
Łazimy w poszukiwaniu poznańskiej Łazęgi
Wywiad z Maciejem Krajewskim, założycielem stowarzyszenia
| Malika Tomkiel
Przypomina mi się miejsce z książki „Tajemniczy Ogród”, które, mimo że zlokalizowane w centrum miasta, odkrywa magiczną przestrzeń dla artystów i kochających sztukę. Przeczytajcie rozmowę z Maciejem Krajewskim, założycielem Łazęgi Poznańskiej, fotografem, który po latach przemierzania poznańskich uliczek zrozumiał, że piękno jest po to, by je pokazywać i za jego pomocą nakłaniać do refleksji. Za to, co robi, informator IKS i portal kultura.poznan.pl okrzyknęły go Człowiekiem Kultury sezonu 2018/2019. Maciej jest również swego rodzaju dilerem, wciągającym innych… w uzależnienie od zielonych okiennic. Czy uda im się wykaraskać z tego nałogu?
Stowarzyszenie Łazęgi Poznańskiej mieści się w tzw. pustostanie miejskim, w samym sercu miasta. Jak powstało?
Często włóczę się po mieście z aparatem, tylko pozornie bez celu. To świetna okazja, by wciąż na nowo poznawać swoje miasto i ludzi. O innej porze dnia, w innym świetle, wędrując inną niż zwykle drogą, można dokonać małych odkryć. Na pustostan trafiłem szukając dużej przestrzeni dla swojej wystawy kilkudziesięciu starych okien, a dokładniej – zdjęć starych klatek schodowych, podwórek, detali secesyjnych kamienic, które oprawiłem w zabytkowe okienne ramy. Znajdowałem je na śmietnikach, dokąd trafiały przy „okazji” wymiany okien na „lepsze” – plastikowe. Przemierzając miasto natrafiłem na zamkniętą łańcuchem bramę opustoszałej kamienicy przy ulicy Św. Marcin 75. W głębi podwórka ujrzałem kuszący zielenią drewniany pawilon z pięknymi, wielkimi, półokrągłymi oknami. Okazało się, że to pustostan miejski. Wkrótce uzyskałem zgodę i wsparcie Miasta Poznania na zorganizowanie tam wystawy.
W przestrzeni Łazęgi panuje niesamowity klimat. Zielone okiennice przyciągają, a środek czaruje słuchaczy swoją historią. Myślisz, że to za sprawą tego, że wcześniej znajdowało się tam zabytkowe atelier fotograficzne?
Zdecydowanie tak. To historia i tożsamość tego miejsca, o których staramy się wciąż przypominać, decydują o duchu i klimacie tej przestrzeni. Urocza, unikatowa architektura zbudowanego w 1905 roku pawilonu to jedno. Drugie zaś, to niezwykła historia tego miejsca – najpierw sali restauracyjnej i tanecznej na tyłach Hotelu Monopol Ludwiga Deimerta, a od 1935 Atelier fotograficznego Witolda Czarneckiego – sprawia, że to miejsce jest tak wyjątkowe.
Co najbardziej fascynuje Cię w fotografii?
Nie będę tutaj odkrywczy. Tak, jak dla wielu ludzi, tak i dla mnie fotografia to medium, które wspiera obrazem naszą pamięć. Fotografia zapamiętuje dla nas najważniejsze chwile naszego życia, twarze naszych ukochanych, zmieniające się przez lata oblicze nas samych. W fotografii fascynuje mnie światło, bo bez światła nie byłoby sztuki i rzemiosła fotografii.
O kim myślałeś, zakładając Łazęgę? O sobie? O ludziach takich jak Ty? Tylko o fotografach?
Szukając przestrzeni na wystawę, myślałem o znalezieniu miejsca do spełniania sięNie udałoby się to jednak w samotności, w oderwaniu od ludzi. Chciałem podzielić się z innymi swoim spojrzeniem na nasze wspólne miasto, refleksją o tym, ile w nim piękna, i że to piękno warte jest nie tylko dostrzeżenia, ale szacunku, ochrony przed zapomnieniem, zaniedbaniem i niszczeniem zabytkowej substancji miasta, zwłaszcza secesyjnych kamienic.
fot. Łazęga Poznańska
Czy w Łazędze z początku działo się tyle, co teraz? Jak wyglądały pierwsze szlify?
Pierwsze, samotne kroki na podwórko kamienicy Św. Marcin 75, i zachwyt nad zapomnianą, a piękną przestrzenią, sprawił, że zdecydowałem się na pokazanie tej niebywałej miejscówki przyjaciołom. Nie musiałem nawet prosić ich o pomoc i współpracę. Można by powiedzieć, że to miejsce jest „niebezpieczne” – uzależnia i wciąga. Na szczęście to nie destrukcyjne, a wyjątkowo twórcze uzależnienie.
Masz na koncie swój pierwszy wernisaż. Pierwsze koty za płoty?
Na wystawę „Okien życie” ludzie walili – niemal dosłownie – drzwiami i oknami. Na ponad 200 metrach kwadratowych pokazałem wspomniane wyżej kilkadziesiąt fotografii oprawionych w zabytkowe okna przeróżnego formatu i kształtu. Z uwagi na duże zainteresowanie, wystawa została przedłużona. Żeby nie było, były też potknięcia. Spadło kilka źle umocowanych fotografii, a jedną przy demontażu zdjęliśmy… z kawałkiem tynku.
Jak sprawy mają się teraz?
Do końca grudnia trwała u nas wystawa Fotografii Anity Horowskiej „Jej wysokość Północ” pełna kadrów z magicznej podróży na Islandię i Spitsbergen oraz ekspozycja stała. Dotyczy ona zarówno historii poznańskiego rzemiosła fotografii, jak i tzw. skarbów łazęgi, znalezionych na poznańskich wystawkach, w kontenerach remontowych lub wręcz w śmietnikach. Wychodzimy z założenia, że stare nie znaczy bezużyteczne i brzydkie, ale wręcz odwrotnie, że może być wciąż piękne i dostać drugie życie. Tak jak stare ramy okienne, w które oprawiłem zdjęcia na wystawie.
Macie już plany na rok 2020?
W styczniu czeka nas z pewnością wystawa kolażu Jakuba Stępkowskiego w towarzystwie skomponowanej przez niego muzyki. Planujemy co najmniej jeden koncert kameralny i projekcję z taśmy filmowej 16 mm przygotowaną przez duet Bohdana Bobrowskiego i Macieja Moszyńskiego. Co i kiedy dokładnie? Śledźcie nasze profile społecznościowe!
Bardzo ciekawią mnie odbywające się u Was warsztaty muzyczne. Jacy ludzie biorą w nich udział?
Warsztaty muzyczne odbywają się zwykle u naszych sąsiadów w Kołorkingu. U nas natomiast odbywały się latem warsztaty gitarowe pod przewodem Karola Olejniczaka. Stosunkowo często gramy kameralne koncerty instrumentalne – była harfa, kontrabas z towarzyszeniem fortepianu, muzyka na żywo do filmów niemych, muzyka teatralna i autorska. Na podwórku przed atelier odbyło się też premierowe wykonanie najnowszej płyty Michała Kowalonka, koncerty grup Targanescu, La Luna, Nata Vakshynska@Evgeny.
Czy każdy może przystąpić do Stowarzyszenia? Dla kogo jest to miejsce? Kto tu przychodzi?
Do Stowarzyszenia Łazęga Poznańska może przystąpić każdy, kto złoży deklarację i zostanie przyjęty przez pozostałych członków stowarzyszenia. Po to, by nas odwiedzać, brać udział w organizowanych u nas wystawach, koncertach, warsztatach i przedstawieniach, bywać i działać w naszym atelier, nie trzeba przynależeć do stowarzyszenia. Wiele osób chętnie tu wraca pooddychać innym powietrzem, innym klimatem. Myślę, że wynika to z niezależności i otwartości naszego miejsca, które są dla nas priorytetowe, oraz z oferty kulturalnej bogatej w rozmaite wydarzenia.
Myślisz, że Twoja „misja” się uda?
W pewnym sensie już się udała, bo na nasze podwórko, a tym samym do atelier, przybywa coraz więcej osób. Są nimi ludzie zarówno z Poznania, jak i spoza Poznania. Z kraju i zagranicy.
Na waszej stronie ludzie piszą m.in.: „Sam pomysł takiego miejsca jak Łazęga poznańska jest bezcenny”, „moja głowa w chmurach, niezmiennie, niezmiennie…”. A Ty jak podsumowałbyś swoje miejsce jednym zdaniem?
Miejsce z duszą!
Galeria



