Jeśli wiesz co chcę powiedzieć – relacja z Audioriver 2018

| Malika Tomkiel
Występ cytowanej Nosowskiej, na scenie festiwalu dla rzeczników, byłby równie abstrakcyjny, co próba ćwiczenia porannej jogi do dźwięków orientalnego deep house’u w samo południe. A jednak. Kto powiedział, że nie można inaczej? Jeśli czwarty rok z rzędu wszystkie drogi prowadzą do Płocka, to w którejś zawsze znajdzie się dziura wymagająca łaty. Grunt, by podążać za dobrą muzyką i sprawdzać obecność po wyjściu z Circusa. Kolejno odlicz. Czas na garść wspomnień z Audioriver 2018.
Tym razem nie będę się skupiać na chronologii wydarzeń. Każdy wie, że po piątku następuje sobota, a po sobocie niedziela, coraz częściej wymagająca powrotów do domu i serii pożegnań. Czy będą dobre i pozostaną w pamięci? To zależy tylko od nas. Spójrzmy więc na festiwal z lotu ptaka, a może raczej z punktu widzenia księżyca, który czerwienił się jak nigdy na niebie nad Wisłą i rezonował na równi z systemem audio.
Uniosła się w powietrzu – muzyka
To rzecz, której przyjrzymy się na początku. W końcu to właśnie dla niej przemierzamy często setki kilometrów, by posłuchać długo wyczekiwanych artystów. Podczas AR 2018 postanowiłam się nie nastawiać. Jest taka jedna, mądra zasada: „Nie nastawiaj się na nic, a się nie rozczarujesz”. Kupuję to – udało się więc pozytywnie zaskoczyć. Kim, czym i dlaczego?
Największym odkryciem tegorocznego Audioriver okazała się dla mnie (i bliskich mi osób) scena Kosmos i występująca na niej Helena Hauff – didżejka i producentka prosto z Hamburga. Swoim mocnym, technicznym i eksperymentalnym brzmieniem próbowała przekroczyć granice i godnie reprezentowała wytwórnię Ninja Tune. Udało się. Nie spodziewaliśmy się również, że na tej samej scenie przywitamy Arnolda Schwarzeneggera, dziwne modelki i panów rodem z PRL-u. Na szczęście nie za konsoletą, a na oryginalnych wizkach podczas setu Bjarki. Po raz kolejny w żółtym namiocie nie brakowało energii i działy się rzeczy rodem z… kosmosu, co udowadnia, że nazwa sceny stała się adekwatna do prezentowanej tam muzyki.
Szybko udało nam się zauważyć, że z kosmosu blisko do planety przepełnionej orientem, a i ten dało się odnaleźć na festiwalu muzyki elektronicznej. Wiele osób zachwalało sceną Burna , gdzie drugiego dnia wystąpił na żywo między innymi Viken Arman. Dźwiękowe inspiracje pochodzące z wielu zakątków świata sprawiły, że publiczność mogła wziąć przez chwilę głębszy oddech, by ponownie przenieść się do stacjonującego obok, ogromnego cyrku.
Kogo cyrk i kogo małpy
Nie trzeba ukrywać, że Circus to miejsce, gdzie od zawsze dzieją się rzeczy magiczne. Może nie próbowano w nim znaleźć pana z popcornem i nikt nie sprzedawał waty cukrowej, ale nie zabrakło za to technicznych, didżejskich sztuczek, głośnych oklasków, kłębów dymu i czarów: wchodzisz i wychodzisz, gdy na zewnątrz jest jasno. Magia. Zdecydowanym setem, w odmęty piątkowej nocy, wprowadził festiwalowiczów Architectural, a niezwalniająca tempa Amelia Lens zagrała w niedzielny poranek cudowne kołysanki.
Festiwal Audioriver to również 2 razy „P”, czyli ”pewniaki” i poznańskie akcenty. Pewnym jest, że Bonobo pokazało klasę. Po prostu. Nawet gdyby próbować znaleźć garść niedociągnięć w występie Simona Greena, to fakt usłyszenia na żywo utworów z płyt, których słuchało się osiem lat temu, było przeżyciem wartym zapamiętania. Szczególnie pod sceną, robiąc zdjęcia metr od wokalistki i nagrywając wideo z tysiącami fanów.
Co ze wspomnianym poznańskim akcentem? Zarówno przedstawicielka TAMY - Joana, która rozruszała w sobotę rynek w Płocku, jak i reprezentanci DrumObsession - Alegria i Artiztix, pokazali, że wielkopolska wciąż ma w swoich szeregach solidne grono elektronicznych artystów. Tak trzymać.
Sobótka w sobotę
Gdy już o Poznaniu mowa – w centrum Płocka wystarczyło dobrze rozejrzeć się w tłumie, by dostrzec wystawców z naszego podwórka. Podczas targów muzycznych nie mogło zabraknąć oczywiście sporej ilości płyt winylowych, które zapewnił sklep znany nam z ul. Garncarskiej, Vinylgate Recordstore. Po krótkiej wymianie zdań z właścicielem lokalu, Filipem, szybko stwierdziliśmy, że z roku na rok ludzie przyjeżdżający na festiwal coraz mniej interesują się muzyką i rozwojem gatunku. To dobrze czy źle? Nie nam oceniać. Patrząc na to z drugiej strony, może właśnie pierwszy wyjazd na Audioriver jest dobrym momentem, by zacząć zgłębiać tajniki elektroniki.
Ale nie tylko. Poza stoiskami ze sprzętem muzycznym coś dla siebie znaleźli również miłośnicy mody – kilka miejsc z niezłym, minimalistycznym designem. Przy namiocie klubu TAMA spotkaliśmy projektanta z Poznania, którego pracownię krawiecką znajdziecie u nas na Gwarnej. Wypatrzenie jego wieszaków, spośród innych, nie było trudne – marka RAG charakteryzuje się bowiem mocno zarysowanymi krojami i industrialnym charakterem. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Przemka, koniecznie to nadróbcie.
Co w sytuacji, gdybyście podczas AR nie byli zainteresowani kupnem nowej torby bądź płyty? Nic straconego. Trzeba przyznać, że w tym roku organizatorzy festiwalu wyjątkowo mocno postawili na współpracę z miastem, co dało się odczuć trochę bardziej niż we wcześniejszych latach. Było to widać, chociażby w sposobie promocji całego wydarzenia – na festiwalowych rozpiskach, które informowały o wartych zobaczenia miejscach w regionie i po tym, że w centrum miasta, razem z festiwalowiczami, bawiło się wiele rodzin z dziećmi. Przyznaję, że to dość dziwne zjawisko, ale z drugiej strony słusznie zauważono, że rynek to przestrzeń wspólna i każdy ma prawo przyjść i pobawić się do dźwięków zza konsolety.
Dużym plusem była za to możliwość wzięcia udziału w licznych warsztatach, debatach, seansach filmowych a nawet wernisażu. Chodzą słuchy, że ktoś tam dotarł. Mam nadzieję, ponieważ niektóre z aktywności wydawały się naprawdę ciekawe (np. warsztaty z porażki).
Zaćmienie księżyca?
Na niebie na pewno. Było je widać na pierwszy rzut oka, podobnie jak kilka niedociągnięć ze strony organizatorów. Pewnych rzeczy, takich jak trudność z dostępem do drogi na terenie festiwalu czy mała dbałość o porządek przez uczestników, niestety nie przeskoczymy. Organizatorzy i tak dołożyli wszelkich starań, by tegoroczna edycja Audioriver była równie piękna co poprzednie. Czy wyszło? Cóż, wszystko się zmienia. Prawdą jest jednak, że z dobrymi ludźmi dookoła można jechać na koniec świata. Do Płocka również.
Jeśli wiesz co chcę powiedzieć.
fot. Malika Ledeman, Ania Muhlan
Galeria





















