
„Konwencja w rapie jest oklepana i trzeba ją przebudować”
Aljas
| Joanna Gruszczyńska
O bliznach na klacie, robieniu magisterki z rapsów i queerowaniu hip-hopowej konwencji rozmawiamy z raperką Aljas, która wystąpiła w tym roku na OFF Festivalu.
Ostatnio wypuściłaś nowy numer Scarchest. Dlaczego rapujesz o bliznach na klacie?
Aljas: Dlatego że dwa miesiące temu przeszłam mastektomię. Napisałam to, bo cały czas o tym myślałam. Jak usłyszałam bit użyty do Scarchest, to od razu wiedziałam, o czym on będzie. Drugą część tego numeru, tą spokojniejszą, stworzyłam po operacji, jak już odzyskałam siły. Czułam się jak Kanye West, który nagrywał Through The Wire z odrutowaną szczęką. Ja nagrywałam z kamizelką operacyjną (śmiech).
Czy kamizelka przeszkadza w rapowaniu?
Szczerze? Ona uciska mniej niż binder. Zapina się ją od środka, można ją sobie poluźnić i nie naciska na przeponę.
Czy długo jeszcze będziesz musiała ją nosić?
Na razie noszę, bo nie zszedł mi jeszcze obrzęk. Ale to zależy od człowieka, bo niektórym opuchlizna znika po miesiącu. U mnie trwa to trochę dłużej. Miałam przez to ataki paniki — pisałam do lekarki, bo myślałam, że wszystkiego mi nie wycięła. Okazało się, że najprawdopodobniej mam stwardnienie tkanki i moja rana może się goić nawet do pół roku. Teraz nic mnie nie boli, ale kamizelkę muszę nosić, dopóki mi wszystko nie zejdzie.
W Scarchest rapujesz na przykład o tym, że „całkiem długo się wzdrygałeś” przed operacją.
Dosyć długo czekałam i zbierałam na tę operację. Musiałam zrobić porządny research, bo niewiele polskich klinik robi takie zabiegi. Poza tym spotkało mnie wiele stresujących sytuacji typu wyjazd do Krakowa tylko po to, żeby lekarka z kliniki, w której planowałam operację, zrobiła mi USG. Takie są procedury — żeby dostać wycenę i zgodę, musiałam przejść wszystkie badania w placówce, do której zapisałam się na zabieg. Do wyboru miałam tylko dwie kliniki — w Poznaniu i Krakowie. One nie wymagają zaświadczenia o transpłciowości. Przychodzi się do Pani, ona pyta: „Tniemy?”. My odpowiadamy, że tak. I tyle. Choć nie do końca. Trzeba sobie wszystko dobrze zaplanować. Jeśli robisz operację w mieście, w którym nie mieszkasz, musisz ogarnąć sobie nocleg. Dzień po operacji nie mogłam się ruszać. Na szczęście przenocował mnie mój kolega. Oglądałaś Fanfik?
Tak, tak.
No to koleś, co gra Leona, to jest Janek — mój kolega, z którym znamy się od wielu lat. On mnie przenocował. Janek będzie mi robił DJ-kę na OFF-ie. Wracając do operacji, był to bardzo stresujący czas. I jeszcze moja mama, która uskuteczniała histerię, że się nie obudzę. Wiesz, jak jest...
A jak to jest z dofinansowaniem mastektomii w Polsce?
Jak się ma zaświadczenie o transpłciowości od specjalisty, to można otrzymać dofinansowanie z NFZ-u. Można, ale nie wszystkim się udaje, a jak już ci się uda, to musisz się liczyć z tym, że poczekasz na nią z dwa lata. Poza tym jakość tych zabiegów jest wątpliwa. Z tego, co wiem, mało osób się na nie decyduje. Wolą uzbierać pieniądze i zrobić to prywatnie.
Przy okazji premiery Scarchest postulujesz: „edukujcie się!”. Co masz na myśli?
Moim zdaniem w Polsce jest taki problem, że ludzie nie do końca wiedzą, czym jest transpłciowość i niebinarność. To, co mnie najbardziej poruszyło, to to, że na TikToku piszą do mnie matki osób transpłciowych. Tu małe wtrącenie, bo nie wszyscy wiedzą, że jestem też influenserką klasy B na TikToku (śmiech). Te mamy pytają mnie o to, co mają zrobić, kiedy ich dziecko dokona coming outu. Są przerażone, myślą, że ich trzynastoletnie dziecko będzie od razu chciało sobie coś wycinać.
Co im odpowiadasz?
Zawsze z nimi rozmawiam. Mówię im to, co wiem. Daję rady, czego ja bym potrzebowała jako taka osoba. Opowiadam o mojej relacji z mamą i o tym, w jaki sposób ona mnie wspiera. Tłumaczę, że to nie jest tak, że ich dziecku odwaliło albo że mu przejdzie. To znaczy czasem możliwe, że mu przejdzie, bo młode osoby lubią eksperymentować ze swoją tożsamością. I to też jest okej. Polecam wizyty u seksuologa. Tłumaczę, co to bindery i gdzie je kupić. To ważne — bo później dzieciaki kupują sobie bindery na AliExpress, które przynoszą im więcej szkody niż pożytku. Dziewczyna, która obcinała sobie piersi tego samego dnia co ja, mówiła, że długo nosiła źle dobrany binder. W efekcie miała większe cięcia podczas operacji.
Widziałam, że na Instagramie polecasz literaturę poruszającą temat transpłciowości.
We współpracy z Eli z @not.my.high, prowadzącej książkowego Instagrama, stworzyłyśmy bazę książek o niebinarności i transpłciowości. Żeby nie było, że mówię ludziom, że mają się edukować, a nie polecam żadnej literatury.
A masz jakąś ulubioną książkę na ten temat?
Tak i polecam ją w tym poście. To jest właściwie komiks, stworzony przez osobę z ASP. Był też dużą inspiracją do mojego aneksu do pracy magisterskiej. Gender Queer opowiada o osobie niebinarnej i aseksualnej. Porusza wiele tematów, o których sama nie miałam pojęcia, np. kwestię pociągu u osób aseksualnych. Dodatkowo robi to w sposób przystępny. Fajnie oddaje perspektywę osoby niebinarnej i tłumaczy znaczenie zaimków — sprawę, która nadal jest niezrozumiała dla wielu osób. To lekka i mądra pozycja. Zachęcam, żeby do niej zajrzeć.
A o czym robiłaś swój komiks?
Komiks Tego roku nie było opowiada o pierwszym roku pandemii. Jest w nim wiele wątków autobiograficznych i poruszam w nim takie tematy jak jebanie ASP czy uzależnienie od alkoholu. Pandemia była też pretekstem do opowiedzenia bardziej uniwersalnej historii o gender i edukacji. Komiks robiłam u Daniela Mizielińskiego, który pracuje razem z żoną Aleksandrą. Ich książki dla dzieci są niesamowite — oni są dla mnie Fiodorem Dostojewskim literatury dziecięcej.
Da się bronić magisterkę z rapsów na ASP?
Jak się trafi na super profesora, to się da. Mi się udało. Dyplom robiłam u pana profesora Włodzimierza Szymańskiego, który był przeciwko instytucjonalności, hierarchiom, snobizmowi czy kategoryzowaniu sztuki na lepszą i gorszą. Skłaniał się ku temu, żeby robić to, co się lubi. Uważał, że wtedy na pewno wyjdzie z tego sztuka. Zachęcał do przekraczania granic, myślenia poza schematami i wychodzenia ze strefy komfortu. Na przykład osobie, która maluje obrazy, mówił: „dobra, maluj te obrazy, ale dołóż do tego coś jeszcze — pokazuj te obrazy w lodówkach”. Z jego zajęć zawsze wychodziły super prace. Pamiętam chłopaka, który zamykał się na samo malowanie, a na pracę zaliczeniową zrobił animacje, eksperymentując ze zdjęciami i ruchomym obrazem. Profesor był też promotorem Franka Warzywa. Nasz wspólny numer Akademia pana Flexa był częścią mojego dyplomu. Profesor Włodzimierz Szymański zmarł tym roku w maju. To był dla nas wszystkich cios.
To była dla Ciebie ważna osoba?
Bardzo. Zawsze, kiedy gramy Akademię Pana Flexa, to gramy ją dla pana profesora. Profesor był też promotorem Mizielińskiego, tego od książek dla dzieci, pod opieką którego robiłam komiks. Mieliśmy taki trójkąt wzajemnej adoracji (śmiech). Bardzo przeżyłam jego śmierć i stypę, na której współpracowniczki Szymańskiego wspominały, że pan profesor mówił, że „Dobrota to najlepszy dyplom zrobiła”. To był człowiek, który żył akademią i nauczaniem. Czasem miałam wrażenie, że studenci i studentki były całym jego życiem. Rzeczy, które mi pokazał, bardzo wpłynęły na moje postrzeganie wizualności i na sposób, w jaki robię muzę.
Wcześniej powiedziałaś, że ludzie nie wiedzą, skąd brać informacje na temat niebinarności i transpłciowości. A ty, jak byłaś młodsza, z jakich źródeł korzystałaś?
Głównie z zagranicznych internetów. Jak byłam młodsza, to w polskich internetach nie za wiele można było znaleźć. Zresztą teraz jest podobnie. Ważne było dla mnie też moje środowisko — moi starsi queer koledzy. Od nich wiele się dowiedziałam, ale dużo szukałam na własną rękę.
Gdzieś przeczytałam, że to, co robisz, jest ważne dla wielu osób, bo wreszcie w muzyce ktoś mówi ich głosem. Rapujesz o rzeczach, z którymi mogą się utożsamiać. Czy masz takie osoby ze świata filmu lub muzyki, których teksty z Tobą rezonują?
To będą głównie zagraniczni twórcy. Na przykład Xavier Dolan i jego pierwsze filmy takie jak Zabiłem moją matkę. To było dla mnie pierwsze zetknięcie z queerowością, niebędącą spod znaku Brokeback Mountain. (śmiech) Jestem też wielką fanką raperki Young M.A. Ona śpiewa rzeczy typu I fuck your bitch, jednocześnie będąc czarną raperką queerową. Young M.A wybiła się bez labelu, bez hitów i bez żadnego typa, który za nią stoi. Bawi mnie to, że wszyscy ci gangsterzy z pistoletami za majtkami słuchają jej piosenek o tym, że ona jebie im laski. W Polsce by coś takiego nie przeszło. A jeśli chodzi o jakichś pudrowych artystów, to bardzo cenię Davida Bowiego. Chociaż szczerze mówiąc, queerowi mężczyźni nie zawsze ze mną rezonują.
Dlaczego?
Bo to jest innego rodzaju doświadczenie. Poza tym w społeczności LGBTIAQ+ nadal obowiązuje hierarchia, na szczycie której są mężczyźni. Oni dyktują warunki i narzucają to, o czym się mówi. Często są to rzeczy, które mnie nie dotyczą, albo rzeczy, o których nie mają pojęcia, bo są facetami.
Wracając jeszcze do Scarchest, podoba mi to, w jaki sposób korzystasz z motywów, które pojawiają się w rapie. U Ciebie gangsterska blizna staje się blizną po mastektomii.
Moim zdaniem rap to gatunek, który trzeba trochę przebudować. Staram się to robić na tyle, na ile pozwalają mi moje umiejętności. Czuję, że cały czas zaliczam progres. Jak myślę o moich starych rzeczach, to czuję krindż, bo wiem, że obecnie robię coraz lepsze rzeczy. Teraz mam na telefonie taki numer, że wszystkim by wam szczęki opadły. Piosenka nazywa się 52 kg. Raperzy nazywają tak kawałki o koksie, a u mnie chodzi o to, że moja dziewczyna waży 52 kilogramy. I to leci tak: „moja koka swoje waży, 52 kg dzisiaj w nocy mam na twarzy”. Niby taki Malik Montana, ale bez przekleństw. Konwencja w rapie jest tak oklepana, że trzeba ją przebudować. Do tego potrzebni są ludzie, którzy mają inne doświadczenia w życiu. Nie twierdzę, że jestem jakimś wieszczem albo pionierem — bez przesady. Po prostu myślę, że moje podejście działa na moją korzyść.
„Quebo wydał na klocki Twój łańcuch, ja wydałam dwa łańcuchy na tę operację”. Tu też jest pewna przewrotność.
Quebo w gorącej szesnastce powiedział, że „wydałem na klocki twój łańcuch”, wyciągnął klocki Lego i zaczął nimi szamotać. To odwrócenie flexu było całkiem śmieszne — że za hajs nie kupuje łańcuchów, tylko klocki Lego. Ja poszłam jeszcze dalej. Moja operacja i płaska klata, kosztowały tyle, co jego zestaw klocków Lego. Są rzeczy, które w rapie słyszałam już tyle razy, że myślę sobie: „dobra, trzeba zrobić to inaczej”.
Na koniec klasyczne pytanie o Twoje plany.
Szykuje się nowy singiel, który wypuszczamy z moim kumplem Vrthurem jako Pirotechnika. To będzie piosenka o Ewie Demarczyk, bo kochamy Demarczyk i uważamy, że za mało osób o niej wie, a ona wielką artystką była. W dodatku nie ma jej na Spotify, więc my ją tam wprowadzimy. Po OFF-ie planuję też premierę nowego singla Aljas.