Kayah i Bregovic znowu zagrali razem - w Poznaniu!

| Natalia Bednarz
Na ten koncert przez ponad 18 lat czekała cała Polska, a dowodem na to są wyprzedane koncerty, także ten poznański (jak poinformowała ze sceny sama Kayah). Zebrany przed Halą nr 2 MTP tłum spowodował małe opóźnienie, a atmosfera zdążyła zgęstnieć na tyle, że gdy na scenę zaczęły wychodzić i grać kolejne postaci spektaklu - po kolei: Goran Bregovic, muzycy z orkiestry, rozśpiewani góralki i górale, a w końcu Kayah w towarzystwie drugiej wokalistki, sala dosłownie zawrzała. A potem było coraz, coraz goręcej!
Gdyby nie to, że Gorana dopadło przeziębienie, nie sposób byłoby poznać, że ma już 67 lat, a za sobą ponad 50 lat (!) muzykowania. Ubrany w elegancki, biały garnitur, zachrypnięty, z niezwykłą lekkością przewodził swojemu zespołowi, wydobywając z niego maksimum bałkańskiej energii. Usłyszeliśmy nie tylko utwory z niedawnej płyty Gorana "Champagne For The Gypsy Kings" (np. "Bella Ciao"), lecz także nieśmiertelne kawałki z poprzednich projektów, m.in. "Gas, gas, gas" czy prawdziwy hit "Kalashnikov" ze ścieżki dźwiękowej do kultowego filmu Emira Kusturicy, “Underground”. To właśnie za tę płytę Kayah pokochała Gorana - woziła ją w prezencie odwiedzając swoich znajomych (przeczytaj nasz niedawny wywiad z Kayah!). Nie obyło się bez aluzji do wciąż dalekiej od ideału sytuacji geopolitycznej na Bałkanach, a także wspominek - w szczególności pierwszego koncertu Bregovica w Polsce, który odbył się.. Właśnie w Poznaniu, podczas Festiwalu Malta w 1999 roku.
Pierwsze 20 minut koncertu minęło jak z bicza strzelił - na dzikim tańcu, który skutecznie rozgrzał krew przed jeszcze mocniejszym uderzeniem. Kayah, zgodnie z obietnicą, jaką nam złożyła w wywiadzie, pojawiła się na scenie wypoczęta, uśmiechnięta, w pięknej, zielono-złotej sukience, która błyskawicznie przywiodła mi na myśl indyjskie sari. Na tle licznego zespołu lśniła jak diament. A gdy zaśpiewała pierwsze wersy z kultowej playlisty, czyli “Śpij, kochanie, śpij”, okazało się, że jak diament także brzmi. Jej głos nie stracił nic na swojej sile i charyzmie. Gdyby nie nieco zmieniona aranżacja kawałków oraz to, że przez cały koncert niemal wtórował jej chór fanów, można byłoby odnieść wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie.
Kayah świetnie poprowadziła koncert, od kawałka do kawałka, oddzielając je krótką, lecz trafną i wprowadzającą w dalszy ciąg narracją. Emocje udzieliły się nie tylko tłumowi, lecz także muzykom - Kayah wielokrotnie chwaliła poznańską publiczność, a ona podrzucała jej właściwe słowa, gdy wokalistce zdarzyło się je pomylić. Podczas hitu “Prawy do lewego” Kayah nawiązała do tytułu i podzieliła publikę na prawą i lewą stronę, a następnie urządziła między nimi głosowy pojedynek. Ten z pozoru wyświechtany i mało zaskakujący zabieg wodzirejski miał jednak drugie dno, co wyszło na jaw, gdy zespół zagrał swój ognisty hit ponownie jako bis (razem z najnowszym hitem Kayah “Po co”). Tym razem Kayah już nie zarządziła walki, lecz przeciwnie - zaapelowała, byśmy w obecnej sytuacji, jaka panuje w kraju, nie dzielili się na lewą i prawą stronę, tylko pozostali mądrymi, świadomymi ludźmi - fanami dobrej muzyki.
I choć przez te 18 burzliwych lat Kayah i Goranowi różnie się układało, duet nie wyklucza, że jeszcze kiedyś stanie razem przed mikrofonem i dopisze nowy rozdział do kultowego kanonu, który grany jest od morza aż po Tatry, przez kolejne pokolenia Polaków. Bałkańsko-cygańsko-góralsko-biesiadne klimaty to studnia bez dna - w nieskończoność można czerpać z niej inspiracje i muzyczne motywy. Lecz nawet gdyby nie powstał nowy materiał, z wielką przyjemnością zobaczę ich ponownie z tym samym repertuarem, chociażby dla tej scenicznej chemii, którą widać, słychać i czuć. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to za kolejne dwie dekady!
Galeria
























