
Pyry w pogo, czyli o poznańskim punk rocku słów kilka
| Nikodem Maciejewski
Poznań punkiem stoi – takie stwierdzenie może wydawać się mocno na wyrost, gdy się pomyśli, jak wiele zespołów z tego nurtu działało i działa nadal w miastach takich, jak Warszawa czy Wrocław. Wydawałoby się, że stolica Wielkopolski wypada na tym tle dość blado, jednak poznańska scena ma dużo więcej do zaoferowania i ma własną specyfikę, która zresztą równie często bywa jej atutem jak i przekleństwem.
Nie mam oczywiście ambicji stworzenia kompletnej listy kapel z naszego miasta, ani tym bardziej regionu, nie tylko dlatego, że nie starczyłoby tu na nią miejsca. Przede wszystkim są w tej kwestii dużo bardziej kompetentne osoby, które obserwowały i współtworzyły wielkopolską alternatywę na przestrzeni lat. Może kiedyś któraś z nich pokusi się o napisanie porządnej monografii? Nie zamierzam pominąć tego, co mi najbliższe i najlepiej znane, czyli kapel i inicjatyw funkcjonujących w Poznaniu w ostatnich kilkunastu latach, jednak bez małego rysu historycznego się nie obejdzie.
Załogowcy spod Opery
Pierwszym szerzej znanym zespołem punkowym z Poznania był STEN, działający w latach 1979-81. Kapela (wyróżniająca się graniem na dwie perkusje) zagrała między innymi na wrocławskim festiwalu „Nowa Fala na Odrze” w 1981 r, obok grup Kryzys, Zwłoki czy wczesnego wcielenia Klausa Mitffocha. Jedynym ich nagraniem, które można znaleźć w sieci, jest koncert z kina „Kosmos” – słychać na nim, że STEN grał naprawdę sprawnie i stylowo, gdzieś na styku pierwszej i drugiej fali punka.
W latach 80. Poznań dorobił się własnej punkowej załogi, dla której głównym miejscem spotkań był gmach Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki, czyli popularna Opera. Spośród zespołów działających w tamtym okresie do szerszej świadomości przebiły się przynajmniej dwa: Zbombardowana Laleczka i Babayaga Ojo. Pierwsza formacja została zapamiętana głównie dzięki piosence „Syneczku”, której wykonanie z Jarocina ‘85 uwieczniono w filmie Piotra Łazarkiewicza „Fala”. Charakterystyczna wokalistka Gertruda wykrzykująca pacyfistyczny, emocjonalny tekst robi wrażenie. Inne zachowane nagrania zespołu są niestety jakości typowo archiwalnej, jednak niedawno ukazały się na kolekcjonerskim winylu.
Inaczej ma się sprawa z Babayagą Ojo, po której pozostało kilka nieźle brzmiących kaset. Zespół powstał w 1985 r. początkowo pod nazwą Cmentarna Elita, a jego siłą napędową był Bangolot – wokalista i autor pomysłowych tekstów, dobrze współbrzmiących z melodyjną muzyką. Jego tragiczna śmierć w 2002 r. położyła kres istnieniu kapeli w jej pierwotnej formie. Wielka szkoda, tym bardziej że numerów takich jak „Londyn”, „Zadyma” czy „Załogowcy” świetnie słucha się i dzisiaj.
Także bardziej odjechane granie nie było obce poznańskim punkowcom za sprawą zespołu Bexa Lala, który – choć nigdy nie występował na żywo – zostawił po sobie sporo „domowych” nagrań z awangardową, nowofalową muzyką, wymykającą się szufladkom i schematom. Z kolei Okrzyk Śmierci (Krio De Morto) przeszedł stopniową ewolucję od prostego, surowego punk rocka aż po zwrot ku gitarowo-industrialnym utworom z tekstami częściowo w języku esperanto.
Witaj siostro, witaj bracie na koncercie na Rozbracie
W kolejnej dekadzie w siłę urosła poznańska scena hardcore punk skupiona wokół Rozbratu – najstarszego polskiego squatu, od 27 lat funkcjonującego nieprzerwanie przy ulicy Kazimierza Pułaskiego, pomimo licznych starć z władzami miasta i deweloperami. Chyba najbardziej rozpoznawalnym przedstawicielem tego zaangażowanego nurtu jest Apatia (powstała na gruzach formacji H.C.P.), której wokalista, Matoł, był istotną postacią w procesie powstania i rozwoju Rozbratu. Inny poznański zespół, Cymeon X, jako jeden z pierwszych przeniósł na polski grunt filozofię straight edge, a jego perkusista i tekściarz, Adam Szulc, realizuje niebanalne pomysły również w swoim zakładzie fryzjerskim, jako jeden z najbardziej rozpoznawalnych w kraju barberów.
Okazuje się, że o ważnych sprawach nie trzeba zawsze krzyczeć do mikrofonu ze śmiertelną powagą. Żywym dowodem na to jest Grzegorz „Patyczak” Kmita - punkowy kabareciarz i lider jednoosobowego zespołu Brudne Dzieci Sida. No dobrze, nie takiego jednoosobowego, bo w jego skład wchodzą jeszcze gitara i publiczność… Patyczak od ponad dwóch dekad prowokuje do myślenia swoimi zabawnymi, ale przecież niegłupimi piosenkami i błyskotliwą konferansjerką, równie swobodnie czując się wśród anarchistów na Rozbracie, jako support Dezertera (delikatnie wbił im wtedy szpilę, grając ich własny numer „Czterdziestoletnia młodzież”), jak i na Przystanku Woodstock podczas spontanicznych koncertów na dachu toi-toia.
Miejscy partyzanci
Może zdziwić to, że teraz płynnie przejdę od kapel typowo „scenowych” do… Pidżamy Porno - wszak wielu słuchaczy twórczość Grabaża kojarzy z tekstowymi manieryzmami, radiowymi przebojami i tłumami małolatów na koncertach. A przecież Pidżama była zespołem mocno zakorzenionym w muzyce zbuntowanej, umiejącym nadać punkowym czy reggae’owym motywom własny sznyt. Nie tylko oni z powodzeniem poszli drogą mieszania różnych stylów i łączenia mocnego przekazu ze specyficzną poetyką. Warto pamiętać o całym tzw. „pilskim brzmieniu” wypracowanym przez takie formacje jak Alians (obecnie większość składu mieszka w Poznaniu), Świat Czarownic, INRI, Qulturka czy Globtroter.
Skoro już delikatnie wyszliśmy poza Poznań, to „honorable mention” powędruje do Nowego Tomyśla, a konkretnie - braci Mariusza i Piotra „Bunta” Giglewiczów, założycieli zespołów Nauka O Gównie i Uliczny Opryszek (w którym występowali razem). Bez obu tych kapel i ich swojskiego, chwytliwego grania polski punk lat 90. byłby uboższy i zdecydowanie mniej barwny. Dzisiaj, mimo licznych zmian składu, NOG wznowiła działalność a Opryszek gra nieprzerwanie i wydaje kolejne płyty, ciesząc się coraz większym uznaniem na zaangażowanej scenie, gdzie przed laty był obiektem niezasłużonych kpin.
Nadchodzi czas na zabawę, czas na rock and roll
A co słychać u starej poznańskiej gwardii? Mało który członek grup z lat 80. czy 90. nadal czynnie zajmuje się muzyką. Najbardziej aktywny pozostaje chyba Kóbeł, basista Babayagi, który reaktywował zespół kilkukrotnie, eksperymentując z cięższym brzmieniem i damskim wokalem. Godny uwagi jest też jego inny projekt, Dżentelmani, gdzie wiele wniosła świeża krew w postaci wokalisty i gitarzysty Radasa. Do nihilistyczno-egzystencjalnych tekstów potrafił przemycić elementy związane z rodzimowierstwem. Niestety, zarówno Babayaga jak i Dżentelmani zakończyli działalność.
Kapel aktywnych jeszcze kilka lat temu jest więcej. Koniecznie sprawdźcie (lub przypomnijcie sobie) jak fajnie grały zespoły niejakiego Gwidona: Puste Kieszenie i Przestań Pić. Wymieniać dalej? Melodyjny, oldskulowy SK.AT pogrywający już od lat 90, wrzucił jedną płytę w sieć i zamilkł. Łączący punka z rockiem i reggae Zgon przekształcił się w zespół Obcy i jakoś o nich ucichło, a przecież miał na koncie kilka lokalnych hitów. Cookie Break i Bustergang, które hołdowały „kalifornijskiej” przebojowości, także zniknęły z radaru, podobnie jak anarchopunkowi Zdrajcy Rządowi, oiowy Headshot czy Selftitled – międzynarodowa ekipa bardzo sprawnych muzycznie punk and rollowców.
Spokojnie, nie jest tak, że w poznańskiej muzyce niezależnej nic nie dzieje i pozostaje nam tylko grzebanie w archiwach. Jedną z wizytówek naszej alternatywy, daleko wykraczającą poza gatunkowe ramy, jest Niesamowita Sprawa – załoga wyrosła z ulicznego grania, łącząca punk, miejski folk i „poezję krzyczaną” w unikalną całość wykonywaną przy pomocy akustycznego instrumentarium. Chłopaki potrafią porwać publikę do zabawy w zadymionej knajpie tak samo, jak na plenerowych imprezach, a coraz częściej udaje im się koncertować poza naszym regionem. Zupełnie z innej bajki jest macierzysty zespół Iskry (lidera Niesamowitej), czyli Reakcja. Tam już nie ma zbyt wiele poezji, jest za to szybkie tempo, riffy ze szkoły Exploited i The Partisans oraz charyzmatyczny wokalista Adaśko. Tylko teksty Iskry pozostają tak samo życiowe i trafne, choć bardziej bezpośrednie.
Honoru poznańskiego street punka dzielnie bronią The Sandals, którym udaje się unikać bezmyślnego powielania tekstowych klisz typu football, zadymy i duma klasy robotniczej, a przy tym grać rasowo i trzymać wysoki poziom na kolejnych płytach. W nieco zbliżonych klimatach bryluje Skandal – gitarzysta, który wytrwale powołuje do życia kolejne składy (Antytalent, T.I.T.S, a obecnie Szmira), konsekwentnie trzymając się bezczelnego, zawadiackiego grania spod znaku dwóch siódemek. Jeszcze więcej rockandrollowych korzeni w znakomitym wydaniu słychać u Lazy Jack and the Spinning Jenny i Cop Off.
Tym, którzy lubią połączenie punka z brudnym, nirvanowym rockiem i odrobiną szaleństwa, mogą przypaść do gustu Nita i Przyjaciele, Padlina Szarika (kapela formalnie z Miłosławia, ale technicznie z Poznania) czy dekadencko-prześmiewczy Karaluch. Skoro już o dekadencji mowa, to nie można pominąć Psychodramy i ich transowo-psychodelicznego teatru. Nie jest to muzyka do słuchania na co dzień, przy sprzątaniu lub porannej kawie, ale przy odpowiednim nastroju robi potężne wrażenie, szczególnie na żywo.
W równie mroczne tony uderza Martim Monitz ze swoją mieszanką noise’u i zimnej fali. Ta kapela ma sporą rozpoznawalność na ogólnopolskiej scenei HC/punk, podobnie jak Deszcz i Dyym grające hardcore w nowoczesnej, dosyć zmetalizowanej odmianie. Astrid Lindgren za to podchodzi do HC z bardziej melodyjno-emocjonalnej strony, w niczym nie ustępując dawnym dokonaniom Złodziejów Rowerów czy April.
W Poznaniu nigdy chyba nie powstał zespół grający muzykę ska, ale poznańscy muzycy zasilają szeregi formacji The Synki z niedalekiej Trzcianki, która uprawia jamajskie klimaty w przystępnej, przebojowej formie, ocierając się nawet momentami o ambitniejszy pop, nie tracąc przy tym nic z koncertowej żywiołowości.
Bo to są najpiękniejsze chwile
Punkowa kultura to nie tylko muzyka, ale też ludzie, którzy ją promują i przyjazne jej miejsca. A lokali, gdzie irokezy i ciężkie buty to częsty widok, jest w stolicy Wielkopolski kilka. Na miano kultowej miejscówki zdecydowanie zasługuje klub U Bazyla, który trwa na kulturalnej mapie miasta mimo kilkukrotnych zmian lokalizacji. Kiedyś pijalnia taniego piwa z muzyką na żywo, dziś profesjonalna koncertownia z dobrym nagłośnieniem, od lat często gości punkowe kapele. Na ciekawe imprezy z klimatu można też trafić w Amore Del Tropico, Pod Minogą, czy w pubie Wiraż. Wielu starszych i młodszych załogantów będzie jeszcze długo wspominać imprezy na Zamku, w Resecie, Alternativie czy na squacie Od.Zysk – miejscach, które już przeszły do historii bądź zrezygnowały z organizowania koncertów.
Poznań ma też swoje cykliczne okołopunkowe imprezy. Co roku Rozbrat świętuje kolejne urodziny, zapraszając zespoły z kraju i z zagranicy. Z nieco mniejszą regularnością odbywał się Reaktor Fest, którego klimat i muzyczną różnorodność po części przejął Punk Rock Soul – projekt, za którym obecnie kryje się nie tylko mini-festiwal, ale też internetowy fanzin publikujący informacje o koncertach i recenzje płyt. Podobne oddolne inicjatywy z mniejszych miejscowości, np. trzcianecki festiwal Trzciamajka czy wągrowiecka RockNoc pod egidą Załogi 62100, również mają znaczenie dla kulturalnego życia Poznania, bo przecież to to tam ekipy z regionu mieszają się i spotykają. Punkowa Wielkopolska nie byłaby taka sama choćby bez niedawno zmarłego Filipa „Crossa” Żbikowskiego – założyciela wspomnianej Załogi 62100, wieloletniego felietonisty „Gazety Wągrowieckiej”, autora recenzji muzycznych i komiksowych, a przede wszystkim barwnej postaci sypiącej środowiskowymi anegdotami jak z rękawa i przyjaznego załoganta mającego znajomych w każdym zakątku Polski.
Crossa, którego pamięci dedykuję ten tekst, już z nami nie ma, ale historia poznańskiej niezależnej sceny toczy się dalej, i to wieloma różnymi torami – na tyle różnorodnymi, że każdy ma szansę znaleźć coś dla siebie w tym muzycznym tyglu i otoczyć się ludźmi, wśród których będzie się czuł jak w domu. W czym więc tkwi problem i to „przekleństwo”, o którym wspomniałem na wstępie? Mam wrażenie, że te rozmaite tory zbyt rzadko się przecinają. Wiele zespołów jest popularnych w danym środowisku czy grupie znajomych, a komuś z nieco innym zapleczem muzycznym czy towarzyskim mogą łatwo umknąć. Pewnie jest to w jakimś stopniu bolączka całej polskiej sceny niezależnej, ale w Poznaniu bywa widoczna jak na dłoni, chociażby pod postacią mizernej frekwencji na naprawdę ciekawych koncertach. Mam jednak wrażenie, że sytuacja zmienia się na lepsze, i oby nie było to tylko myślenie życzeniowe. Na przekór pandemicznym przestojom, alternatywnych wydarzeń w Poznaniu jest sporo, coraz częściej też kapele z różnych muzycznych i ideowych bajek stają na jednej scenie. Niech więc orbity różnych pomysłów na punk rocka przecinają się jak najczęściej, bo nie musi to wcale prowadzić do kolizji.
W artykule wykorzystano tytuły i cytaty z zespołów Babayaga Ojo, Brudne Dzieci Sida, Pidżama Porno, The Sandals i Niesamowita Sprawa.
Zdjęcia: Krzysztof Nita