Freshmag Freshmag
  • Kontakt
  • O nas
  • Newsy
  • •
  • Wydarzenia
  • •
  • Miejsca
  • •
  • Magazyn
    • Lifestyle
    • Moda
    • Kuchnia
    • Aktywnie
    • Czytelnia
    • Muzyka
    • Ludzie
  • •
  • Relacje
  • •
  • Wywiady
  • •
  • Festiwale
  • •
  • Konkursy
  • Kontakt
post-image

Wailin Storms. One Foot in the Flesh Grave (2015)

Trutnie trują o muzyce



| Ireneusz Grzybowski

Gumbo jest cudowne, boskie, zajebiste. Kto nigdy go nie kosztował, prawdopodobnie niewiele wie o amerykańskiej kuchni. Dobre, luizjańskie gumbo gotuje się długo i cierpliwie, a składa się z wielu ingrediencji. Pewnie co kucharz, to wersja, ale bez jednego składnika dobre gumbo się nie uda - bez okry. Okra w gumbo jest spoiwem i jest arcyważna. Okra to warzywo mało znane w naszym słowiańskim Imperium, ale nie dość, że łatwo je kupić, to nie jest nawet drogie. I wystarczy już tylko dorzucić kurczaka, krewetki, może być też mięso z wiewiórki, albo oposa, mieszankę kreolskich przypraw, czosnek, kukurydzę, w chuj innych rzeczy, i gotowe… A, jednak nie! Jeszcze trzeba ciągle mieszać, bo się przyjara. I cały czas pilnować odpowiedniego balansu smaków. Dacie radę? No, kurwa… Chyba jutro ugotuję gumbo!


Wailin Storms to zespół, który niektórzy z Was zapewne kojarzą. Dla pewnych wyjątków, a i dzięki Antenie Krzyku, stali się chyba nawet zespołem roku, objawieniem, petardą, absolutem. Ale ja nie o rankingach chciałem. Ja ten zespół po prostu pokochałem. Za co? A właśnie za tą okrę. To znaczy ikrę, którą mają, a którym wielu zespołom zwyczajnie brakuje. Sami nawet niedaleko Luizjany mieszkają, biorąc pod uwagę amerykańskie poczucie odległości, choć w tym przypadku wolałbym pokonwersować o amerykańskim poczuciu smaku, a tutaj akurat bardzo warto.

W takich czasach żyjemy, że powstają rzeczy w dużej mierze wtórne, gdzie o muzyczne WOW! jest dość trudno, a w tym przypadku to "łał" mam. No przecież Ameryki nie odkryli, w końcu tam się urodzili i z dokonań starszych biorą przykład, a jednak to ich naśladownictwo ma w sobie wyjątkowy smak i specyficzny aromat. Słyszycie i czujecie jak to gra? Pieprzony Trójkąt Bermudzki, pomiędzy ciężkim Birthday Party, wczesnym Danzigiem, i słodko pierdzącym Royem Orbisonem. I w tym magicznym trójkącie uwarzyli pyszną, muzyczną zupę, która jak żadna inna oddaje smak amerykańskości. Może ktoś tego nie skuma, ale tamte rejony, to zupełnie inny kod kulturowy. Trzeba się osłuchać, nasiąknąć tymi dźwiękami, przetrawić je, polubić, być może zapić sporą ilością cudownych płynów z Kentucky, a potem sięgać po nie bez końca. I zatopić się w płynący z płyty mroczny, bagienny klimat, pełen przesterów, przyjemnych riffów, spowolnień, charakterystycznego wokalu, gdzie jest pomieszanych mnóstwo gatunków.

Ten rodzaj muzyki nie pochodzi z dużej, dobrze oświetlonej sceny na głównej ulicy, pochodzi z ciemnej piwnicy, śmierdzącej i zatęchłej, gdzie w błocie i syfie brodzi absolutna doskonałość. Ci goście będą kiedyś sławni i bardzo chciałbym wylądować na ich koncercie. Obym nie musiał długo czekać.

 

 

Najnowsze wydanie

Pobierz

#92

Wydarzenia

  • Dzisiaj
  • Jutro
  • Pojutrze
Brak wydarzeń
Brak wydarzeń
Fever Ray z koncertem w warszawskiej Progresji

Fever Ray w Warszawie

Warszawa, Progresja • 19:00

  • Freshmag
  • Newsy
  • Wydarzenia
  • Miejsca
  • Magazyn
  • Relacje
  • Wywiady
  • Festiwale
  • Konkursy
©2017 Freshmag