
"Miałem tylko jeden utwór, przez który wylądowałem na Open?erze"
Carsky
| Dawid Balcerek
Carsky, pod tym pseudonimem kryje się krakowski producent muzyczny Paweł Karski. Artysta przedstawił się polskiej scenie wydając debiutancką EP-kę ?Make Me Pure?, która ukazała się w listopadzie tego roku. Carsky opowiedział nam o produkcji materiału, historii poszczególnych singli, ale i o tym jak trafił na Open?era, mając na koncie tylko jeden kawałek.
W sieci można znaleźć powielającą się informację, że „dotychczas działał zarówno w większych, jak i mniejszych projektach muzycznych” , ale nikt nie pisze, o jakie projekty chodzi. Rozwiejmy tę tajemnicę. Gdzie grałeś i czym się zajmowałeś przed swoim solowym projektem?
Najdłużej byłem związany z moim poprzednim projektem o nazwie by proxy. Powstał mniej więcej pod koniec 2010 roku i działał przez 5 lat. Tworzyłem go wspólnie z perkusistą Janem Owsińskim. Skomponowaliśmy materiał na 2 EP-ki i jeden album studyjny, który został wyprodukowany we współpracy ze Stendkiem. Mieliśmy większe i mniejsze sukcesy, ale duch tego projektu umarł i ostatecznie go zamknęliśmy. Później podejmowałem próby współpracy z kilkoma artystami, ale ostatecznie nic z tego nie ujrzało nigdy światła dziennego.
Jesteśmy chwile po premierze Twojej debiutanckiej EP „Make Me Pure”. Jakie to uczucie wydać swój pierwszy, solowy materiał?
Z jednej strony jestem szczęśliwy, a z drugiej to odetchnąłem z ulgą, gdy go wydałem. W sumie całość powstała „w drodze” na Open’er. Włożyłem w nią całe serce. Cieszę się, że jej odbiór jest pozytywny.
Promocję zacząłeś już w kwietniu, pierwszym singlem „Dreams”. Numer dobrze hulał sobie po różnych stacjach radiowych w kraju, miał również dobry odbiór w Internecie. Pokazałeś się szerszej publiczności. Czy miało to wpływ na Twoją dalszą prace przy EP? Poczułeś wówczas jakąś presje, większą motywację lub jakieś oczekiwania?
Tak. Początkowo mój styl był inny, utwory były bardziej gitarowe i surowe. „Dreams” początkowo uznałem za taki „nieudany eksperyment”. W sumie to był pierwszy utwór, od którego zacząłem. Skomponowałem go pół roku przed wydaniem. Stwierdziłem wtedy, że to nie przejdzie i zostawiłem go na półce, aż do kwietnia. W kwietniu wrzuciłem go jako eksperyment, kilka osób powiedziało mi, że to jest dobry utwór i żebym spróbował. Więc spróbowałem. Nie spodziewałem się tak dobrego odbioru. Ten utwór rozwalił cały mój ówczesny plan na mój styl, EP. Musiałem wszystko robić od początku, ale nie żałuję, bo wiedziałem, że idzie to w dobrym kierunku i to jest droga, którą muszę iść.
Potem mieliśmy singiel „Pure”. Czy to była furtka do zagrania na Open’erze?
W zasadzie furtką do Open’era był tylko i wyłącznie „Dreams”. Tylko ten utwór wysłałem w ramach zgłoszenia na festiwal. Odezwali się do mnie zanim wydałem „Pure”. W zasadzie to był wielki opad szczęki, bo miałem tylko jeden utwór, przez który wylądowałem na Open’erze. Wtedy pojawiła się presja, żeby zrobić materiał na 30 minutowy set. I tak się zrodziła cała EP-ka oraz inne utwory, które gram do dziś i może je kiedyś wydam…kto wie?
Jakie to uczucie zagrać na jednym z największych festiwali w kraju? Były spore emocje?
Grałem na scenie Firestone w zasadzie jako pierwszy, podczas pierwszego dnia festiwalu. Kiedy zaczynałem set nie było nikogo. Wszyscy poszli na Royal Blood, więc stwierdziłem, że zamknę się w swoim świecie i nie będę się tym przejmował. Ale… ale stało się coś wbrew moim oczekiwaniom, bo po paru minutach już było dużo uśmiechniętych, bawiących się, pozytywnych twarzy. Byłem zaskoczony, a zarazem spokojny, że ta muzyka broni się i przyciąga tych ludzi. Mimo tego, że całość seta, oprócz „Dreams” i „Pure”, powstała w miesiąc. Bałem się tego, ale kończąc wszyscy bili brawo i krzyczeli głośno „Carsky, carsky…”. Nie wiedziałem za bardzo co ze sobą zrobić wtedy, euforia mnie przerosła. Nie zapomnę tego debiutu do końca życia.
Kolejnym singlem był „Fragile”, do którego również powstał mush-up video klip, tak jak do poprzednich dwóch singli. Autorami wszystkich obrazów są bracia Improbros. Dlaczego zdecydowaliście się właśnie na taką formę klipów? Myśleliście może nad stworzeniem w przyszłości spójnego, wyreżyserowanego obrazka?
Myślałem o autorskim klipie, ale były to zbyt duże koszty, a dodatkowo porównałem prace Marcina Czerwiaka z Improbros oraz prace pozostałych, którzy proponowali mi autorski klip i pozostałem przy tym pierwszym. Mimo tego, że to mash-up, to ten koleś zrobił arcydzieło. Nie wyobrażałem sobie niczego lepszego do „Dreams”. Rozmawialiśmy też o spójnym, wyreżyserowanym klipie i myślę, że taki powstanie, także we współpracy właśnie z Marcinem.
Przy EP pomagali Ci Bartosz Szczęsny z zespołu Rebeka oraz Stendek z projektu LASY. Jak wiemy, nie są to panowie z pierwszej łapanki i na swoim fachu znają się bardzo dobrze. Jak wyglądała Wasza współpraca? Dużo wnieśli w Twój projekt?
Bartosz Szczęsny zajął się tylko masteringiem, w twórczości nie maczał palców. Prawie gotową kompozycję wysłałem do Macieja, żeby spróbował dołożyć coś od siebie. Sampel wokalny „Dreams” od 0:55 jest jego autorstwa, te wysokie, „spiczowane” głosiki w tle też są jego autorstwa. On zrobił też miks wszystkich utworów na EP-ce.
W „Pure” już było mniej jego wkładu, ale też tam słychać gdzieniegdzie jego sample. Całość EP była już gotowa, czasem trzeba było coś skrócić, podmienić jakiś sampel, co robił właśnie Maciej, bo ja byłem już lekko „osłuchany” tym materiałem. Może przez to, to tak dobrze brzmi, że w tak krótkim czasie odesłałem gotowe kompozycje komuś doświadczonemu, kto rzucił „świeżym uchem” na to wszystko i dopracował jak trzeba. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy ze Stendkiem.
Po części już odpowiedziałeś na moje kolejne pytanie, ale dopyta do końca. Na „Make Me Pure” często przewijają się różne partie wokali. Są to tylko sample, czy zgrywałeś coś na żywo?
Wszystkie wokale są samplowane, i tylko wokale. Muzyka jest w całości skomponowana przeze mnie i nie czerpałem jej z żadnych sampli. Co do wokali, pochodzą z różnych lat, głównie to lata 60’ i 70’. Kocham czarne, soulowe wokale. Trochę szkoda, że nie zaprosiłem nikogo na tę EP-kę, ale chciałem w całości zrobić coś sam, bez niczyjej pomocy i zobaczyć jak to odbiorą ludzie. Na żywo wykonuję te utwory gościnnie z Julią z Camero Cat. Brzmią one jeszcze lepiej i coraz bardziej jestem pewien, że w kolejnych kompozycjach usłyszycie już tekst i wokale nagrywane w studio. Sampling odejdzie na pewno na margines.
Zapowiedziałeś już, że w przyszłym roku chcesz wydać debiutanckie LP. Masz koncept na ten projekt? Jak wyglądają obecnie prace nad albumem, i w jakiej jesteś fazie produkcji?
Mam, ale póki co cały czas dochodzą jakieś nowe pomysły, więc myślę, że to jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Zdradzę tylko tyle, że wszystko jest na dobrej drodze. Myślę, że będzie to coś innego niż „Make Me Pure”, ale.. czas pokaże. Póki co siedzę nad tym sam i kusi mnie powrót do nagrywania swojego własnego wokalu. Tylko tyle mogę zdradzić. Obecnie skupiam się na występach live, chcę żeby moje live acty były jak najlepsze i chcę jak najczęściej koncertować. Daje mi to wielką radochę.
Fot. Artur Rawicz / Onet