
Serce na talerzu, Sołacz za oknem
Port Sołacz
| tekst: Maja Bednarek, foto: Agata Kochanek
Wchodząc do Parku Sołackiego, już z daleka go widać - biały budynek z czerwonym dachem, na tle zielonych drzew. Położony nad brzegiem stawu, wygląda bardzo efektownie i sielankowo zarazem. Mowa o Porcie Sołacz, który od dwóch miesięcy gości na kulinarnej mapie Poznania.
Miejsce dla każdego
Wchodzę na taras, gdzie wita mnie uśmiechnięta dziewczyna i wskazuje ostatni wolny stolik. Jest pora obiadowa, słychać śmiech i gwar rozmów. Mój wzrok przyciągają malownicze dania na talerzach o niezwykle ciekawym wzornictwie. Obserwuję ludzi wokół. Przy jednym stoliku grupa młodych kobiet wznosi właśnie toast białym winem, przy drugim rodzice z dwójką dzieci jedzą obiad. Dwa stoliki dalej grupka osób pochylonych nad laptopami i pijących kawę. Nieco z boku trzej mężczyźni w garniturach sączą trunki, chyba whisky. Po chwili dołącza do mnie managerka Karolina Rydlicka, duet szefów kuchni Bartek Fabiś i Michał Kozłowski oraz Agata Siejak, odpowiadająca za marketing i PR. Od razu widać, że panuje między nimi dobra atmosfera i że doskonale się ze sobą dogadują. Wygląda na to, że Port Sołacz to miejsce, w którym każdy może poczuć się dobrze.
„Rozsmakuj się w spokoju”
Od samego początku zainteresował mnie slogan Portu Sołacz. „Nie bez powodu to nasze hasło przewodnie. Można tu szybko zapomnieć, że jesteśmy oddaleni tylko kilka minut od centrum miasta” - mówi Agata Siejak, po czym dodaje: “Stworzyliśmy atmosferę, dzięki której nasi goście mogą choć na chwilę oderwać się od codzienności i poczuć błogi klimat otaczającej ich przyrody, a przy tym smacznie zjeść i rozkoszować się doskonałym winem z naszej bogatej kolekcji.” Karolina Rydlicka, managerka, dodatkowo objaśnia: “Dla jednych to miejsce jest odskocznią od codziennego zgiełku wielkiego miasta. Zabiegani od rana w pracy, wpadają do nas popołudniami z przyjaciółmi i często zostają z nami do późnego wieczora kosztując wyśmienitych dań i dobrze się bawiąc. Drudzy czują sentyment do tego miejsca, a my cieszymy się, że możemy ich ugościć zgodnie z sołacką tradycją, która też jest nam bliska”.
Trudno się nie zgodzić z dziewczynami. Większość stolików jest zajęta, kelnerzy żwawo między nimi manewrują z jedzeniem i napojami. “Polecamy szczególnie sołackie kanapki albo szakszukę na śniadanie. Do tego świetna, świeżo parzona kawa i człowiek może się zasiedzieć aż do południa” podpowiada małżeństwo ze stolika obok. “Wieczorami też lubimy tu przychodzić. Szczególnie teraz, kiedy są ciepłe i długie. Najczęściej wybieramy pizzę albo domowe raviolli z ricottą, nasze ulubione. Do tego kieliszek lub dwa dobrego wina” dodają.
Jak w rezydencji na Long Island
Oczekując na swoje zamówienie – skusiłam się na okonia morskiego z patelni w towarzystwie warzyw julienne, dzikiego brokułu i krewetek – postanowiłam zwiedzić wnętrze Portu Sołacz. Muszę przyznać, że robi niesamowite wrażenie. Królują tu beże, biele i szarości, taki styl hamptons, który relaksuje i wprowadza w wakacyjny nastrój. Ich delikatny charakter ocieplają wykonane z drewna stoliki, oparcia krzeseł i przede wszystkim drewniane regały sięgające sufitu, na których nie brakuje książek, lamp i wazonów. Żaden element nie jest jednak tu przypadkowy. Do tego wszechobecne rośliny – monstery, palmy, kwiaty w wazonach -sprawiają, że ma się ochotę tu przebywać. Projektantce Ewelinie Jankowskiej z EV Architect udało się stworzyć miejsce designerskie i jednocześnie przytulne: jest modnie, stylowo, śmiało można rzec, że to Mekka dla wzrokowców. Budynek zarówno z zewnątrz, jak i w środku jest bardzo “insta-friendly”. To samo zresztą można powiedzieć o jedzeniu i drinkach.
Płótno to talerz, farby to składniki
Co nie jest często spotykane, pieczę nad kuchnią sprawuje duet szefów kuchni Bartosz Fabiś i Michał Kozłowski. Pracują w tandemie już od pięciu lat i świetnie się uzupełniają. Ich osiągniecia to między innymi zdobycie pierwszego miejsca w Kulinarnym Pucharze Polski, prestiżowym konkursie, w którym rywalizują najlepsi kucharze z całej Polski. Fakt ten nie pozostawia wątpliwości – tu musi być pysznie.
Michał to spokojna dusza, z kolei Bartek to artysta-kombinator, który w kuchni łączy swoje dwie pasje, czyli gotowanie i malarstwo. Jak sam mówi: „Płótno zamieniłem na talerz, farby na składniki”. Kucharze coraz częściej są dziś nazywani artystami. Nie chodzi tu jedynie o to, że dania, które przygotowują, pięknie wyglądają. Gotowanie w wydaniu Bartka i Michała to twórcza praca i odkrywanie nowego. Inspiruje ich wiele kuchni, ale to co serwują gościom zawsze jest niepowtarzalne i stanowi ich autorski pomysł. „Nie wymyśliliśmy schabowego, Aglio olio ani pizzy neapolitańskiej, mimo nasza kuchnia jest autorska. To, co można znaleźć w karcie, jest naszą interpretacją dań tradycyjnych, a ona zależy już tylko od wyobraźni” – tłumaczy Michał.
Już sama nazwa “Port Sołacz” przynosi na myśl nadmorskie kurorty. Dlatego szefowie kuchni postawili na kuchnię śródziemnomorską mającą, w połączeniu z widokiem na Stawy Sołackie, dać gościom namiastkę wakacyjnego klimatu w centrum miasta.
Przygodę ze smakami w Porcie Sołacz można rozpocząć już wcześnie rano zasiadając na tarasie przy dźwiękach ptasich treli i rozkoszując się wspomnianymi kanapkami sołackimi czy Croque Monsieur. Dalej będzie równie apetycznie. W porze lunchu, a także wieczorem można tu zjeść dania ze świeżych ryb, owoce morza, makarony, ravioli, wegańskiego bakłażana czy pizzę na bazie oryginalnych włoskich składników takich jak mozzarelli di bufala czy szynka cotto. A na wielki finał deser – sernik na zimno z czarnym bzem albo dekonstrukcja słynnej Pavlovej. A jak to smakuje? „Przyjdźcie, usiądźcie, sprawdźcie sami. Jeśli chcecie doświadczyć tego czym jest serce na talerzu, nie znajdziecie lepszego miejsca” – mówi Bartek na pożegnanie.
Zgadzam się z tymi słowami i jestem pewna, że jeszcze tu wrócę.
Galeria





