
?Jesteśmy ciągle w drodze?
Wywiad z Cyprianem Łakomym, liderem zespołu In Twilight?s Embrace
| Mateusz Moździerz
In Twilight’s Embrace to najciekawszy poznański zespół grający muzykę z pogranicza black/death metalu. Na przełomie 2018/2019 wydali 5. już długogrający koncept album „Lawa”. Ciepło przyjęty krążek promowały dwie trasy – podczas jednej ITE byli headlinerem, podczas drugiej zagrali obok legendarnego Behemotha. O pozytywnym odbiorze „Lawy” oraz planach na przyszłość rozmawiamy z Cyprianem – wokalistą zespołu.
In Twilight’s Embrace kończy rok 2019 z renomą wśród miłośników ekstremalnego grania, dwoma dużymi trasami i kilkoma festiwalowymi występami. Który koncert najlepiej wspominasz?
Ciągle wspominamy jesienną trasę. Dla mnie najfajniejszy był koncert w katowickim Spodku, trzeci na trasie. Pierwsze koty za płoty we Wrocławiu, potem było luźniej, bo u siebie w Poznaniu. Dopiero następnego dnia wskoczyliśmy na właściwe obroty, by zagrać najlepiej, jak tylko potrafimy. Sam fakt, że gramy w Spodku był cholernie budujący, a w momencie wejścia na scenę, zaskoczyła nas doskonała energia pod nią. Baliśmy się, że mimo ścisłych reguł, którymi rządzą się tak duże trasy, będziemy musieli iść na kompromisy, lecz ostatecznie było ich niewiele, jeśli jakiekolwiek. Choć każdy koncert graliśmy „na stówę”, to w Katowicach coś wyraźnie „zaskoczyło”. Ten występ był pełnią tego, co mieliśmy na tej trasie do zaoferowania.
Czy jest jakieś miejsce z Waszej muzycznej przeszłości, do którego nie chciałbyś wrócić?
Na przestrzeni kilkunastoletniej działalności ITE graliśmy w przeróżnych miejscach: na korytarzu byłej dyskoteki w Szczecinie, w obskurnym barze w rosyjskim Kaliningradzie, ale również w Tauron Arenie. Dzięki każdemu z tych doświadczeń i koncertów jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Myślę, że w całkiem fajnym miejscu.
Są czasy i miejsca, do których nie chciałbym wracać. Bywało, że ktoś nie chciał nam zapłacić za koncert, czy chociaż zwrócić za benzynę. Najczęściej w takich sytuacjach wciskano nam głodne kawałki o tym, że tu nie gra się dla kasy, bo liczy się scena niezależna i wspieranie się nawzajem. Dziękuję za takie wspieranie sceny niezależnej i organizatorów. Z takimi sytuacjami i ludźmi nie mamy już, na szczęście, dzisiaj styczności. Współpracujemy z ludźmi, którzy, podobnie jak my, podchodzą do muzyki i koncertów serio.
A gdzie, dla odmiany, chciałbyś jeszcze kiedyś zagrać?
Nie graliśmy w CBGBs (klub??legenda z Nowego Jorku; istniał w latach 1973–2006, przyp. red.) i już pewnie nie zagramy, choć byłoby zajebiście. Zjeżdżenie świata, a nawet Europy, jest dopiero przed nami. Z małych życzeń – chciałbym zagrać dobrą, klubową trasę. Graliśmy niejedną, ale czuję, że te najlepsze jeszcze też przed nami.
…czego sobie i Tobie życzę. Wracając do tras z 2019. Który z towarzyszących Wam bandów poleciłbyś? Na kogo warto zwrócić uwagę?
Gdy dowiedziałem się, że jedziemy w trasę „Ecclesia Diabolica Baltica”, poczułem się dumny z bycia częścią tego samego line??upu z Behemothem oraz szczęśliwy, że zagramy z norweskim Whoredom Rife. To jeden z moich ulubionych zespołów ostatnich lat, bardzo klasyczny i wprost nawiązujący do 2. fali norweskiego black metalu. Ich muzyka brzmi jakby żywcem wyjęta z pierwszej połowy lat 90??tych. Byłem podjarany mogąc poznać Norwegów osobiście i dzielić z nimi scenę. Fakt, że na niektórych koncertach grali przed nami, przyprawiał mnie o pewien mindfuck. Przecież mam płyty Whoredom Rife na półce!
Polecam także Truchło Strzygi, z którymi graliśmy trasę w lutym 2019. Mają nieokrzesaną, młodzieńczą i dziką energię. Niektórzy słyszą w nich punkowy nerw i chyba coś w tym jest, skoro sami siebie opisują jako czterech metalowców, którym zachciało się grać punk rocka z absurdalnymi tekstami. Na koncertach prezentuje się to doskonale.
W lipcu 2019 roku black metalowa Batushka sprzedała się lepiej niż Dawid Podsiadło. Czy metal przeżywa renesans?
Niespecjalnie interesuję się tym, czy na metal jest teraz moda. Sukces zespołu Batushka wynika zapewne z oryginalnej formuły, pomysłu, by do muzyki metalowej dodawać elementy niekoniecznie eksponowane w gatunku. Co do nas, robimy swoje od 16 lat i będziemy to robić, niezależnie od tego, jaki jest popyt na metal. Realizujemy wewnętrzną potrzebę – bez tego, jak podejrzewam, dawno byśmy zwariowali, stali się kimś innym, nieszczęśliwymi ludźmi lub kryminalistami.
„Lawa” była koncept albumem. Jaka będzie kolejna płyta?
Taką płytę, jak „Lawa” chciałem zrobić od bardzo dawna. Marzył mi się materiał po polsku, kanalizujący moje przekonania na temat zbiorowej mentalności. Uważam, że za bardzo przejmujemy się przeszłością, a to prowadzi do niezbyt fajnych rzeczy.
Pomysł na nową płytę jest, ale tym razem nie będzie to koncept od a do z. Choć pierwsze kompozycje są już gotowe, jest za wcześnie, by mówić o konkretach. Pod koniec roku chcielibyśmy zacząć nagrania, ale płyta ukaże się prawdopodobnie dopiero w 2021 r.
Czy sukces „Lawy” ułatwił poszukiwanie Waszego własnego gatunku?
Cały czas szukamy tego, czym możemy być jako zespół, a ten proces potrwa pewnie do końca naszej działalności. Nasza muzyka zmienia się i odpowiada nam, gdy na bazie wspólnego fundamentu udaje się wciąż rozszerzać formułę ITE. Eksperymentujemy z brzmieniami, atmosferą, dynamiką itd. Sukces „Lawy” skłania do tego, by pójść za ciosem, ale kolejna płyta nie będzie jej prostą kontynuacją. Nie chcemy nagrywać dwa razy tego samego albumu. Jesteśmy ciągle w drodze.
Lubię hardcore punk i Wasze covery. Czy jest szansa na więcej, a może nawet na długogrający krążek?
Nie czuję potrzeby robienia krążka z coverami, choć spodobała mi się idea, na którą wpadłem przy okazji covera „Opowieści zimowej” Armii – żeby nagrywać własne wersje polskiego hardcore punka z okresu, który bardzo lubię, czyli przełomu lat 80. i 90. Lubię też polską „zimną falę”, możliwe więc, że z czasem sięgniemy i do tej estetyki. Niekoniecznie chcemy robić covery polskich zespołów metalowych. Częściowo wywodzimy się ze środowiska hardcore punk i fajnie byłoby przeszczepić na grunt ekstremalnego metalu ten pierwiastek. Uważamy, że nasz cover Post Regimentu jest zwyczajnie dużo ciekawszy niż byłby cover Vadera.
W przeciwieństwie do poprzednich albumów, „Lawę” oraz covery śpiewasz po polsku. Romans z rodzimym językiem potrwa dłużej?
Mam w rodzinie kilkoro polonistów, dlatego z ojczystą mową jestem za pan brat od dawna. Następna płyta nie będzie już jednak polskojęzyczna. Może znajdą się na niej fragmenty, może nawet cały numer po polsku – tego jeszcze nie wiem. „Lawę” jako projekt konceptualny chciałem zrobić w ojczystym języku, ale nie mam zamiaru wpisywać się z ITE w nurt polskojęzycznego black metalu, często pretensjonalnego. Zdecydowanie bliższa jest nam postawa „leaders not followers”, czyli kreowanie czegoś na własnych warunkach.
Dzięki za rozmowę, do diabła z nami!
foto: Piotr Stróżyński