
20 lat poznańskiej sceny techno
Odkurzacze i bookingi
| Malika Tomkiel
Obyś żył w ciekawych czasach – kiwają do nas palcem z londyńskiego klubu Fabric i posyłają uśmiechy z berlińskiego gmachu Berghain. Nadszedł moment, w którym nazwisko Sienkiewicz przestało się kojarzyć jedynie z lekturami, a słowa Eskulap i Circus dość jednoznacznie stymulują zmysł słuchu i wzroku osób z poznańskiej sceny muzycznej. Techno – jak rozwijało się od końcówki lat 90. i dokąd zaprowadzi nas ośmiobitowa fascynacja dźwiękiem i technologią?
By dotrzeć do korzeni historii gatunku, musimy przenieść się za ocean, a dokładniej do amerykańskiego miasta Detroit w stanie Michigan. To właśnie tam w połowie lat 80. chwycono za nowalijki cyfrowych nośników i wybrzmiały pierwsze dźwięki techno. Narodziny nowej fali nie były jednak tak oczywiste i jednotorowe. Nie bez znaczenia dla całości układanki okazała się poprzedzająca ją era dźwięków disco, które na przełomie lat 70. nadawały rytm nocy w niejednym klubie. Wędrując śladem wspomnień na wschód, bardzo szybko dostrzeżemy, że to właśnie rok 1970, kiedy to powstał niemiecki zespół Kraftwerk, okazał się momentem przełomowym dla rozwoju światowej sceny elektronicznej. Awangardowe podejście prekursorów Floriana Schneidera i Ralfa Hüttera stanowiło silną inspirację dla wykluwających się, nieopierzonych jeszcze twórców. Ale niejedyną.
Wchody i zachody
Tak naprawdę to nie ludzie, a maszyny i gwałtowny rozwój technologii, stanowiły główne obiekty fascynacji. Po rządzącej do lat 80. technice transformatorowej, nadszedł czas procesorów analogowych, sprzętu kultowego. Choć ze względu na dość wysoką ceną bardzo szybko wyparty został przez raczkujące wówczas urządzenia cyfrowe, po dziś dzień ma on swoich wiernych fanów. Na początku lat 90. cyfryzacja, podobnie, jak nowy nurt w muzyce, zyskała miano undergroundu. Rzecz jasna, jestem za młoda, by to pamiętać – prawdopodobnie skakałam wtedy na skakance i żułam pod sklepem gumę Donald. Czasy te zapadły jednak w pamięć szanowanym, poznańskim muzykom. Jednym z nich jest z pewnością Marcin Czubala, poznański producent i didżej minimal techno, który z pasją wspomina rozwój techno-sceny. - Kultowe produkcje lat 90. powstawały na bazie instrumentów cyfrowych. Był to głównie sprzęt firmy Yamaha – raczej tani i dostępny dla wszystkich. Większość znanych dziś producentów zaczynała tworzyć właśnie na nim.
Rozwój niezależnej kultury był widoczny szczególnie w Anglii i Niemczech, gdzie młodzi ludzie buntowali się przeciwko nadchodzącej fali zmian polityczno-gospodarczych. Techno przestało być tylko jednym z kolejnych gatunków muzycznych – wraz z nadejściem technologicznej rewolucji, stało się sposobem na ucieczkę od obecnych na każdym kroku problemów i spoiwem łączącym ludzi, technikę oraz ideę w jedną całość. Przekształciło się w rave, czyli… metodę na przeżycie wschodzącego księżyca i zachodzącego słońca. Brzmi tajemniczo? Definicji kulturowego zjawiska jest wiele, podobnie jak podejścia do praktyk w tym klimacie. Mówiąc prościej… - Rave to kultura ludzi skupionych wokół muzyki house/techno. U jej podstaw leżą wartości, takie jak akceptacja, otwartość i pozytywne nastawienie. Celem wspólnym osób biorących udział w undergroundowych imprezach jest delektowanie się brzmieniem, nowymi dźwiękami oraz przeżywaniem swoistej podróży, która jest możliwa dzięki transowej (silnie rytmicznej) podstawie muzyki. – Michał Gutkowski (Be Kolektive/Polish Rave Order).
O dwóch takich
Z racji niewielkiej odległości między Poznaniem a zachodnią granicą, szybko zainspirowaliśmy się nurtem, który rósł w siłę u naszych sąsiadów i nie musieliśmy długo czekać, by techno zagościło także w Wielkopolsce. Na początku lat 90. wkroczyło z rozmachem, krokiem iście tanecznym do poznańskich klubów. Dziś może pochwalić się rzeszą solidnych bookingów i setkami niezapomnianych imprez.
- Na przełomie ostatnich dwudziestu lat grali w Poznaniu chyba już wszyscy, m.in. Jeff Mills, Moderat czy Kevin Saunderson. Lokalna scena gościła zarówno stare legendy, jak i współczesnych muzyków.” - ponownie wspomina młodszy Czubala. Dlaczego młodszy? Ponieważ to właśnie ojciec Marcina – Stefan Czubala, jako pierwszy przetransportował elektronikę z Niemiec do Polski. Spośród całej masy ściąganych z zagranicy labeli, gwiazdką z nieba okazał się Tresor - berlińska wytwórnia i założony w 1991 klub, który po dzień dzisiejszy organizuje jedne z najlepszych imprez techno na świecie.
To właśnie na jego bazie Marcin zaczął w 1996 organizować pierwsze tego typu imprezy w Poznaniu. Miasto zadrżało! Eventy w berlińskim stylu debiutowały w klubie Fabryka, gdzie za konsoletą stanął Christian Vogel. To właśnie pośród jego mury przeniesiono charakterystyczną dla Tresorów atmosferę i zabawę do świtu. Z czasem jednak cykl przemieścił się do zamkniętego obecnie Eskulapu. Jak wciąż podkreślał Marcin - Nie ma chyba twórcy, który nie miał szansy zagrać w Eskulapie (klubie, gdzie finalnie najczęściej odbywał się cykl Tresorów). Lista występujących tam osób jest długa i imponująca. Są na niej kultowe postaci, takie jak wspomniany Christian Vogel czy Daniel Bell, a z lokalnych twórców - Filip Weymann (znany szerzej jako Feelaz), czy cytowany powyżej producent, godnie reprezentujący założoną przez siebie wytwórnię „Currently Processing”, pierwszą w Polsce dystrybuującą muzykę elektroniczną na cały świat.
Tajemnicze dwa i trzy zera
I tak poznańska scena muzyki elektronicznej nabrała rozmachu. Wraz z kolejnymi sukcesami i odsłonami cyklu Tresor, informacje o datach i miejscach kolejnych imprez stawały się towarem coraz bardziej ekscytującym, ale i deficytowym, zdobywanym głównie pocztą pantoflową.
- Kiedyś promocja odbywała się tylko w gronie znajomych. By dowiedzieć się o terminie i miejscu imprezy trzeba było znać środowisko, a potem szperać w Internecie (wtedy, gdy już był). Kiedyś to nie było takie proste i oczywiste - wspomina Filip Weymann.
W konsekwencji nieuchronnej ewolucji gatunku, namalowane pisakami plakaty i ubrani w maski gazowe uczestnicy z czasem zaczęli znikać. Pomimo lekkiego ustępstwa na rzecz nowych zjawisk subkulturowych i silnych wpływów kultury rave’owej, muzyka elektroniczna nie opuściła poznańskiej sceny nawet na chwilę. Wręcz przeciwnie – lata dwutysięczne okazały się wyjątkowo ważne dla rozwoju lokalnej sceny.
Poza pamiętnymi Tresorami pojawił się nowy cykl, którego organizacją zajęła się Agencja PussyDog założona przez Wookiego i Shamuta. Pierwsza impreza odbyła się w nieistniejącym już dzisiaj klubie MO, a jej frekwencja i wydźwięk przebiły wszelkie oczekiwania organizatorów. Cykl odwiedził wiele poznańskich lokali, m.in. wspominany z utęsknieniem Taras Widokowy na 18. piętrze Akademii Ekonomicznej, stary, dobry Eskulap, aż zagościł na stałe w nowym klubie SQ. Imprezy organizowane przez PussyDog po dzień dzisiejszy nawiązują swoim klimatem do old-schoolu lat 90., ale i zapoznają publiczność z wieloma odmianami muzyki klubowej. Tylko czy powrót do korzeni jest dobrym posunięciem w dobie zaawansowanej cyfryzacji?
Pożeramy własny ogon
Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć fanów starego, surowego brzmienia oraz osoby zafascynowane historią gatunku. Jedną z nich jest z pewnością Feelaz, z którym rozmawiałam w jego sklepie z winylami. Każdego dnia odwiedza go tam bardzo wielu ludzi oczarowanych czarnymi krążkami, które nadal skutecznie potrafią łączyć pokolenia. Ich kunszt jest doceniany przez wszystkich, bez względu na wiek, a winyl współczesnego artysty jest dziś czymś bardzo cennym.
Co dalej z techno? Jak każdy inny gatunek w sztuce, także i ten ewoluował i zaczął zataczać koło. Po początkowej fali elektroniki klasycznej przeszliśmy przez acid, deep house i minimal, by znów powrócić do cięższych brzmień. - Aktualnie twórcy częściej powracają do acid klimatów. Gatunek techno wciąż ewoluuje, jak każda muzyka. Wychodząc od deep house, poprzez minimal, aż do współczesnych brzmień. Świat pędzi, a razem z nim coraz szybciej zmieniają się muzyczne tendencje i cykle – mówi nam Filip Weymann.
Czy to dobrze? W dobie swobody technologiczno-cyfrowej artyści nie mają już żadnych ograniczeń – by nadążyć za zmieniającymi się cyklami w muzyce klubowej, wystarczy im średniej klasy laptop, słuchawki i oprogramowanie. Jak wspomina Michał Gutkowski – młody twórca z wytwórni Polish Rave Order i jeden z organizatorów Kaskada Festival. - Wysoce posunięta digitalizacja procesu tworzenia pozwala obecnie na uzyskanie jakości brzmienia nie odbiegającego od tego, które można osiągnąć na urządzeniach fizycznych. Tworzenie dźwiękowej układanki staje się więc z dnia na dzień coraz prostsze, a idea undergroundu zatraca się powoli się w spirali biznesu i wysoce posuniętej technologii.- Teraz proces tworzenia jest dużo tańszy. Wystarczy mieć laptopa. Liczba muzyków stale rośnie. Powoduje to poniekąd brak kontroli jakości, tego co zostaje wypuszczone na rynek. Kiedyś jedynym formatem był winyl – dodaje Marcin Czubala.
Jednak każdy medal ma dwie strony a nowe rozwiązania swoje plusy – w końcu można komponować w dowolnym miejscu, np. popijając kawę na Time Square czy szukając inspiracji na barcelońskim Off Sonarze.
Nadciąga karawana
Nie bez powodu wspomniałam o tym festiwalu. Trzydniowy event w samym sercu Hiszpanii to niepowtarzalna okazja, by usłyszeć na żywo największych didżejów, a potem przenieść klimat muzyczny na grunt lokalny. O tym, że nic nie rozbudza w człowieku pomysłów lepiej niż podróże, wie i opowiedział nam Igor Niemczyk – organizator kultowej już imprezy Circus Inferno. - Stałym punktem moich muzycznych podróży jest Barcelona, a dokładniej festiwal Off Sonar. Trwa on trzy dni, a od kilku lat jest uzupełnieniem tego, co dzieje się dookoła - kilkuset eventów w różnorakich, miejskich lokalizacjach. Wszystkie agencje eventowe i największe wytwórnie organizują wtedy showcase’y - możliwość poznania dużych nazwisk, spotkania naprawdę ważnych artystów i zaczerpnięcia inspiracji do naszej imprezy. W końcu chcieliśmy stworzyć coś, co będzie się wyróżniać.
Odbywające się w Starej Rzeźni kilka razy do roku wydarzenie, to nie tylko line-up z najlepszym bookingiem – to najwyższej jakości spektakl teatralny pod osłoną nocy, przyciągający widzów z różnych zakątków Polski. Warto wytężyć nie tylko ucho, ale i oko, by docenić z precyzją przygotowane wizualizacje i tancerki przebrane w imponujące kostiumy. Brzmi dobrze? Kolejna edycja w listopadzie z okazji 11. urodzin SQ Klub – podążajcie za dźwiękami dochodzącymi z cyrku!
Techniczne lab-oratorium
Lecz nie tylko wielkimi wydarzeniami żyje nasze miasto. Poznańskie lokale co tydzień dostarczają słuchaczom wyszukanych, muzycznych doznań. Może i nie dysponujemy takim nagłośnieniem, jaki ma klub Berghain, który niedawno ogłoszono instytucją kulturalną, ale dokładamy wszelkich starań, by godnie reprezentować elektronikę w Wielkopolsce. Przykładem jest chociażby prężnie działający Projekt Lab, przestrzeń doświadczalna zarówno dla młodych, jak i doświadczonych artystów z całego świata. Nie bez przyczyny miejsce to okrzyknięto polskim klubem roku 2015. Po silnym sezonie organizatorzy eventów i właściciele lokalu nie zwalniają tempa, szykując solidny booking z naciskiem na techno. Miejsce to będzie więc znowu raczyć nas dobrymi brzmieniami młodych muzyków, którą to świadoma publiczność jak zwykle przyjmie z radością..
Jedno jest pewne: będzie co robić i w czym wybierać. Całkiem niedawno ponownie otworzył się także klub 8 Bitów – co prawda już nie na Garbarach i pod zmienioną nazwą (Nowe Bity), ale wciąż jako miejsce ze świetnymi imprezami i cięższym brzmieniem. Dzięki atrakcyjnej lokalizacji, na pewno otworzy muzyczne głowy niejednemu zbłąkanemu w okolicach Rynku imprezowiczowi. Bez wątpienia w końcu nadchodzi era techno - nie taka, jak w popularnym utworze zespołu The Analogs. I oby tak zostało.
Wolty i sentymenty
Od pierwszej edycji Tresora w Poznaniu minęło dokładnie 20 lat. Przez ten okres miasto doświadczyło wielu wspaniałych imprez i gościło zarówno legendy, jak i współczesnych artystów techno-sceny. Oczekiwania słuchaczy, możliwości muzyczne oraz – nie oszukujmy się – oczekiwania finansowe i techniczne artystów są dużo większe, wszak techno to dziś dobrze prosperujący biznes.
- Obecnie występ znanego didżeja kosztuje tyle, co koncert kapeli rockowej. Teraz muzycy są ikonami pop-kultury. Trzeba mieć świadomość tego, że dysponujemy innymi pieniędzmi, niż na Ibizie czy w Dubaju. Najważniejsze, by miejsce koncertu zostało dobrane z myślą o potrzebach artysty. Jednak nie tylko duże miejscówki się liczą - można też pojechać na wschód, zagrać kilka setów i wypromować się w miejscu mniej tuzinkowym - wyjaśnia Igor Niemczyk.
Rynek poznański jest więc wciąż bardzo dobrym miejscem, by móc się wypromować przed świeżą publicznością. Nie warto ślepo kopiować zachodnich trendów, a skupić się na tym co w latach 90. zagwarantowało stolicy Wielkopolski miano najlepszego polskiego ośrodka sceny techno. Nadal są w mieście ludzie, którzy działają na rzecz kultury rave i podobnie, jak dobre brzmienia, nie chcą pozwolić nam w nocy zasnąć. Granice dźwięku dziś przesuwają się nie na zachód, lecz na wschód. Nowa Ibiza jest na Ukrainie i zwie się Kazantiv. Co będzie dalej? Pewnie nie doświadczymy już człowieka z odkurzaczem na plecach, który konsumuje muzykę pod osłoną nocy, ale z pewnością jeszcze poczujemy smak dobrego techno.
fot. SQ klub