Audioriver 2017 - Nie polubię go

| Malika Tomkiel
Na meteorologii się nie znam, ale jest taki weekend każdego lata, kiedy Płock zalewa prawdziwa powódź. I wiecie co? Nie chodzi tu o Wisłę. Chociaż to właśnie ona stanowi centralny punkt miasta. Tu rozchodzi się o coś więcej… o dźwięki, emocje i dobrą zabawę. Podczas Audioriver 2017, który odbył się od 28-30 lipca, to właśnie one wypełniły sceny na plaży i zakamarki miejskiej dżungli. Jak festiwal prezentował się w tym roku? Zobaczcie i przeczytajcie, kto i co nas zadziwiło. Nie tylko muzycznie.
Corocznego święta muzyki elektronicznej w Płocku, nie trzeba przedstawiać już chyba nikomu. Bilety na kolejną, 12. już edycję festiwalu zostały wyprzedane, a chętnych na odkupienie ich za trzykrotność ceny nie brakowało. Chyba słusznie, biorąc pod uwagę fakt, że już w piątek drogi do bramek i na pole namiotowe wypełniały tłumy. Ludzie? Nastawieni na weekend pełen wrażeń. Teren festiwalu zapewnił im bowiem aż 4 sceny (nie licząc tych partnerskich): Main Stage, Circus i Hybrid Tent oraz T-Mobile Electronic Beats Stage. Czas podejść pod barierki.
Jedno jest pewne: każde z festiwalowych miejsc miało do zaoferowania ciekawą selekcję muzyczną więc uczestnicy mógł znaleźć schronienie dla siebie. Na Main Stage, jak sama nazwa wskazuje, prezentowali się muzycy najbardziej znani i przed dużą rzeszę słuchaczy – wyczekiwani. Boys Noize, Vitalic, Birdy Nam Nam czy London Electricity Big Band sprawili, że zrobiło się tłoczno nie tylko pod sceną, ale i na znanej już wszystkim skarpie, gdzie można chwilę odpocząć, posączyć piwko i poobserować teren festiwalu z góry (a widok jak zawsze robił wrażenie). Miejsce świetne, ale bardzo zdradzieckie, ponieważ ilekroć ktoś mówi, że „jestem na skarpie” odnalezienie go w tłumie graniczyło z cudem. Potwierdzone info.
Nie ukrywamy, że obie noce w większości umilił nam hybrid tent gdzie, jak zawsze, mogliśmy posłuchać artystów muzyki drum&bass. Wiemy wiemy, znaczna część uczestników nastawia się mocno na niezapomniane noce i świty w Circusie. Słusznie – scena ta stanowiła magnes dla fanów solidnej dawki techno brzmienia. Nam jednak najmocniej przypadły do gustu drumowe selekcje. W Hybrid Tent nie zabrakło znanych już twórców jak np. High Contrast, totalnych „sztosów” jak S.P.Y czy nowego nabytku Hospital Records – Maduka. Było nieźle. Szczególnie, gdy o 7 nad ranem usłyszeliśmy klasyczny remix The Fugees – Ready or not. Można się rozpłynąć.
Wiele osób twierdzi, że tegoroczną edycję Audioriver uratowała scena sponsorowana przez T-Mobile. Coś w tym jest! Dobór artystów zaprezentowanych w tym miejscu zdecydowanie poniósł rangę festiwalu, co było widać po ilości ludzi nieschodzących spod sceny. T-Mobile Electronic Beats Stage popisało się nie tylko odróżniającym się od reszty festiwalu klimatem, ale i świetnymi setami. Może warto pomyśleć w następnych latach o zagospodarowanie dla tej sceny większej ilości miejsca? Szczególnie mocno utkwił nam w pamięci jeden występ: Moodymann – sztos prosto z Detroit.
A co, gdy brakowało już super mocy i chcieliśmy odpocząć od tańca? Wtedy warto było się wdrapać się na skarpę, by odwiedzić tętniący życiem rynek. Uczestnicy mogli tam znaleźć nie tylko scenę sponsorowaną przez Burna, ale i jeden z najważniejszych punktów miejskiego programu: targi muzyczne. Stanowiły one prawdziwą gratkę dla fanów winylowego brzmienia (pozdrawiamy Vinylgate z Garncarskiej). Wystawcy z całej Polski prezentowali również swoje ubrania np. te z niezastąpionym już hasłem „Pozdro techno” czy ukazującą działalność najlepszych klubów w Polsce.
Tak mijały nam noce i dnie. Zaśnięcie w szczerym słońcu graniczyło z cudem, więc jedynym racjonalnym wyjściem wydawał się odpoczynek nad wodą. Spacery o świcie bywają trudne (i te do płockich sklepów z dużymi kolejkami też), ale warto. Potrafią zaprowadzić do niesamowicie klimatycznego miejsca jakim okazało się Audiopole. Woda, piasek, ludzie no i… muzyka. Bo w końcu o nią się rozchodziło w ten gorący weekend. Ktoś kto myślał, że w niedzielę o poranku rozprzestrzenia się cisza, zdecydowanie się mylił. Drugą z opcji był tzw. Sun Day, który dla odmiany odbywał się w miejskim parku. Gwarancja chillu i najlepszych dźwięków przez cały dzień. Do tego ten klimat - sami zobaczcie na poniższe zdjęcia! My jednak pozostaliśmy nadal w miejscówce na plaży. Szczególnie, że stanęli tam reprezentanci rodzimej, poznańskiej sceny. To dodawało energii i zmuszało nogę do wybijania rytmu. Dzięki!
Panowie zdecydowanie dali radę, co sprawiło, że na festiwalu panował niesamowity klimat do ostatniego momentu naszego pobytu. I wiecie co? Nie polubię Audioriver. Za szybko się kończy.
Galeria














































