadowanie na stadionie jest jednak sytuacją bardziej kuluarową, kameralną i sentymentalną. W „picie na Szyca” wpisany jest pewien element wtajemiczenia (wszak nie jest to miejsce popularne), przekroczenia czy ryzyka (w końcu wkraczamy na niebezpieczny teren, jak można przeczytać na żółtej tabliczce przyczepionej do płotu), a nawet hakowania rzeczywistości (bo to jednak biesiadowanie na nieużytku). Można zrealizować tam mit powrotu do natury (śpiew ptaków, dziewiczość przyrody) oraz tajemniczego ogrodu (fizyczne i duchowe uzdrowienie poprzez bliskość z naturą). Jasne, teraz trochę żartuję, ale no sami powiedzcie, czy Stadion nie jest świetną scenerią do luźnego alkoholowego spotkania?
IV
Ukryte i zdegradowane budynki zasługują na trochę uwagi i ciepła. Nieużytek, jak to nieużytek, wręcz prosił się, by ktoś w końcu wziął puszkę ze sprayem i go trochę podrasował. I tak mamy w samym centrum Poznania graficiarski open-space z prawdziwego zdarzenia. Zdeformowane pokemony Pikachu, Eevee i Charmander, portret kobiety a’la Neytiri z Avatara, demoniczna twarzoczaszka i główka od Somearta w masce Guya Fawkesa to tylko niektóre z wystawionych „na Szycu” prac lokalnych artystów. Tu w zasadzie każdy może spróbować swoich sił w streetarcie, wyrazić siebie i uczynić zarazem Poznań piękniejszym i weselszym. W tej miejskiej galerii nie brakuje spontanicznej typografii („ale syf”), cytatów motywujących („Pamiętaj, uwierz w siebie!”) i pełnych goryczy komentarzy po rozstaniach („Ada to szmata”, gdzie słowo „szmata” przekreślono i zmieniono w „fajna”). Ta kolorowa ściana zachęca do podjęcia rozmowy z nieznajomymi („wspólnikami zbrodni”). Niestety, chętnych do dyskusji jest więcej niż miejsca na ścianach, dlatego o swoją przestrzeń wystawienniczą trzeba zawalczyć, często kosztem prac kolegów i koleżanek po fachu. „Gay love is the best love” kontra rower powieszony na szubienicy. „Na Szycu” można też trochę podebatować o polityce i przedstawić swój światopogląd. Wszystkie chwyty dozwolone.
V
O opuszczonym stadionie od dawna mówi się wiele, a kierunek dyskusji o poznańskim „nieużytku” demaskuje wyobrażenia i oczekiwania większości dotyczące tego, jak powinno wyglądać miasto i jego przyroda. W artykułach poświęconych stadionowi najczęściej pojawiają się hasła: „ruina”, „straszy” i „ponura atmosfera”, ale są też porównania bardziej wyrafinowane: „Widok jak z horroru w samym centrum miasta” (magazyn.wp.pl, 2017), „wstydliwe popadanie w ruinę” (portalkomunalny.pl, 2018), czy - moje ulubione - „Zaledwie kilkaset metrów dalej znajdują się dawne płuca Poznania […]. Niestety dziś przypominają one raczej płuca… nałogowego palacza, który już dawno przegrał walkę z nowotworem (rfbl.pl, 2018)”. Nieokiełznana, stadionowa przyroda wywołuje u autorów tych słów poczucie zagrożenia i dyskomfortu. Strach, o którym piszą, budzi nieograniczona dzikość, która wymknęła się spod kontroli człowieka i rozrasta się na swoich warunkach, odcinając horyzont i zmniejszając pole widzenia. Stadion, który utracił misję sportowo-rekreacyjną, został w kilku zdaniach zdegradowany do roli elementu wadliwego, niechcianego i nieestetycznego. Na tle innych budynków i funkcjonalnej przestrzeni miejskiej jawi się jako wybryk natury albo anty-przestrzeń. Może się wydawać, że w Poznaniu nie ma miejsca na takie urbanistyczne kuriozum. Jeśli jednak przenieść uwagę z procesu degradacji (czyli procesu negatywnego) na proces odradzania się (czyli czegoś pozytywnego), odkrywają się nowe znaczenia, a słowo „nieużytek” traci swój sens. „Nieużytek” jest w rzeczywistości użytkowany, tętni życiem, choć nie zgodnie z rytmem dyktowanym przez człowieka, lecz przez naturę. Wiosną Stadion pachnie bzem i czeremchą; latem jest siedliskiem dla modraszki, grzywacza i dzięcioła; jesienią zrzuca kolorową powłokę z liści klonów, dębów i topoli; zimą słuchać tu mrówki drążące korytarze pod ziemią.
VI
Co dalej ze Stadionem? Wydawałoby się, że w październiku zeszłego roku zapadła ostateczna decyzja - rudera zniknie, a teren przejmie filharmonia. „Wszystko wydaje się być już przesądzone i w miejscu, gdzie obecnie znajduje się stadion Szyca, w przyszłości powstanie nowy budynek filharmonii" - donosił portal tenpoznan.pl. Filharmonia Poznańska jest jedną z niewielu poznańskich instytucji, która nie ma siedziby. Polski Teatr Tańca przeniesie się do nowego budynku na ul. Taczaka na początku grudnia, a Teatr Muzyczny w 2024 roku będzie mieć najnowocześniejszą (według poznańskich urzędników i autorów projektu) siedzibę spośród wszystkich teatrów w Polsce. Filharmonii też należy się własny kąt, z tym zgadzają się wszyscy, jednak zaproponowana lokalizacja, czyli teren Stadionu Szyca, jest pomysłem chybionym. Mieszkańcy Wildy, jak pokazuje badanie społeczne z 2012 roku, woleliby w tym miejscu park (81% mieszkańców) albo obiekt sportowy (19% mieszkańców). Głos poznaniaków powinien być decydujący, nawet, jeśli nie jest zgodny z wizją władz. Włodarze miasta czasem wolą jednak udawać, że go nie słyszą. Na szczęście w kwietniu sprawy przybrały inny obrót i dla filharmonii znalazło się nowe miejsce. „Po przeanalizowaniu kompozycji urbanistycznej tego obszaru okazało się, że najlepszą lokalizacją dla tak ważnego dla województwa obiektu nie byłby wcale stadion, a zaniedbany i wymagający interwencji teren dzisiejszego targowiska Dolna Wilda" - nowe wieści przynosi portal tenpoznan.pl. Stadionowi po raz kolejny udało się przetrwać. Pomysłów na tę przestrzeń było wiele. W przeszłości planowano przeistoczyć go w tor wrotkarski, salę widowiskowo-sportową, deweloperskie mieszkania (kilka lat temu zmieniono Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego i teren jest teraz chroniony przed zabudową mieszkaniową), a także park z alejkami spacerowymi i rowerowymi. Na razie jednak stoi tak, jak stał.
VII
“koliduje z drzewem nr 309, zasłaniany przez drzewo nr 308
do wycinki
bryła korzeniowa naderwana, po złamanym niegdyś pniu rana
do wycinki
rozległe uszkodzenia, niebezpieczne rozwidlenia
do wycinki”
Jeden z najgorętszych dni w roku, termometr pokazuje 37°C w cieniu, ale tu, na Stadionie Szyca, upał nie jest tak uciążliwy. Jest na pewno kilka stopni mniej niż w centrum, a powietrze rześkie na tyle, że da się wziąć głęboki oddech, bez zaciągania się kurzem, pyłem i miejską duchotą. W Poznaniu wszyscy mówią o suszy, wypłowiałych trawnikach, obumierających drzewach, pękającej ziemi, a tu łąka zielenieje w oczach. Dwie postacie stoją na łące i recytują wiersz. Do wycinki, do wycinki, do wycinki. Słowa odbijają się od pnia do pnia, od konaru do konaru, aż w końcu wlatują do ucha i wprawiają ciało w rozedrganie. Słowa wywołują ból. Drzewa odzyskują głos. Teraz kobieta wyciąga urządzenie i wykonuje ruchy, jakby skanowała nim przestrzeń. Na ekranie pojawiają się hasła: „Jeśli ten ekosystem zostanie zniszczony, uwolni jednorazowo do atmosfery prawie 9000 ton ekwiwalentu CO2. Roczna, średnia emisja osoby zamieszkującej w Polsce to 7,5 tony ekwiwalentu CO2”. Kobieta obraca się i powoli zanurza się w łąkę. Publiczność podąża za nią.
W 2019 roku w ramach Malta Festival Anna Siekierska, rzeźbiarka i aktywistka działająca na rzecz przyrody, wykonała performans badawczy „Sanatorium dla wszystkich istot”. Stworzyła poezję inspirowaną oceną dendrologiczną stanu zdrowia stadionowych drzew i narzędzie do obliczeń śladu węglowego, który powstałby, gdyby stadion i jego ekosystem zniknęły. Performans połączony był z dyskusją na temat poznańskich „nieużytków”. Efektem pracy artystki jest propozycja utworzenia na terenie stadionu miejskiej ostoi różnorodności lub parku bioróżnorodności. Tak naprawdę jednak nic tworzyć nie trzeba; wystarczy nie wycinać, nie kosić, nie zaśmiecać i nie zadeptywać. Innymi słowy, dać roślinom rosnąć, a zwierzętom nie odbierać schronienia. Na propozycji się nie skończyło i kilka miesięcy po performansie powstała Komisja Dialogu Obywatelskiego ds. ochrony środowiska. Przyrodnicy i społecznicy spotkali się z urzędnikami miasta (prezydent nie odpowiedział na zaproszenie), aby przypomnieć o wartości terenu niezagospodarowanego i zawalczyć o jego przyszłość. Urzędnicy wysłuchali, poprzytakliwali i wrócili do domów. Sprawa zawisła w próżni.
VIII
Koncepcja Anny Siekierskiej na park bioróżnorodności zakłada kompromis, czyli połączenie dzikości (pozostawienia przyrody sobie samej) i rekreacji (stworzenia miejsca dla ludzi), ale z odejściem od antropocentrycznej wizji tego miejsca w mieście. Rośliny, zwierzęta, grzyby i ludzie byliby użytkownikami tej przestrzeni na równych zasadach. Człowiek musiałby pogodzić się z niejaką degradacją; odtąd to nie on i jego zachcianki byłyby w parku najważniejsze. Co to oznacza w praktyce? Minimalną ingerencję projektanta, czyli np. zachowanie ścieżki w koronach, rezygnację z oświetlenia i z usuwania martwej roślinności oraz stworzenie pomostu, który umożliwiłby spacery nad murawą. Łąka rozwijałaby się samodzielnie, a pomost pozwoliłby nam ją obserwować. Wizyta w parku bioróżnorodności byłaby lekcją ekologii.
Lekcja I: Samosiejki
Obserwacja samosiejek pozwala uczestniczyć w pokazie sił przyrody, która nie potrzebuje ochrony ani opieki. Samosiejki mają często gęstszą koronę i bardziej rozbudowany system korzeniowy niż sadzonki ze szkółki ogrodniczej. Częściej stwierdza się u nich występowanie mikoryzy. Samosiejki retencjonują więcej wody, są trwalsze i bardziej wytrzymałe na zmieniające się warunki klimatyczne. Wycinka starych, stadionowych samosiejek byłaby dużym zagrożeniem dla wartości przyrodniczej Poznania i doprowadziłaby do spadku różnorodności gatunkowej i liczebności ptaków w mieście.
Lekcja II: Łąki zamiast trawników
Stadionowa łąka jest domem dla wielu bezkręgowców (m.in. 16 gatunków mrówek), którymi żywią się ptaki, i roślin stanowiących bazę pokarmową dla dzikich zapylaczy (np. 6 gatunków chronionych trzmieli). Absorbuje dużo wody podczas ulewnych deszczów, dlatego zmniejsza ryzyko niewielkich powodzi, a w przypadku suszy nie wymaga podlewania, bo rośliny korzystają ze zgromadzonych wcześniej zasobów.
Lekcja III: Martwa roślinność
Opadłe liście, zalegająca ściółka oraz uschnięte gałęzie i pnie drzew zapewniają żyzność gleby i są siedliskiem dla wielu grzybów i zwierząt. Im bogatsza i bardziej wartościowa przyrodniczo zieleń miejska (czyli taka, w której jest miejsce na np. stare zadrzewienia), tym lepszy bilans tlenowy i CO2 w mieście oraz jego lokalny klimat. Bogactwo przyrody zmniejsza skażenie chemiczne i zapylenie w miastach oraz ogranicza hałas.
Lekcja IV: Kliny zieleni
Stadion Szyca jest elementem klinowo-pierścieniowego systemu zieleni Poznania. Kliny zieleni powstały w latach 30. Przedzielają one poznańskie dzielnice, tworząc między nimi ściany drzew i roślinności niższej. Taki system poprawia napowietrzenie miasta, zwiększa zaopatrzenie powietrza w wilgotność i zapewnia wymianę gatunkową flory i fauny. Większość obszarów klinów jest chroniona w planie ogólnym zagospodarowania przestrzennego miasta Poznania i w wielu planach miejscowych, mimo to deweloperzy wciąż forsują inwestycje na ich terenie (np. sprawa ROD Bogdanka).
W Poznaniu ma szansę powstać miejsce jedyne w swoim rodzaju. Czy jesteśmy gotowi myśleć mniej egoistycznie i komercyjnie? To już chyba najwyższy czas.
***
Pisząc część VII i VIII, korzystałam z dokumentów dot. podsumowania projektu „Sanatorium” oraz publikacji prof. dr hab. Macieja Luniaka „Dzikie w parkach miejskich - jak mu sprzyjać”. Za udostępnienie materiałów dziękuję Ani Siekierze.
Galeria


