
10 minut dla Polski
O elegancie sprzątającym Ziemię
|
Sobota, 8:30. Półwiejska dogorywa po gorączce piątkowej nocy. Mówi się, że miasto nie śpi, ale w tym czasie ucina sobie krótką drzemkę. Właśnie pożegnało ostatnich imprezowiczów, a za moment przywita miłośników zakupów i kofeiny. Z daleka dostrzegam Miquela – bohatera tego tekstu. Przyszedł wcześniej, żeby zebrać ze skwerku 10 tys. niedopałków. To część jego misji. W mojej dziennikarskiej przygodzie nie miałem jeszcze rozmówcy, który był na czas, więc przyjście przed i zrobienie czegoś takiego wprawiło mnie w lekkie osłupienie.
Miquel
Pochodzi z Majorki, ale do kraju kwitnącej cebuli (?) przywędrował pół roku temu z Barcelony. Powód? Miłość. To człowiek pełen energii. W przeszłości wykorzystywał ją w pracy trenera personalnego. Dziś mieszka i pracuje w Poznaniu. Znalazł zatrudnienie w branży IT, a swoją szlachetną rolę w społeczeństwie określa jako „environment coach”. Nie mówi płynnie po polsku, ale twierdzi, że chłonie język jak dziecko, więc idzie mu coraz lepiej. Miquel to ojciec społecznej aktywacji „10 minutes a day Poland”, której misją jest sprzątanie miasta 10 minut dziennie. Sam Hiszpan wykonuje tę czynność codziennie i poświęca na nią trochę więcej wolnego czasu. - Gdziekolwiek jestem, robię moją akcję. Niezależnie od tego, czy znajduję się w Polsce, Anglii czy Japonii – sprzątam przestrzeń wokół siebie godzinę dziennie. Robię to, co jest dobre dla naszej planety – mówi Miquel. Jego czyny nabrały wiralowego potencjału. Za sprawą mediów komercyjnych Miquel pojawił się na językach milionów Polaków, a kilku polityków zdążyło już się ogrzać w jego ciepłym, jak hiszpańskie słońce wizerunku.
Za ten papieros tuż po
Przygoda ze sprzątaniem planety rozpoczęła się 2,5 roku temu, podczas studiów w Barcelonie. „Co byś zaczął robić, gdybyś nie musiał zarabiać pieniędzy?” – takie pytanie zadał swojemu odbiciu w lustrze i stwierdził, że chciałby bardziej zadbać o planetę, co wcześniej go kompletnie nie interesowało. Później oliwy do ognia dodał jeden wypalony papieros. Miquel jechał skuterem w Barcelonie, gdy ktoś wyrzucił niedopałek z auta jadącego przed nim. Wtedy poirytowany mieszkaniec stolicy Kataloni stwierdził: „Okej, koniec tego. Czas wziąć sprawy w swoje ręce”. Tak zaczęło się sprzątanie papierosów, które Miquel wsadza do butelek i układa w górę wstydu. Jego wyzwaniem na najbliższy czas jest zebranie miliona petów i ułożenie ich w ogromną górę. Rozglądajcie się na mieście, może gdzieś ją zauważycie.
10 minut dla Polski
To projekt, który trwa od ponad miesiąca. Miquel sprząta wybrany przez siebie fragment Poznania, układa śmieci na „górkę wstydu”, a całość kwituje krótką notką z napisem „Czy to Twoje?”. To wiadomość dla ludzi, którzy przechodzą obok i nic nie robią z zaśmieconym środowiskiem. Mówi się, że nie każdy bohater nosi pelerynę – ten nosi marynarkę. W ten sposób Miquel chce pokazać, że sprzątanie planety jest dużo bardziej eleganckie niż rzucanie śmieci samopas. Hiszpan sprzątając ziemię czuje dumę, dlatego dobiera strój do towarzyszących mu emocji. Swoją pasją nie tylko zaraża innych, ale również tworzy więzi z ludźmi, którzy przychodzą sprzątać razem z nim. Były mieszkaniec Katalonii twierdzi, że wszyscy jesteśmy trochę jak FC Barcelona – mamy wielki potencjał do tego, by tworzyć drużynę, która może dokonać niewyobrażalnych rzeczy. Skoro jesteśmy jak FC Barcelona, ten facet jest naszym Leo Messim.
fot. Sylwia Klaczyńska