
Miareczkując techno-scenę
10 lat Projekt LAB
| Malika Tomkiel
Jeśli założyć, że destylator to przyrząd laboratoryjny, która oddziela jedną ciecz od drugiej, to Projekt LAB stanowi zdecydowany antonim destylarni mieszczącej się wcześniej na Grochowych Łąkach. Poznański klub spaja. Od 10 lat miesza ze sobą gatunki muzyczne, przelewa w salowych fiolkach tysiące inspirujących ludzi i artystów, by finalnie stworzyć mieszankę zasilającą scenę elektroniczną naszego kraju. Zresztą, poznajcie ich sami – Mateusza, Mariusza, Piotrka i Olka – z różnorodnym doświadczeniem i pełną pasją opowiadają o highlightach działania klubu.
Quendi, czyli Mateusz Woźniak
Założyciel klubu Projekt LAB
Minęło 10 lat odkąd założyłeś Projekt LAB. Co było impulsem do otwarcia klubu?
Jak większość rzeczy w życiu: była to seria szczęśliwych zbiegów okoliczności, w które nie wierzę. Na pewno jednym z nich było to, że szukając miejsca na przenosiny domowego studia muzycznego trafiłem do starej destylarni i zamykającego się sklepu muzycznego, co złożyło się w czasie z powrotem z inspirującego clubingu w Berlinie. Wchodząc do lokalu zobaczyłem w nim obraz klubu i zaraz po oględzinach zadzwoniłem do Miza, który tak jak ja organizował imprezy od dobrych dziesięciu lat.
Iiii…?
Powiedziałem, że otwieramy swój klub.
Ostro. Od razu miałeś w swojej głowie spójną wizję tego miejsca
Pierwszą wizję mieliśmy wspólną. Motywy laboratoryjne, elementy technologiczne, zagraniczne bookingi i łączenie muzyki klubowej z naszymi basowymi korzeniami. Jednak… szybko nadeszło bolesne zderzenie z rzeczywistością i okazało się, że prowadzenie klubu w Polsce to niełatwy kawałek chleba. Nasze drogi się rozeszły, a długi i kłopoty nie pomagały wdrażać wizji w rzeczywistość. Z czasem dzięki pomocy dziesiątek dobrych ludzi wszystko się naturalnie ułożyło i projekt ewoluował. Wciąż ewoluuje.
Pierwsza impreza to?
Armagedon – z mojej perspektywy… Pomimo ciężkiej pracy nic nie było gotowe na czas, brakowało rąk do pracy, fachowiec od kotłowni prawie ją spalił, więc nie działało ogrzewanie, a kabiny w toaletach kończyliśmy budować, kiedy ludzie już byli w środku i impreza trwała w najlepsze. Ponoć było epicko z perspektywy publiki!
Okej. Zapytałam o pierwszą, a gdybym zapytała Cię o "imprezę dziesięciolecia"? Masz swój top?
Było sporo imprez, które utknęły mi w pamięci. Jeśli chodzi o vibe, to Jonas Kopp, Partyboi69, Flowdan, Flava D, IC3PEAK, Machinedrum, Djrum. Super zabawa na Dune, pierwsze 555 czy oblężenie na Wixapolu, Kahn, sekretny live Komendarka czy prima aprillisowy Człowiek Widmo. Do tego cała seria koncertów ludzi z polskiej sceny, których udało się zabookować before it was cool: Taco, PRO8LEM, Żabson, Bitamina, Otsochodzi, Kękę, Miły ATZ- trochę tego było...
Przewidujesz zmiany w najbliższym czasie?
To chyba najtrudniejsze pytanie. Projekt LAB z założenia nie miał być po prostu klubem tylko projektem, który miał na celu animować lokalną kulturę muzyczną. Patrząc wstecz czuję, że udało się nam dołożyć cegiełkę do rozwoju tej kultury w Polsce i Poznań jest aktualnie chyba najjaśniejszym punktem na klubowej mapie Polski, a DJów słychać już nie tylko w klubach, ale też w letnich miejscówkach, galeriach sztuki, knajpach czy restauracjach. Mamy fajną, zróżnicowaną scenę i przynajmniej kilku zawodników na poziomie światowym. Jako klub udało się nam spełnić prawie każde swoje bookingowe marzenie. Wszystko to sprawia, że powoli myślę o zmianie w swoim życiu i szukaniu nowych wyzwań i ścieżek rozwoju, ale na pewno nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Mamy jeszcze kilka asów w rękawie.
Zariush, czyli Mateusz Zych
Booker & DJ
Jak zaczęła się Twoja przygoda z Labem?
Trochę w sumie wyszło "od zera do booking managera". Trafiłem do LABu jako DJ i świeży promotor, jakoś w 2014 roku, dostawałem na początku same trudne daty. Zorganizowałem w końcu jeden event w konkurencyjnych 8Bitach, który wypalił znacznie mocniej niż impreza tej samej nocy na Grochowych Łąkach. Wtedy Mateusz przekupił mnie do współpracy na wyłączność w Labie. Najpierw rezydentura DJ’ska, potem przejąłem social media, a bookingi robiłem na początku z Rakiem, potem sam i tak już zostałem...
Czy z biegiem czasu nadałeś czemuś zupełnie nowy tor?
Na pewno coś czego nauczyłem się w tej pracy, to nieustannego reagowania i wchodzenia na nowe ścieżki. Musieliśmy mocno się przeorganizować po otwarciu Tamy, a potem w trakcie pandemii. Odpuściliśmy sobie "wyścig na najgrubsze bookingi", skupiliśmy się bardziej na cyklach i imprezach z jakąś ideą. Praktycznie każdy rok jest inny, trendy w muzyce też nieustanie się zmieniają. Coś co działało w ubiegłym sezonie i przyciągało ludzi, niekoniecznie musi już sprawdzać się w obecnym i tak dalej. Wszystko nieustannie płynie.
I tak powinno być, jak to w naturze! Masz swój top booking?
Jako DJ na pewno chwytałem się za głowę będąc świadkiem setów Gabber Eleganzy i jego technicznych trików, Umwelta bez ani jednego mikro rozjazdu na gramofonach, Lutto Lento pełnych zwrotów akcji i gatunkowego eklektyzmu, czy jeśli chodzi o samą muzykę – Sarina, któremu chętnie przekopałbym się przez pendrive'y.
Czym według Ciebie Lab wyróżnia się na tle innych lokali?
Podczas ostatniej wizyty Dtekka u nas usłyszałem od niego opinię, że „LAB jest autentyczny, nie udaje czymś czym nie jest”. I jakoś te słowa do mnie przywarły i pojawiły się w głowie czytając to pytanie. Nie jesteśmy w Berlinie, staramy się robić Poznań czy to w komunikacji, czy to w bookingach i atmosferze.
Powiedzmy, że z okazji 10-lecia LABu możesz sobie pomarzyć. Twoja wymarzona impreza w LABie to?
Dużo dymu, stroboskopy, łańcuchy porozwieszane na scenie, Ancient Methods w line up’ie i niekończący się strumień zimnej pigwy. Bycie bookerem w klubie z muzyką elektroniczną to dream job. Tu marzenia się spełniają, i sen się ziści jeszcze tej jesieni!
naked relaxing, czyli Olek Kaźmierczak
Rezydent Projektu LAB
Myślisz, że LAB to dobre miejsce dla osób, które chcą rozwijać się w branży muzycznej?
Jak najbardziej, zwykle większość line-up’ów stanowią lokalni artyści i artystki, co na pewno działa budująco. Tak naprawdę bardzo często to właśnie w LABIE mają miejsce debiuty, z resztą sam grałem tu pierwsze poważne sety dla większej publiczności. Poza tym, management i właściciel klubu, to ultra otwarte osoby, więc jeśli masz pomysł, który jest oryginalny to jest to najlepsze miejsce do urzeczywistnienia go.
Co dla Ciebie jest największym atutem klubu?
Jeśli mówimy o społeczności budującej dane miejsce, to zdecydowanie otwartość. Jeśli o miejscu, jego infrastrukturze, to na pewno OGROMNY backstage i klimat budowany przez jasny bar, ciemny main i piękny ogródek.
Czym dla Ciebie jest bycie rezydentem danego miejsca?
Z oczywistych rzeczy są to: posiadanie własnego cyklu i bycie kojarzonym z tym miejscem. Z mniej oczywistych jest to bardzo ciepłe przyjęcie w klubach w całym kraju i, chcąc niechcąc, bycie znanym z rezydentury w LABie
Czy bycie nim coś zmieniło w biegu Twojej muzycznej drogi?
Bardzo wiele. Od wyżej wspomnianych rzeczy, przez możliwość regularnej prezentacji różnych stron mojej twórczości (zawsze sam robię grafiki i piszę pressy do cyklu) kończąc na własnej ksywce. od czasów rezydentury często jestem naked relaxing (Projekt LAB), co jest SUPER COOL.
Alegria, czyli Piotrek Hauser
Serce i mózg cyklu DrumObsession, DJ
Imprezy DrumObsession. Dlaczego to właśnie LAB jest ich domem?
Gdy w roku 2014 zamykała się Cafe Mięsna, musieliśmy znaleźć nowe miejsce naszej rezydencji. 8 Bitów niekoniecznie odpowiadało wówczas naszym oczekiwaniom i standardom promotorskim, natomiast LAB już wtedy robił na nas spore wrażenie. Wszystko było o level wyżej od wszystkich klubów, z którymi dotychczas współpracowaliśmy!
Jeździsz, grasz, organizujesz wiele eventów. Co według Ciebie wyróżnia LAB na mapie nie tylko polskiej, ale i światowej?
Projekt LAB jest jednym z najważniejszych miejsc w Polsce dla muzyki basowej. Na pewno jest też jednym z niewielu klubów w naszym kraju, który traktuje poważnie tę stronę elektroniki. Klub nie boi się eksperymentów, jeśli chodzi o bookingi. Od paru lat (głównie dzięki wpływowi Oramics, a i my z DO również się w tej kwestii staramy) management LAB’u zaczął zwracać większą uwagę na bardziej zrównoważone płciowo składy artystów.
Jest coś co w klubie zdecydowanie się zmieniło przez te 10 lat?
W 2015 klub powiększył na mainie przestrzeń z malutkiej didżejki przy końcowej ścianie sali na sporą scenę, co dało spory komfort osobom grającym! Jedyny minus to fakt, że grający jest na tej scenie oddalony od publiki, a ja lubię z nią bliski kontakt (który jeszcze bardziej zanika, gdy dymiarka działa na pełnej!). Dawniej był też większy nacisk na wizualizacje, a z czasem klub postawił bardziej na rozbudowę systemu oświetlenia. To zdecydowanie zmiany na lepsze.
Wielokrotnie spotykaliśmy się na panelach dyskusyjnych, które dotyczyły bezpieczeństwa w techno-klubach. Jakie zasady obowiązują na Grochowych Łąkach?
Nie miejsca na przemoc, molestowanie seksualne, niechciany flirt, a także wszelkie -fobie czy nienawistne poglądy. Ochrona dość sprawnie radzi sobie z upominaniem lub usuwaniem jednostek, które łamią regulamin. Praca nad tworzeniem w klubie bezpieczniejszej przestrzeni jest nieustanna i czuć, że zaczyna ona przynosić pożądane skutki. Tu znów props dla Monster i kolektywu Oramics.
Tak powinno być. Wszyscy, goście, pracownicy, artyści – wszyscy czują się dobrze. Owocna, wieloletnia, „domowa”, współpraca
Sam fakt, że DrumObsession współpracuje z tym klubem prawie od początku istnienia tego miejsca na mapie Poznania, daje mi poczucie, że jestem w domu. Wiadomo, mieliśmy czasem momenty trudniejsze, gdy docieraliśmy się w tej współpracy, ale bilans pozostaje na ogromny plus. Obie organizacje wiele sobie nawzajem zawdzięczają w kwestii rozwoju i budowania lokalnej sceny.
Niech tak zostanie!
Zdjęcia: Artur AEN Nowicki