
Droga, którą sobie obraliśmy na pewno jest trudniejsza
Wywiad z MYTUJEMY
| Nicole Piotrowska
Nic co pyszne, nie jest im obce. Tym razem jednak nie o jedzeniu, a o podejmowaniu słusznych wyborów, hejcie w Internecie i byciu rozpoznawalnym opowiedzieli Magda Stanek oraz Mateusz Spurtacz – autorzy projektu MYTUJEMY. Smacznego!
Jak tak naprawdę wygląda podział lokali w Poznaniu? Można obrać sztywne ramy?
Mateusz: Wiadomo, że są w Poznaniu restauracje, które będą dobre dla wszystkich.
Magda: Suszone Pomidory, są knajpą, na którą nikt nie podniesie ręki, ponieważ na rynku działają już od lat. Nawet gdy zdarzają im się pewne wpadki, to sobie z nimi poradzą, a zazwyczaj reprezentują sobą naprawdę wysoki poziom. Są również restauracje, wokół których skupia się naprawdę sporo kontrowersji.
Mateusz: Moda na chodzenie do restauracji w Poznaniu cały czas mocno raczkuje. Ludzie się nastawiają, że idąc do knajpy każda z nich będzie prezentować taki sam poziom. Warto przed odwiedzinami zapoznać się z tym, jaki dane miejsce ma profil. Są takie, które powstają tylko po to, by spotkać się ze znajomymi przed imprezą – przegryźć coś, napić się dobrego drinka.
Magda: Nie wszędzie wybieramy się by doznać wrażeń kulinarnych ponad normę.
Mateusz: Restauracje należy oceniać przez pryzmat ich możliwości. Szukając miejsca dla grup idziesz na przykład do Orzo, bo wiesz, że znajdziesz tam długie stoły, które pomieszczą sporo osób. I właśnie to w danym momencie stanowi dla Ciebie priorytet. Do wszystkiego należy podchodzić z przymrużeniem oka. Jeśli szukamy prawdziwego fine dining, to wybierzemy chociażby Mugę czy Cuccinę. Wszystkie restauracje i knajpy, w których bywamy, nazywamy miejscówkami, ale powinniśmy nauczyć się rozróżniać, że na rynku mamy do czynienia z lokalami casualowymi, fine diningowymi, bistro czy kawiarniami. Nie wrzucajmy wszystkiego do jednego wora.
Sam pomysł na prowadzenie bloga wziął się z miłości do jedzenia czy stąd, że nie mogliście znaleźć w Internecie odpowiedzi na lukę, którą sami teraz wypełniacie?
Magda: Ani z tego, ani z tego. Pięć lat temu Instagram był zupełnie inny. Wszystko wywodziło się tak naprawdę od klasycznych blogów i właśnie dlatego postawiliśmy właśnie na ten kanał. Nikt z nas wtedy nie gotował, a dodatkowo pracowaliśmy w agencji, w której silnie zakorzeniona była kultura wychodzenia na lunch. Mieliśmy ochotę zjeść smaczny, ciekawy posiłek w dobrej cenie. Po tygodniu, po miesiącu potrzebowaliśmy czegoś nowego. Chcieliśmy więcej. Stwierdziliśmy, że nikt o tym nie pisze. Tak więc MYTUJEMY wzięło się trochę z potrzeby lunchowej. Dopiero kilka miesięcy później zaczęliśmy eksperymentować – pojawiły się śniadania na mieście, szukaliśmy zatem miejsc otwartych od 8:00 rano. Następnie przyszedł czas na kolacje, które stanowiły wypadkową tego, że nie mieliśmy chwili, aby podczas pracy wyjść coś zjeść.
Na Waszym blogu nie brakuje zestawień tematycznych, w których polecacie miejsca na przeróżne okazje. W ciągu ostatnich miesięcy na tapecie maglowany jest wątek restauracji, w których dzieci, mówiąc wprost, nie są mile widziane. Jak się odnosicie do całej tej sytuacji? Nie da się ukryć, że zrobiła się z tego konkretna burda, a wydaje mi się, że w ślad za Papavero oraz Parmą i Rukolą wkrótce pójdzie kilka innych miejsc.
Mateusz: Wydaje mi się, że nagonka wzięła się tak naprawdę stąd, że cała sytuacja ma miejsce w Poznaniu. To samo dzieje się w Warszawie i nikt nie ma problemu z tym, że najmłodszy gość w lokalu będzie miał 14 lub 18 lat. Myślę że Poznań pod tym względem musi się jeszcze wiele nauczyć. Nie umiemy reagować na tego typu nowości i podchodzimy do nich ze sporą dozą hejtu i zażenowania, traktując to jako ograniczenie naszych wolności i praw. Tak naprawdę najwięcej hałasu wokół tego wydarzenia robią osoby, które w danej restauracji nigdy się nie pojawiły.
Magda: Oboje od kilku ładnych lat pracujemy w mediach społecznościowych i mamy wrażenie – a przynajmniej ja w ostatnim czasie – że Internet stał się obrzydliwym miejscem, w którym ludzie zachowują się okropnie i nie darzą się wzajemnie żadnym szacunkiem. Wylewamy z siebie negatywne emocje, obrażamy. Ludzie się za bardzo nakręcili.
Mateusz: Wiadomo, że narzucając komuś swoje zdanie wywołujesz pewną reakcję. Oglądałem kiedyś świetny wywiad z Agatą Kuleszą, która poruszyła w nim temat hejterów. Jeden z nich nazwał ją żydowską k****, a równie dobrze innego dnia mógłby do niej podejść i poprosić o autograf dla syna. W sieci po prostu jesteś kimś innym. Wracając do tematu – nasze stanowisko jest takie, że każda restauracja ma prawo dokonać wyboru. Jeśli już na etapie wyboru miejsca pojawiają się przesłanki, że nie ma w nim nic skierowanego bezpośrednio do dzieci, ale są za to mocne alkohole, przychodzą głównie dorośli ludzie, to podejdźmy do sprawy racjonalnie.
Magda: W ogóle warto zwrócić uwagę na to, że kluczem do konsumowania jakichkolwiek treści jest subiektywizm. Prezentujemy inny content, chodzimy w inne miejsca niż osoby, które mają dzieci itp. W taki sam sposób staram się sama podchodzić do różnych rzeczy – próbuję się wejść w buty danej osoby, pomyśleć czym ona się kieruje.
A czujecie się już trochę poznańskimi celebrytami? Zdarzają się osoby, które pochodzą do Was i chcą zrobić sobie zdjęcie?
Magda: Bardzo rzadko, ale to wynika z naszego świadomego wyboru. Nie chcemy świecić buziami. Wiadomo, że czasem się pojawimy, ale nie gadamy do kamery, choć wiemy, że na pewno by to urozmaiciło nasz content. Po prostu nie możemy się przemóc. Nasz pomysł na ten profil jest po prostu inny, przez co droga, którą sobie obraliśmy na pewno jest trudniejsza. Aktualnie klika się to, co mocno osobiste, twarzowe. Oczywiście zdarzają się sytuacje, gdy ktoś do nas podejdzie.
Mateusz: Ja przez długi czas oceniałem nasze działania przez pryzmat tego, jak działają inni. Analizowałem chociażby to, dlaczego mają takie przyrosty a nie inne, dlaczego to, dlaczego tamto. Później okazuje się, że ten wzrost wiąże się z działaniami, które niekoniecznie są spoko. Mam tu na myśli kupowanie followersów czy chociażby pokazywaniem dość mocno swojego życia prywatnego, co z kolei zakrawa pod content o charakterze pudelkowym. Wiadomo, że pod takie treści ludzie chętniej się podpinają, aniżeli pod klasyczne zdjęcie jedzenia.
Magda: Oczywiście godzimy się z tym, że w pewnym sensie może być nam trudnej, ale to wypadkowa decyzji, które podjęliśmy już na samym początku.
Mateusz: Bawi mnie również to, że blogerki niezwykle chwalą się tym, że spędziły dzień offline, a następnie wrzucają relację składającą się z czterdziestu plansz. Prawda jest taka, że one ciągle spędzały czas przed telefonem, ale tego nie publikowały. Bądźmy konsekwentni.
Magda: Okej, kumam, że może mieć nadzieję, że uda jej się zainspirować swoich czytelników do chwili oddechu. Ten trend mocno zresztą widać w świecie mediów, ale jest to zwykła hipokryzja.
Zaczynaliście pracując wspólnie – teraz sytuacja wygląda nieco inaczej. Trudno połączyć Wam funkcjonowanie bloga z codziennymi obowiązkami? No i co ważne – czy MYTUJEMY stanowiło dla Was punkt wyjścia do nawiązania nowych kontaktów, również tych biznesowych.
Magda: Jak najbardziej. MYTUJEMY to żywy organizm. Każdy z nas na co dzień opiekuje się dużą marką, oprócz tego pracujemy nad mniejszymi projektami, nad niektórymi działamy wspólnie.
Mateusz: Prowadzimy również szkolenia. To, że siedzimy w różnych biurach nic nie zmienia. Pamiętam, kiedy siedzieliśmy w jednej agencji i rozmawialiśmy na Skypie…
Magda:… bo w grę nie wchodziło prowadzenie głośnych rozmów z open space. Nie chcieliśmy też, aby wszyscy słyszeli o czym sobie rozmawiamy.
Mateusz: Wiadomo, że na pewnym etapie może komuś przeszkadzać, że siedzisz w pracy i zajmujesz się czymś innym.
Magda: Dokładnie, to jest kolejna kwestia, z której zdajemy sobie sprawę – gdybyśmy zamiast pracować na etat, poświęcili więcej czasu na rozwój bloga, to na pewno bylibyśmy teraz w innym miejscu. Tylko że na ten moment wybraliśmy inną drogę. Z różnych względów. Niezwykle doceniamy to, że mamy na co dzień możliwość siedzenia w fajnych biurach, stanowimy część organizacji, mamy stabilność finansową i się rozwijamy.
I jesteście ciągle w pewnym rytmie.
Magda: Dokładnie! A mimo to wiecznie nie mamy czasu i wiemy, ze byłoby nam trudno z tego zrezygnować. Tu chodzi o komfort życiowy. Przez pewien czas oboje byliśmy freelancerami i wiemy, że to nie wygląda tak jak na Instagramie. Freelance to ciężka praca i duża samotność - oczywiście, znajdą się osoby, dla których to wymarzony model kariery, u nas się nie sprawdziło.
Mateusz: Jeśli chcesz być freelancerem, musisz mieć wszystko wewnętrznie przepracowane i nie możesz uzależniać swojego humoru od tego, ile masz aktualnie pracy. Angażując się w różne projekty podejmujesz ryzyko – ryzyko, że ktoś będzie niezadowolony, że nie zapłaci Ci faktury.
Magda: Brzmimy teraz trochę, jakbyśmy byli zmarnowani życiem. (śmiech)
Mateusz: Nie, chcemy po prostu pokazać, że nie wszystko wygląda tak różowo jak na Instagramie.
Ludziom się czasem wydaje, że prowadzicie życie usłane różami. Jadacie w restauracjach, do których jesteście wiecznie zapraszani, a każda z Waszych opinii zawsze kończy się ochem i achem. Prawda jest taka, że ciężko pracujecie na to, by to wszystko miało ręce i nogi.
Matuesz: Gdyby ktoś chciał zobaczyć jak to jest, musiałby założyć nasze buty i sobie w nich pochodzić, by poczuć jak czasem bywa niewygodnie. Argument odnoszący się do tego, że czasem jemy za darmo – no tak zdarza się.
Magda: Nigdy nie ukrywamy tego, że współpracujemy z restauracjami. Staramy się od dłuższego czasu mocno komunikować to, jak wygląda nasz model biznesowy, by nikt nam nie zarzucił, że jesteśmy hipokrytami. W przypadku współpracy każdy z naszych wpisów jest opisany w taki sposób, że nie da się tego przeoczyć.
Mateusz: Kiedyś chodząc do restauracji braliśmy obiad, jedliśmy i wychodziliśmy. Teraz idąc do restauracji staramy się wziąć sporo dań z karty, aby jak najwięcej móc polecić. I w większości przypadków płacimy za to jak każdy inny gość.
Magda: Wiem, że to zabrzmi komicznie, ale – cytując niektóre osoby – gdybyś wiedziała, ile współprac już odrzuciliśmy! No cóż, taka jest prawda. Staramy się to wszystko selekcjonować, aby polecać tylko to, pod czym możemy podpisać się z czystym sumieniem. Co więcej, czytelnicy nie zdają sobie sprawy, z jakimi kosztami wiąże się prowadzenie bloga. I mam tu na myśli kwestie techniczne, związane chociażby z utrzymaniem serwerów. Kiedyś taką tabelę opracowały Joasia Glogaza oraz Krytyka Kulinarna. I co? I ludzie byli w szoku. Właśnie dlatego chcemy powoli edukować naszych odbiorców, że skoro dostęp do serwowanych przez nas treści nic ich nie kosztuje, to warto zostawić po sobie jakikolwiek ślad – czy to oznaczenie, czy komentarz. Nawet nie wiesz, jak jara mnie to, że ktoś oznaczył MYTUJEMY na Stories wprost z polecanej przez nas miejscówki! (śmiech)
Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Wizualizujecie sobie czasem dzień, w którym MYTUJEMY nie tyle się rozpadnie, co świadomie zakończycie jego istnienie? Stwierdzicie, że pole do działania naturalnie się wyczerpie?
Magda: Szczerze? Chyba nie. Mamy plan na siebie i oboje wierzymy, że nadal możemy bardzo dużo zrobić, chociażby pod kątem bardziej biznesowym tj. z perspektywy komunikacji w gastronomii. Nie wykluczamy, że projekt zmieni swoją formułę, zwłaszcza, że media społecznościowe cały czas mocno się rozwijają. Nie wiemy, czy za trzy lata nie będziemy na to wszystko za starzy. (śmiech)
Mateusz: Na razie działamy w konkretnej formule, ale to zazwyczaj los przynosi nowe rzeczy.
Magda: Możemy oczywiście rozpisać plan na następne 10 lat, ale to życie pokaże, co tak naprawdę będzie potrzebne, co ludziom się przyda. Zobaczymy kim się staniemy jako MYTUJEMY. Fajnie, że w tych następnych latach widzimy naszych czytelników, oni się też z nami rozwijają i to jest bardzo motywujące.
Fot. Agata Anastazja Niedźwiadek
Galeria



