DJ Decks Mixtape & Fat Joe

| Dawid Balcerek
Dnia 7 października w poznańskiej Hali Arena odbyło się wielkie święto fanów hip-hopu. Wszystko za sprawą DJ Decksa, który zorganizował koncert premierowy swojego albumu. Producent zaprosił prawie wszystkich gości z "Mixtape 5". Do tego dorzucił headlinera z najwyższej półki - legendę nowojorskiej sceny - Fat Joe.
DJ Decks Mixtape 5 / Fat Joe, wydarzenie to było promowane już od wielu miesięcy. Muszę przyznać, że nie pamiętam promocji koncertu hip-hopowego na tak dużą skalę. Plakaty zapraszające były widocznie w Poznaniu i nie tylko (widziałem również w Lesznie) praktycznie na każdym kroku. W Internecie pojawiały się zajawki z samym Fat Joe. Warto wspomnieć o nietypowej akcji promocyjnej, jaką było stworzenie numeru promującego sam koncert i nagranie do niego klipu. Oficjalny remix hitu „All the way up” nagrali Paluch, Kali i Kaczor. Po wykonaniu było widać, że trochę pieniędzy zostało włożone w jego realizację. Decks do Areny zaprosił wszystkich gości z płyty, a było ich ponad 30. Wisienką na torcie był występ Fat Joe. Z pewnością większość starszych słuchaczy przyszła do Areny właśnie z jego powodu. Od początku było też wiadome, że nie pojawi się Kękę. Nie pojawił się również Ten Typ Mes ze względów zdrowotnych.
Na miejscu zameldowaliśmy się ok godziny 22. Pod samą Halą nie było tłumów i bez problemu oddaliśmy kurtki do szatni. To już nie te czasy, gdzie brakowało numerków a do piwa stało się po kilkanaście minut. Przed wejściem na parkiet można było zakupić okazjonalne koszulki oraz wyłapać muzyczny kąsek na stoisku z płytami (również winyle).
Pierwsza część koncertu to krótkie występy zaproszonych artystów. W większości były to 2, 3 kawałki. Fajnie się to oglądało, gdyż była spora rotacja, a zespoły zazwyczaj grały swoje klasyki. Taka polska scena w pigułce. Wszystko szło sprawnie i człowiek nie mógł się nudzić. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie widziałem wszystkich występów, ale z tego co zaobserwowałem, to publika najbardziej żywiołowo reagowała na występy Słonia, Palucha, Hemp Gru, O.S.T.R.ego.
Druga część imprezy była poświęcona premierze płyty DJ Decksa. Artyści lecieli po kolei z materiałem z płyty. Zdaję sobie sprawę, że logistycznie zaplanowanie takiego występu to nie lada wyczyn, a tutaj wszystko zgrabnie, jak w zegarku. Ja już przebierałem nogami, nie mogłem się doczekać, kiedy na scenie pojawi się Cartagena.
Po małej przerwie, gdzie swoimi freestylami raczył nas nieśmiertelny Wujek Samo Zło, na scenie pojawiła się większość polskich artystów. Były podziękowania w stronę DJ Decksa oraz śpiewane sto lat z okazji urodzin producenta. Decks dostał kwiaty i wszyscy stanęli do wspólnej foty. Po tym miłym geście chwilę później pojawił się Fat Joe. Na dzień dobry raper wjechał z numerem Ja Rule’a "New York", gdzie słowami z refrenu "I got a hundred guns, a hundred clips...." przedstawił się skąd jest. Natychmiast rozbujał publikę. Joe poleciał ze swoimi największymi hitami. Niestety słowo "poleciał" i "hity" nie są tutaj pozytywnymi wyrazami. Cały występ to przeplatanie pojedynczych zwrotek, a czasami tylko refrenów lub kilka sekund danego podkładu. Zdarzyło się, że zagrał coś dłużej, np. "Whats love", ale czy to mogło cieszyć jego fanów? Z pewnością brakowało starszych klasyków, typu "Shit is real", czy "Flow Joe". Zdziwiło mnie, że nie zagrał tez swojego ostatniego wielkiego hitu "All the way up" (nie licząc kilkunastu sekund) . Sam występ trwał krótko, a ja poczułem się, jakkbym wziął udział w dj secie, a nie koncercie. Rozumiem, że jest mało czasu i nie jest w stanie zagrać wszystkiego, ale byłem na wielu koncertach zagranicznych raperów i nie widziałem jeszcze, żeby ktoś tak spieszył się zagrać koncert. No i nagle koniec. Na serio, już? Chwila konsternacji i ludzie zaczęli się rozchodzić. Podsumowując, organizatorom nie można nic zarzucić. Koncerty i punktualność bardzo na plus. Punkty z gastro również. Szkoda, że nie można było wejść z napojami na parkiet, ale w dzisiejszych czasach to już nie powinno nikogo dziwić. Minus? Koncert głównej gwiazdy, o którym pisałem już wyżej. Daję też minusa poznańskiej publiczności, a może i polskiej. Jedno z większych wydarzeń w kraju, gdzie mamy kumulacje czołowych polskich raperów, do tego gwiazdę zza wielkiej wody, a frekwencja leży i kwiczy. Promocja była dobra, ceny w przedsprzedaży też adekwatne do wydarzenia. Więc co nie zagrało? Chyba zmieniają się nam czasy.
Poniżej prezentujemy fotorelację autorstwa Szymona Derwicha.
Galeria



































































































