
"Złota polska jesień, milsza mi niż wiosna?
Z rowerem w nowy sezon
| Karol Woźniak
Jesień zbliża się nieubłaganie, a sezon rowerowy przechodzi w kolejny etap. Dobrze więc pomyśleć o przygotowaniu swojego bicyklu na ten chłodniejszy okres roku. A jeśli coś robić, to tylko z najlepszymi - dlatego skorzystaliśmy z porad głównego specjalisty od spraw technicznych serwisu Piggy Bikes Custom, Karola Woźniaka. Oddajmy mu głos.
“Złota polska jesień milsza mi niż wiosna”, szło w pewnej piosence - choć biorąc pod uwagę to, co ostatnio widać za oknem, to bardziej “słota”, niż “złota”. Ale nie czepiajmy się szczegółów…
Tak, że już jesień... Że co? Jeszcze nie? Dopiero 23. września? Oj tam, oj tam, może i JESZCZE nie, ale jednak - cytując kolejną piosenkę - “jesień idzie, nie ma na to rady”.
Chociaż… właściwie jest. A nawet “są”, bo jest ich wiele - konkretnie, “wiele cennych rad jak przygotować siebie i rower do sezonu jesiennego”. Oto i one:
Choć wydawałoby się, że jesienią jeździ się właściwie tak samo jak latem, to jednak niezupełnie “tak samo”. Przede wszystkim, dni są coraz krótsze i zmrok zapada wcześniej - a jak wszystkim dobrze wiadomo, “w nocy jest ciemno” - i mało widać. Szczególnie mało widać nieoświetlonego rowerzystę - i nie chodzi tu o “oświetlonego światłem latarni ulicznej” czy “światłami szybko nadjeżdżającego samochodu” - tylko o OŚWIETLENIE WŁASNE roweru.
Niby “oczywista oczywistość” i “wszyscy wiedzą”, ale... niekoniecznie się stosują. A to jest ważne - a nawet BARDZO WAŻNE! - bo rowerzysta bez świateł (czy choćby elementów odblaskowych) jest dla przeciętnego kierowcy po zmroku praktycznie niewidoczny.
Owszem, świateł rowerowych nie rozdają za darmo - ale ile by one nie kosztowały, to i tak zakup przyzwoitego “średniego” zestawu lampek wyjdzie zdecydowanie taniej niż gustownie urządzony pogrzeb.
I owszem, białe rowery są nawet ładne - ale niekoniecznie te, które czasem widuje się przy skrzyżowaniach w towarzystwie kilku zniczy. Nie o takie “oświetlenie roweru” nam chodzi.
Co dalej? Błotniki! O ile latem debeściaki i twardziele doskonale się bez nich obywają - bo ciepło, mało pada, a nawet jeśli, to zaraz obeschnie (no i “chłopaki nie płaczą”), to jednak jesienią rzeczy inaczej się mają. Nie tylko, że pada częściej, ale również woda dłużej zalega - bo jest już chłodno. I nie chodzi tu nawet o komfort własny czy o “czystość” - chodzi o to, że strumień wody wyrzucony proto w twarz (i oczy) spod przedniego koła roweru, który akuratnie przemierza błotnistą kałużę na samym dojeździe do skrzyżowania, może sprawić, że… no, wiadomo co. (Opis drastycznych detali jest zbędny.)
Czas na koła. Łyse opony nigdy nie są dobrym pomysłem, a już szczególnie wtedy, gdy drogi są mokre lub pokryte opadłymi liśćmi. Także, opony typu “slick” - nawet niezłe na lato i suche drogi, ale na nadchodzące tygodnie i miesiące słabo się nadają. Zadbajmy więc o te “gumki”, bo to nasz jedyny kontakt z Matką Ziemią (pomijam tu “bliskie spotkanie” z nią po upadku w poślizgu...) - i jedyne źródło przyczepności do podłoża przy hamowaniu.
A skoro przy hamowaniu jesteśmy, to i hamulce. Wprawdzie dziś już praktycznie nie spotyka się kół ze stalowymi obręczami (które na mokro “hamują” jak by z naoliwionego mydła były zrobione) to współczesne obręcze aluminiowe też tracą część przyczepności “hamulcowej” kiedy są mokre. Wprawdzie hamulce tarczowe (te hydrauliczne i te mechaniczne), jak i hamulce bębnowe i rolkowe pozbawione są tej przypadłości, ale wciąż jednak znakomita większość rowerów jest wyposażona w popularne hamulce V-brake z gumowymi klockami hamulcowymi. Sprawdźmy więc PRZED jesienią stan tych klocków, a jeśli są już poważnie zużyte to wymieńmy je TERAZ - i nie czekajmy z wymianą do wiosny - bo właśnie TERAZ będziemy szczególnie potrzebować sprawnych hamulców. Zresztą, w “błotnistych” warunkach klocki te ścierają się szybciej.
I nie kupujmy najtańszych “noname’ów” - nie warto! Skład mieszanki gumowej z jakiej są zrobione klocki hamulcowe ma ogromne znaczenie dla skuteczności hamowania. Lepiej jest kupić choćby przyzwoite średniaki, najlepiej w wersji do używania podczas “każdej pogody” (gdzie część klocka jest z gumy “na suche”, a część z takiej “na mokre” warunki). Nie muszą to być klocki “top of the line” - wystarczy, że nie będzie to “bottom of the barrel”.
Pozostając w temacie hamulców - sprawdźmy też linki hamulcowe i ich pancerze - czy nie podrdzewiały, czy gładko chodzą, czy druty przy śrubie zaciskowej nie zaczęły się strzępić - bo jeśli tak, to trzeba wymienić je jak najprędzej. Oczywiście, linki nierdzewne są zasadniczo najlepsze, ale przyzwoitej jakości linki stalowe ocynkowane (“galwanizowane”) też w zupełności wystarczą.
Idziemy dalej - napęd. Częścią najbardziej wrażliwą na warunki i zaniedbania w pielęgnacji jest łańcuch.
Różne są szkoły smarowania łańcucha, ale wszystkie one zgadzają się co do dwóch zasadniczych aspektów - pierwszy to ten, że “łańcuch się smaruje”, a drugi, że “woda NIE JEST najlepszym smarem do łańcucha”.
Latem wielu z nas korzystało z tzw. suchych preparatów smarujących, co miało sens, gdyż nie łapią tak bardzo kurzu (którego latem wszędzie pełno), a ich podatność na wymywanie przez wodę “nie robiła”, kiedy ta woda pojawiała się nieczęsto. Wystarczyło nałożyć taki smar raz na 50 czy 100 km (lub po każdym deszczu), i jazda! Ale teraz kurzu jakby mniej, a deszczu więcej, czas więc przejść na smary do mokrych warunków. Nie wypłukują się one tak łatwo jak te “suche”, więc nie tylko lepiej nasmarują nam łańcuch (przez co ten będzie przenosił napęd z mniejszym oporem), ale też skuteczniej zabezpieczą go przed korozją.
Może i łańcuch będzie bardziej “brudzący”, ale “coś za coś” - a poza tym zawsze można pomyśleć o osłonie na łańcuch.
Skoro już wspomnieliśmy o korozji, to trzeba też napomknąć o coraz bardziej popularnych, szczególnie w rowerach miejskich, piastach wielobiegowych. Bo choć od lat wiadomo, że “kto smaruje, ten jedzie”, to z przyczyn sobie tylko znanych wiodący producent takich piast (a zasadniczo, “jedyny” - SHIMANO) od jakiegoś czasu zaczął oszczędzać na smarowaniu. Smaru w środku tyle, co kot napłakał, byleby starczyło na czas gwarancji, a potem... No cóż, zawsze można kupić nową, c’nie?
Rzecz w tym, że jeśli piasta jest słabo nasmarowana (a to “fabryczne” smarowanie najczęściej takie jest), jej wnętrze staje się bardziej podatne na korozję. Wystarczy że trochę wody dostanie się do środka - co dość łatwo może się zdarzyć przy częstych “deszczowych” jazdach (np. do szkoły czy pracy). Pół biedy, jeśli korozji ulegną pojedyncze podzespoły (zabierak, przekładnia czy inne) - wtedy uszkodzoną część można po prostu wymienić (choć nie są one szczególnie tanie). Ale jeśli korozja uszkodzi bieżnie łożysk (które są na korpusie piasty), to wtedy niestety pozostaje tylko wymiana całej piasty. Która kosztuje jeszcze więcej - a do tego trzeba doliczyć koszt przeplecenia koła.
Tak, że wszystkich posiadaczy rowerów - i tych z takimi piastami, i wszystkich innych - serdecznie zapraszamy na smarowanie i inne atrakcje do salonu Piggy Bikes Custom, który znajdziecie na Wierzbięcicach 29 w Poznaniu.