Smoking Class Heroes in Pleszew

| tekst: Michał Krupki Foto: Mateusz Moździerz (obróbka Michał Cichocki)
Co łączy kiboli poznańskiego Lecha z Red Smoke Festival? Hasło. Jedno hasło, które ujrzało światło w ostatni czwartek, ale tak naprawdę narodziło się dwa tygodnie wcześniej w Pleszewie. Może narodziło się wtedy tylko w głowach uczestników, ale co z tego. „Smoking Class Heroes”, taki napis pojawił się na oprawie kibicowskiej w Utrechcie. Również ta myśl przewodnia kierowała całym festiwalem w miasteczku położonym ok 100 km od Poznania.
Kolejny rok z rzędu impreza została wyprzedana w bardzo szybkim tempie. Ten fakt nie dziwi mnie z trzech powodów.
Pierwszy – line up tegorocznej edycji był tak mocny, że jeżeli bilety kosztowałyby nawet trzy razy tyle ile kosztowały faktycznie, to i tak by wszystkie poszły.
Drugi – impreza jest kameralna i to jest główny fenomen „Red Smołka”.
Trzy – jeżeli muzycznie nie byłoby, aż tak gwiazdorsko, nikomu by to nie przeszkadzało. I tak by pojawił się w ten weekend, w tym miejscu.
O samych koncertach nie będę się za bardzo wypowiadać, poza dwoma szczególnymi. Ile osób tyle opinii, ale w tych dwóch przypadkach wszyscy mają jedno podobne zdanie. Elder 10/10. Mammoth Weed Wizard Bastard 1/10 :)
Atmosfera, oraz cała otoczka tego co tam się dzieje, wychodzi poza granice jakiejkolwiek oceny. Co chwila słyszałem komentarze typu „dziś powrót do domu, rzeczywistość jest fatalna”, „przez te dni byłem w innym wymiarze” itp… Zgadzam się z tym całkowicie, ponieważ wolność, która panuje w tych dniach w Pleszewie, jest wolnością wspaniałą i łatwo jest się do niej przyzwyczaić.
Były ze mną osoby, które nie słuchają tego typu muzyki, jaka jest wszechobecna na festiwalu i kompletnie im to nie przeszkadzało. Były osoby, które powróciły po zeszłorocznej edycji, jak i tacy, którzy jeżdżą co roku do Pleszewa, od samego początku inicjatywy. Za rok też każdy z nas tam będzie (no może poza maruderami, którzy narzekają pół życia na muzykę i szukają alternatyw na Litwie :) ). Nie dla muzyki. Nie dla odpoczynku. Nie dla imprezowania, czy czegokolwiek innego. Dla wolności i ludzi! To właśnie te dwie rzeczy budują rangę „Red Smołka”.
Napomknę jeszcze o kilku rzeczach, które zmieniły się względem poprzedniej edycji. Wielki plus dla pokoncertowych imprez na polu namiotowym z elektroniczną muzą. Plus dla lepszego piwa niż koncernowe siki, ale minus za wybór dystrybutora tego trunku, ponieważ setki innych dobrych browarów jest lepsze niż Dr Brew, który w tej kategorii jest typowym średniakiem. Trochę mały wybór jedzenia i dużo ilość osób była zmuszona zamawiać fatalnej jakości pizzę z pizzerii pod przepiękną nazwą „Gastro”. Za to na plus duży wybór napojów spod szyldu „Mate”, które w naszym kraju nie są jeszcze powszechnie dostępne, a na tym festiwalu ratowały życie nie jednej osobie, ze względu na wysoką zawartość kofeiny J Podobnie jak w poprzednim roku, doskonale zorganizowany „merch”, i jeszcze lepsze nagłośnienie! Muzykę było słychać dobrze w każdym miejscu na terenie festu, a pod samą sceną głośność była idealna!
Red Smoke Festival jest najlepszą stonerową imprezą w tym kraju i przez wiele lat tak pozostanie. Tak długo, jak będzie tam taki kameralny i wolnościowy klimat, tak długo będę się tam pojawiać.
Galeria



















