
Z wizytą w Gringo Bar
| Natalia Bednarz
Być może widzieliście już nową knajpkę Gringo Bar, która zakotwiczyła na rogu Piekar i Św. Marcina. Działający od kwietnia lokal jest filią warszawskiego projektu zapoczątkowanego przez rapera Bilona, jedną drugą kultowej grupy Hemp Gru. Tam pomysł chwycił - Gringo ma obecnie w stolicy dwie miejscówki, a także food trucka, z którego karmi zgłodniałych festiwalowiczów, np. na trójmiejskim Open'er. Jak będzie w stolicy Wielkopolski?
Co wyróżnia Gringo Bar? Przed wizytą na miejscu powiedziałabym – świetne logo. Kolorowa czaszka z bandaną wpadła mi w oko na długo przed tym, zanim dowiedziałam się, co oznacza. Nie ma co się oszukiwać - dobre logo i nazwa lokalu robią robotę w sterowanym przez marketing świecie. Oryginalna jest też tematyka kulinarna – knajp serwujących fuzję amerykańskich i meksykańskich smaków nie ma dużo.
Po wizycie w Gringo wiem już, że to, co na pewno wyróżnia ten lokal, to jakość. „Co? Ten frazes?” No cóż, dla mnie to podstawa, reszta to czary mary. Szama ma nie tylko smakować – ma mnie zostawić w przyjemnym nastroju i pełną energii do dalszego działania. Michał, który odwiedził ze mną Gringo Bar i wciągnął ze smakiem aromatyczne burrito, z zadowoleniem zauważył, że nie czuł powszechnej, w szczególności po pikantnych daniach, ciężkości na żołądku. Można mu wierzyć, bo jada dużo, tłusto i płomiennie, tak więc jeśli też lubisz na ostro, wiedz, że z Gringo wyfruniesz lekki jak ptak.
W Gringo świeże i dobrej jakości ma być wszystko – począwszy od ziół (kolendra!), przez aromatyczne i charakterne, świeże, przygotowywane codziennie salsy (swoją drogą, te salsy to sztos, w szczególności ognista salsa habanero czy salsa na bazie soczystego mango - musicie ich spróbować!), warzywa i owoce (np. pyszne awokado), mięso, aż po tak prozaiczne, zdawać by się mogło, sprawy jak tortilla, w którą wszystko to jest zawijane. Te kukurydziane specjalnie dla Gringo Baru produkuje rodzinna firma spod Warszawy. Jeśli chodzi o napoje – warto spróbować autorskiego napoju Gringo, a także meksykańskiej koli z posmakiem anyżu – dla mnie bomba, uwielbiam takie smakowe romanse.
W Gringo – poza kuchnią, którą zarządza kucharz z wieloletnim doświadczeniem - panuje absolutny luz. Przyjdziesz tu z dzieckiem, rodziną, ukochanym psiakiem – wszyscy są tu mile widziani. Szef kuchni zapewnia, że jeśli zajdzie potrzeba zrobienia imprezy zamkniętej, są otwarci na propozycje i chętnie ugoszczą kogo trzeba. Co ważne – lokal serwuje wegetariańskie i wegańskie opcje. Wystarczy poprosić i bez problemu dostaniesz to, co chcesz. Przetestowane osobiście. Wystrój – nieprzeładowany, klasyczny, nowoczesny (jednak ściany kryją w sobie niespodzianki...;) – sprawia, że każdy poczuje się tu dobrze.
Mam nadzieję, że Gringo rozwinie tu skrzydła, bo karmią naprawdę smacznie. Jest to kolejny barwny punkt na mapie kulinarnej mojego miasta, który będę regularnie odwiedzać. Zaglądajcie na Facebooka (fb.com/gringopoznan), śledźcie promocje i wpadajcie sprawdzić wszystko na własnym podniebieniu. Do zobaczenia na Piekarach!
Galeria




