
"Każdy jest sztuką"
Twarzą w twarz z Someart
|
Spotykamy się w galerii Zacne przy ul. Garbary. Niesamowite miejsce. Artystyczny azyl w centrum miasta, którego harmonie zagłusza cyganka mieszkająca piętro wyżej. Nie widziałeś nigdy mojego rozmówcy. Nie wiesz, jak wygląda, ani jak ma na imię, ale gwarantuję Ci, że jego twarze na mieście spotykasz dość często. To nimi Someart od lat ozdabia poznańskie mury.
Przygodę ze sztuką zacząłeś od fotografii?
Nie, vlepki i szablony robiłem jeszcze przed fotografią, ale w sumie to dzięki niej znalazłem się w Poznaniu. Chciałem studiować na ASP, ale po drodze pojawiło się kilka problemów. To był burzliwy okres.
Miałeś jakąś alternatywę?
Nie, nie miałem żadnej. Szedłem na pewniaka. Koniec końców wybrałem grafikę komputerową. W liceum plastycznym w Grudziądzu chodziłem do klasy o takim profilu, poza tym robiłem już vlepki i szablony, więc jakiś tam background pod to był. Jak osiadłem w Poznaniu to pojawili się pierwsi klienci. Produkty, wnętrza – to pozwoliło mi zachować płynność finansową w nowym mieście, oczywiście nie zapominając o klasycznych studenckich fuchach.
Byłem przekonany, że cykl Friendly Faces to kontynuacja młodzieńczej zajawki na graffiti. Tam też szukałem Twoich artystycznych korzeni.
Nigdy nie robiłem graffiti. Moją działalność na mieście rozpocząłem od vlepek. Miałem fajną opcję w liceum plastycznym. W piątki przez cały rok miałem 9 godzin reklamy wizualnej. Dogadałem się z babeczką, że będę mógł korzystać z drukarki. Jedynym warunkiem był własny papier samoprzylepny. Cały dzień drukowałem i wycinałem vlepy. Wtedy zrobiłem swój pierwszy cykl ze szczurkami. W tamtym okresie dużo jeździłem na desce. Myślę, że to też w jakiś sposób pchnęło mnie do eksplorowania miasta, szukania miejscówek. Na początku typowo pod tricki, później pod vlepki i vlakaty.
Gdzie zaczęła się idea Główek?
Na samym początku to była ilustracja mojego mieszkania. Mój autoportret i 4 osoby, które ze mną mieszkały. Pracowałem wtedy w drukarni wieloformatowej i stąd wyszła moja zajawka plakatowa. Znajomych w druku wieloformatowym mam cały czas, co bardzo mi pomaga. (śmiech) Bardzo spodobało mi się to medium. Pierwsza seria była kolorowa, a zaczęła się od tego, że najpierw zrobiłem z niej magnesy na lodówkę, dopiero potem przeniosłem projekt na vlakat. Wybrałem dosyć duży format 2x2,5m. Nigdy więcej nie plakatowałem tak wielkich Główek. W pierwszej serii nie było tej chmurki, w drugiej chciałem to zamknąć, żeby niosło jakiś większy przekaz. Zawsze uważałem, że to jak się ubierasz, skąd pochodzisz, nie ma znaczenia. Jesteś indywidualny i niepodrabialny. Stwierdziłem, że taki dopisek I am some art. będzie dobrą puentą. bo każdy jest sztuką. Trzecia seria była połączeniem znajomych i obcych ludzi. Tutaj bawiłem się i przekształcałem to hasło, ale potem stwierdziłem, że to nie ma sensu. To była też ostatnia kolorowa. Zdecydowałem się na tworzenie w czerni i bieli zarówno w malarstwie, jak i w plakatach. Do tego dodawałem wszędzie złoty element.
I tutaj poproszę Cię o pauzę. Widząc Friendly Faces, stwierdziłem, że złota rama oczu jest symbolem wyjątkowości. Pokazałeś 12 protestujących ludzi, a ich oczy są złote, bo widzą więcej – taka była moja pierwsza myśl, ale potem zobaczyłem Twoje obrazy. Na nich też występuje złoty element, ale w trochę innej postaci. Wytłumaczysz, o co chodzi?
W moich pracach malarskich przedstawiam świat, którego nie możemy dostrzec. Dużo czytam o wyższych wymiarach, teorii strun i tego typu rzeczach. To trudna literatura, ale staram się ją ogarnąć własną głową. Wprowadziłem kilka lat temu złoty wielościan, bryłę platońską, która dla mnie oznacza połączenie z wyższymi wymiarami, których nie jesteśmy w stanie zobaczyć. Chcę pokazać jego obecność w naszym odrealnionym świecie. W moich obrazach często znajdziesz też zwierzęta w procesie anihilacji. Anihilacji do wyższych wymiarów, które są obce dla człowieka. Zawsze uważałem, że psy widzą więcej niż my, dlatego głównie wokół nich oscyluje. Staram się wkładać w moje prace jak najwięcej ruchu, to cały czas jest proces. Kluczowy jest dla mnie ostatni moment przed jakimś wydarzeniem, cisza przed burzą. Ludzie to interpretują na różne sposoby. Kilka razy przewinęły się porównania do Stranger Things.
To była pierwsza rzecz, o jakiej pomyślałem, widząc te prace. Według mnie to porównanie może być dla Ciebie pułapką, bo Twoje obrazy powstawały wcześniej lub równolegle, a odbiorca może pomyśleć „Eh, ksero Stranger Things, już to widziałem”.
Tak, ale ja nie mam w założeniu pokazania świata z tego serialu, choć można znaleźć takie analogie. To się łączy. Jesteśmy poddawani bodźcom na każdy możliwy sposób. Mogłem nawet nieświadomie zaczerpnąć coś z tego serialu do swoich obrazów. Bardzo mi się podoba teraz wchodzenie w architekturę. Przez jakiś czas tworzyłem w motywach roślinnych. Teraz zauważam, że nieświadomie zacząłem łączyć w obrazach pasję do fotografii, bo cały czas robię zdjęcia. Stąd ta architektura i rozpadające się budynki.
Inspiracja w sztuce to bardzo intrygujący temat. Da się zrobić coś całkowicie, odchodząc od wzorców, których się trzyma na co dzień. Można coś zrobić, nie inspirując się w żadnym stopniu nikim i niczym?
Robimy to nieświadomie. Obcujemy ze sztuką codziennie, konsumujemy treści na bieżąco. Nie wiem, gdzie to słyszałem, ale ktoś kiedyś powiedział, że mamy swoich idoli, ale nigdy nie będziemy żadnym w stu procentach. Z każdej osoby, z każdej pracy, która Cię inspiruje, zabierasz kawałek. Oryginalne jest to, co z nich składasz.
Jeśli jako artysta jesteś zbiorem cząsteczek innych, to z kogo Ty się składasz?
To nie odnosi się tylko do artystów, ale też do ludzi, którzy mnie otaczają – przyjaciele, znajomi. Przez dwa lata miałem pracownie z Michałem Duminem i to on inspirował mnie w kwestiach metodyki pracy. Michał nie tracił czasu, wszystko robił wręcz z marszu. Starałem się później robić tak jak on i nie chodzi tu o twórczość, a o system pracy. Teraz dzielę pracownie z Hadaki. Ona bardzo kocha swoją pracę. To są takie małe elementy. Jeśli zobaczę w internecie, że ktoś fajnie ciągnie pędzel, to nie spędzę godziny przy kartce, żeby go naśladować, ale pewnie jak zabiorę się za malowanie, to głowa podpowie mi, żeby spróbować. Czasami ciężko stwierdzić skąd to wszystko się bierze.
Dużo pracujesz za granicą?
Tak. Jadę zaraz do Hiszpanii pomalować trochę ścian. W tym roku mam bardzo dobrze poukładaną pracę za granicą. Byłem już na południu Anglii malować kawiarnie znajomego, potem w Tajlandii i Hiszpanii. Potem trochę posiedziałem w Polsce, a następnie pojechałem do Estonii na festiwal streetartowy do Tartu. Jechałem tam z Sepe z Warszawy. Było 14 artystów. Tam też miałem bardzo ciekawą sytuację. Festiwalowe ściany były już pomalowane przez kogoś, a my nie lubimy wchodzić na czyjąś pracę, więc poprosiliśmy o jakieś czyste. Jedna z organizatorek pojechała z nami, żeby zapytać właściciela jakiegoś warsztatu czy możemy zrobić coś na jego ścianie. Facet powiedział, że ma dzisiaj urodziny, a my jesteśmy jego najlepszym prezentem. Przyniósł tort, jedzenie i pozwolił nam pracować. Następnego dnia dokończyliśmy, był mega zadowolony.
Mogłeś mu zrobić urodzinowego Friendly Face’a.
Bez kitu. Ogólnie to trochę ludzi do mnie pisze w tym temacie, ale jest to zarezerwowane tylko na moją serię i ludzi znajdujących się wokół mnie. Ostatnio zrobiłem główkę mojemu byłemu współlokatorowi, który jest muzykiem. Główkę dostał też kumpel, który jest djem i gra w Australii, no i niedawno był też Krzysztof Krawczyk.
W przypadku ostatniego chyba poszedłeś o krok dalej, bo widziałem na Instagramie, że powstaje jakiś vlakat na mieście.
Tak, na Wildzie nad Przyjemnością. Moja praca pojawiła się również na koszulkach. Pan Krzysztof przeżywa teraz drugą młodość, a na jego koncertach pojawia się mnóstwo młodych ludzi. Poza tym to jest artysta, którego nie da się nie lubić, łączy ze sobą tyle pokoleń, więc czemu miałby nie mieć swojej Główki. Oczywiście wszystko jest legalne i dogadane z managementem. Ostatnio widziałem na Instagramie, że Pan Krzysztof zrobił sobie zdjęcie z moim plakatem. Jak to zobaczyłem, to ogarnęła mnie radość na kilka dni. Jego muzyka jest nadal aktualna, a to świetnie o nim świadczy.
Tak jak mocno aktualna jest piąta seria Główek. To Twoja forma buntu?
Interesuje się tym, co dzieje się na świecie i mam możliwość przedstawienia swoich myśli i puszczenia ich w eter. W piątej serii przemycam w Główkach cząstkę swojego niezadowolenia z sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujemy. Doszedłem do momentu, w którym moje prace pozwalają mi otwarcie mówić, z czym się nie zgadzam. Jak wspominałem, dużo podróżuje. Ostatnia seria jest aktualna na całym świecie.
Będziesz kontynuował społeczny charakter kolejnych serii Friendly Faces?
Jak już się odważyłem zrobić pierwszy krok, to myślę, że tak, będę kontynuował. Na świecie dzieje się tyle, że raczej kontekstów społecznych nie brakuje. Konkretów jeszcze nie powiem, ale na pewno nie będzie to seria słodkich kotków i piesków. Od zawsze staram się robić rzeczy, które pozwalają mi spokojnie patrzeć w lustro.