Lucifer zaprezentuje okultystycznego hard rocka sączącego się z każdej płyty, którą nagrali w tym najnowszej „V”. Zresztą, pewnie słyszeliście, przygotowany przez nich hymn Mystic Festival – jest sexy i satanistyczny naraz. The Night Eternal zademonstruje mroczną stronę heavy metalu, którą ukuli na zeszłorocznym „Fatale”. Tanith dadzą hard’n’heavy bez granic – sprawdźcie ich ostatni album, „Voyage”.
Lucifer
Z Lucifer sprawa wygląda prosto: to hard rock (i nie tylko), w którym głównym celem jest składanie hołdu diabłu i oglądanie śmierci z wielu stron. Jak widzicie, już na poziomie konceptu wygląda to niezawodnie, ale muzycznie skandynawski kwartet wypada jeszcze lepiej. Grupa prowadzona przez małżeństwo Anderssonów zabiera się za wszystkie ciemne zakamarki rocka, korzysta z doommetalowych pierwocin i pakuje w szatana tyle psychodelików, ile potrafi. Wychodzą z tego niepokojące, a jednocześnie lepiące się do ucha okultystyczno-kwaśne hity. Dzięki nim nie tylko pobujacie się w rytm chwytliwych riffów, ale także przeżyjecie piekło na własnej skórze. Zalecamy zaopatrzyć się w skórzaną kurtkę, odjazdowe jeansy i okulary typu awiatorki.
THE NIGHT ETERNAL
Gdy myślimy o niemieckim heavy metalu, do głowy przychodzi coś maksymalnie riffowego i surowego. The Night Eternal zupełnie odchodzi od tej konwencji. Ich heavy jest bajkowe, melodyjne, a przy tym fantazyjne. Gdy podobne im grupy zakręcają w speed/thrash lub po prostu w hard rocka, oni uderzają w gotyk. W związku z tym mają patos, ale nie rycerski, a w pełni cmentarny. To bardziej coś w typie In Solitude czy Unto Others niż Accept – będzie mrocznie, obiecujemy.
TANITH
Amerykańskie Tanith nie ściga się z nikim, tylko nurkuje w złotych latach 70. i czerpie z nich do oporu. Powstała w Nowym Jorku grupa proponuje coś między heavy metalem (z najwcześniejszej ery), frywolnym hard rockiem i nawet odrobiną starego, dobrego prog rocka. Jest melodyjnie, w pełni oldschoolowo, a do tego kreatywnie.