
"Nic nie zastąpi magii sali kinowej"
Wywiad z Marleną Gabryszewską, szefową Stowarzyszenia Kin Studyjnych
|
Jako pierwsza podczas kryzysu ucierpiała branża kulturalna, w tym filmowa. Kina zostały zamknięte, a premiery odwołane lub przeniesione do platform internetowych. I jak multipleksy, za którymi stoją koncerny medialne, powoli staną na nogi, tak kina studyjne będą się zmagać się ze sporymi problemami. W samym Poznaniu mamy ich sześć: Muza, Rialto, Pałacowe, Apollo, Charlie Monroe i Bułgarska 19. Jak poradzą sobie po zakończeniu pandemii koronawirusa? W jaki sposób my, widzowie, możemy je wspierać? O obecnej sytuacji lokalnych kin porozmawialiśmy z szefową Stowarzyszenia Kin Studyjnych, Marleną Gabryszewską.
Wchodzi Pani w skład zespołu kryzysowego związanego z pandemią i paraliżem w branży audiowizualnej. Jakie decyzje podjęliście do tej pory?
Tych decyzji jest bardzo dużo, bo i skutki epidemii bardzo szeroko dotknęły całą branżę, dlatego wszystkich nie sposób wymienić. Raport z prac zespołu opublikował w czwartek Polski Instytut Sztuki Filmowej. Wspomnę tylko, że wiele decyzji dotyczyło przesunięć środków finansowych, aby zabezpieczyć rozpoczęte produkcje oraz festiwale filmowe. Powołano fundusz wspierający twórców filmowych, pozostających obecnie bez przychodów (domeną pracy w filmie są umowy o dzieło lub własna działalność gospodarcza). Natomiast jeśli chodzi o kina, procedowaliśmy odroczenie opłat na PISF i ZUS, zniesienie czynszów oraz niskooprocentowane kredyty obrotowe na pokrycie stałych kosztów niezależnych od funkcjonowania, jak np. pensje pracownicze.
Sama nie mogę się doczekać, aż wrócę na kinową publiczność, ale podejścia widzów mogą się różnić. W raporcie po pierwszym spotkaniu zespołu antykryzysowego piszecie o „psychologicznym oporze widzów przed powrotem do kina”. W jaki sposób chcecie wyjść temu naprzeciw?
To prawda, reakcja widzów jest naprawdę trudna do przewidzenia. W zespole kryzysowym zakładamy, że kina wrócą do pracy w lipcu. W tym czasie co roku naszą ogromną naturalną konkurencją jest pogoda, przestrzeń, inne formy spędzania wolnego czasu. Tym razem nie tylko nie będzie inaczej, bo po kilku miesiącach izolacji każdy będzie spragniony wolności, lasu, łąki, ale bierzemy pod uwagę także to, że widzowie będą nieufni wobec zamkniętych przestrzeni i zgromadzeń wśród obcych osób. Tak było np. w Chinach, gdzie po otwarciu kin nikt do nich nie przychodził. Taka reakcja jest jak najbardziej zrozumiała, dlatego w zespole kryzysowym, oczywiście w porozumieniu z Głównym Inspektorem Sanitarnym, przygotowujemy zasady działania kin po kwarantannie. Dotyczy to posiadania środków dezynfekujących, obsługi widzów w rękawiczkach etc. Chcemy, aby widzowie do nas wrócili jak najszybciej, ale też chcemy, by czuli się u nas bezpieczni. Zasadom bezpieczeństwa towarzyszyć będzie kampania społeczna zachęcająca do powrotu do kin.
Wiele z kin studyjnych to kina prywatne. W samym Poznaniu, gdzie wydajemy nasz magazyn, cztery z sześciu kin studyjnych mają prywatnych właścicieli. Obecnie znajdują się w najcięższej sytuacji. Jaka przyszłość je czeka?
30% spośród 230 kin zrzeszonych w Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych to kina prywatne, których funkcjonowanie uzależnione jest od realizacji programu i codziennych wpływów do kasy. Kina te nie otrzymują dotacji miejskich czy rządowych na bieżące działanie. Oczywiście mamy oszczędności. System pracy w kinie polega na tym, że w okresie od października do marca zarabiamy dość dużo, dzięki dobrym tytułom – filmom oscarowym i festiwalowym. W tym okresie siłą rzeczy ograniczone są także inne formy spędzania wolnego czasu, na czym my zyskujemy. Oszczędności te zwykle jednak przeznaczamy na biedniejsze półrocze wiosenno-letnie, kiedy to line-up dystrybutorów jest nieco słabszy, mamy wakacje, podróże, przez co frekwencja w kinach automatycznie spada. W tym roku to historycznie i tak słabsze półrocze prawdopodobnie skończymy z frekwencją sięgającą 20-25% widowni ubiegłorocznej. Zatem sytuacja naprawdę jest dramatyczna. W Stowarzyszeniu Kin Studyjnych robimy wszystko, by wspierać te kina. Rozmawiamy o dopłatach do pensji pracowników, umorzeniu czynszów, odroczeniu ZUS-u i wszelkich obowiązujących nas danin. Kina działają także oddolnie, organizując sprzedaż otwartych biletów na okres po kwarantannie. Wierzymy, że razem uda nam się przetrwać ten trudny czas.
Jak sytuacja kin studyjnych wpływa na dystrybutorów? Mam na myśli przede wszystkich tych, którzy swoje filmy nie wyświetlają w multipleksach, np. Aurora, Nowe Horyzonty czy Against Gravity.
Wielu dystrybutorów jest uzależnionych od działalności kin studyjnych i lokalnych, bo to u nas prezentują niemal 100% swoich tytułów. Ich sytuacja jest równie dramatyczna jak nasza i także z niepokojem patrzą oni w przyszłość. Mam nadzieję, że przedłużająca się kwarantanna nie doprowadzi do bankructwa któregokolwiek z dystrybutorów arthouse’owych. Po zamknięciu kin dystrybutorzy zdecydowali się masowo wprowadzać filmy na platformy VOD. Zmienione zostały zapisy w ustawie o kinematografii, tak aby w czasie kwarantanny dystrybutor nie był zobowiązany do premiery filmu w kinie. Jako kiniarze oczywiście rozumiemy tę sytuację i przyjmujemy takie rozwiązanie. Mamy też pewien pomysł, o którym więcej będę mogła powiedzieć wkrótce, aby realnie wspomóc działalność zarówno kin, jak i dystrybutorów.
Wspomniała Pani o przenosinach premier kinowych do platform internetowych. Czy w związku z tym powinniśmy obawiać się zaniku kultury kinowej?
Absolutnie nie. Obecnie obserwujemy wzrosty na wszystkich platformach VOD, ale korzystanie z nich to dla wielu widzów konieczność, a nie wybór. Platformy istnieją od dawna i jeśli miałyby zagrozić kinom, to już by się to wydarzyło. Nasi widzowie – widzowie kin studyjnych – to świadomi odbiorcy kultury, dla których kino to nie tylko możliwość obejrzenia filmu, ale coś więcej. Kino pełni i zawsze będzie pełniło bardzo ważną funkcję społeczną i socjalną. W kinach, zwłaszcza studyjnych, ważne jest wspólne przeżywanie, doświadczanie, obcowanie z kulturą. Obejrzenie filmu na dużym ekranie jest ważne, ale często takiemu oglądaniu towarzyszy prelekcja lub rozmowa po seansie, sprawiająca że możemy poczuć jedność, a także dyskutować, przeżywać emocje, mierzyć się z nimi. Nie zapominajmy, że domeną kina jest także eskapizm, czyli możliwość oderwania się od otaczającej nas rzeczywistości, porzucenia problemów i zmartwień na rzecz uczestniczenia w czyjejś historii, zanurzenia się w innym świecie. Wreszcie kino, teatr, opera to bodaj jedyne miejsca teraz, gdzie możemy odłożyć telefony na dwie godziny i pobyć tylko ze sobą. Dlatego myślę, że żaden, choćby największy, telewizor i żadna, choćby najwygodniejsza, kanapa i VOD z tysiącem propozycji filmowych nigdy nie zastąpią magii ciemnej sali kinowej.
Jak w obecnej sytuacji radzi sobie Kino Elektronik, którego jest Pani managerką?
Czekamy i tęsknimy. Tęsknimy za naszymi mądrymi, otwartymi, cudownymi widzami. Elektronik to miejsce, w którym zawsze jesteśmy chętni do rozmowy o filmach. Chcemy, aby widzowie czuli się u nas jak w domu. Od 12 marca kino jest nieczynne, ale wciąż mamy kontakt z widzami na Facebooku, rozmawiamy, wspieramy się. I oczywiście już planujemy, czym zaskoczymy widzów po powrocie.
Jaka przyszłość czeka sztukę audiowizualną? Jak długo kina będą podnosić się z kryzysu?
To jest bardzo trudne pytane, bo przede wszystkim nie wiemy, ile kwarantanna potrwa i jakie będą jej rzeczywiste skutki dla całej gospodarki. Na razie możemy spekulować. Branża audiowizualna to system naczyń powiązanych i tak jak po zamknięciu kin dochody zaczęli tracić także dystrybutorzy, producenci i twórcy, tak też efekt domina za chwilę zadziała w drugą stronę. Wiele planów filmowych – nie tylko w Polsce – zostało zamkniętych, wiele filmów jest nieukończonych lub nawet nie rozpoczęto do nich zdjęć, zatem liczba premierowych tytułów będzie ograniczona, a kina nie będą miały co grać. Do tego musimy mieć na względzie pogorszenie statusu ekonomicznego widzów. Mniejsze zarobki i bezrobocie wpłyną także na frekwencję we wszystkich instytucjach kultury. Myślę, że nie tylko kina, ale cała gospodarka będzie podnosić się z tego kryzysu co najmniej dwa lata. Ale po każdej burzy wychodzi słońce, dlatego myślę, że nawet tak mocny kryzys nas nie pokona. Wrócimy bardziej doświadczeni, silniejsi, może bardziej świadomi. A świat kiedyś wróci do normy.