Freshmag Freshmag
  • Kontakt
  • O nas
  • Newsy
  • •
  • Wydarzenia
  • •
  • Miejsca
  • •
  • Magazyn
    • Lifestyle
    • Moda
    • Kuchnia
    • Aktywnie
    • Czytelnia
    • Muzyka
    • Ludzie
  • •
  • Relacje
  • •
  • Wywiady
  • •
  • Festiwale
  • •
  • Konkursy
  • Kontakt
„Czasami można się sfrustrować”

„Czasami można się sfrustrować”

Catz 'N Dogz



| Rafał Szaroleta

Catz 'N Dogz to szczeciński duet producentów, który tworzą Grzegorz Demiańczuk i Wojciech Tarańczuk. Są świeżo po polskiej trasie koncertowej, gdzie promowali swoje ostatnie wydawnictwo „Basic Colour Theory”, które wydali na początku października. Z Grzegorzem spotkaliśmy się w jednej z berlińskich kawiarenek, gdyż tutaj na co dzień chłopacy żyją i pracują. Z rozmowy dowiecie się m.in. o przebiegu polskiej trasy, pracy nad albumem oraz o powrocie do muzycznych korzeni, czyli projekcie 3 Channels.


Po wydaniu płyty zagraliście kilka imprez na terenie kraju. Rzadko grywacie w Polsce. Jak wrażenia po tournée?

Chcielibyśmy częściej grać, ale gramy sporo za granicą i ciężko jest to połączyć. Zazwyczaj gramy we Wrocławiu, dlatego że robimy tam festiwal Wooded. Długo nas tu nie było. Jednak powrót był świetny i bardzo nas to cieszy.
Co do samej trasy, to pierwsza impreza odbyła się we Wrocławiu na Wooded. Impreza wyszła bardzo fajnie. Zrobiliśmy to na Dworcu Świebockim, gdzie nie zawsze są imprezy, więc miejsce z pewnością przyciągnęło sporo osób. Zaprosiliśmy Keinemusik, naszych przyjaciół z Berlina. Co ważne, zauważyliśmy, że ludzie już przychodzą na naszą markę Wooded, w sumie nieważne kto tam gra, ale przychodzą na atmosferę, którą chcieliśmy stworzyć.
Potem po jednym dniu przerwy pojechaliśmy do Warszawy. Przejechaliśmy się tam pendolino, co było takim jakby odświeżeniem tego wizerunku, który pamiętaliśmy z tych naszych, wszystkich podróży kolejowych. Najeździliśmy się sporo w życiu kolejami i mamy pełno wspomnień, śmiesznych historii, ale teraz było bez przygód. Jeździliśmy ze znajomymi z Polski i było bardzo śmiesznie. W Warszawie zrobiliśmy imprezę w czwartek w Miłości. W piątek graliśmy już w Prozaku. Pierwszy raz tam graliśmy i bardzo się z tego powodu cieszyliśmy, gdyż lokal ten dostał nagrodę za najlepszy klub w Polsce.
Potem skończyliśmy w Sopocie, w Sfinksie. To było już takie grande finale i też było bardzo fajnie. Następny na trasie był Poznań, gdzie zostaliśmy genialnie przyjęci. W Poznaniu nie graliśmy już bardzo długo. Nie spodziewaliśmy się, że impreza wyjdzie tak fajnie. Dostaliśmy później dobry feedback, ludzie chwalili nas za tę imprezę.
Ogólnie wszędzie było dużo ludzi, a nam świetnie się grało. Chętnie wrócimy ponownie. Cały tour był świetny.
Przyjechalibyśmy wcześniej do kraju, ale skupialiśmy się na Wrocławiu i robieniu naszego festiwalu. Nie mieliśmy czasu, by grać często, ale nagranie tego albumu było dobrą okazją, żeby pograć po Polsce.
Zrobiliśmy przy okazji dużo wywiadów, spotkaliśmy dużo ciekawych osób. Fajnie wracać do Polski i patrzeć, jak to wszystko się zmienia. Za każdym razem coś nas tutaj zaskakuje. Polska się bardzo zmienia, zwłaszcza duże miasta.

Dlaczego wybraliście właśnie te miasta? Jak planowaliście tę trasę?

Decyzje o miejscach podjęliśmy wspólnie z naszą menadżerką Marysia. Chcieliśmy odwiedzić miejsca, które lubimy, w których dawno nie byliśmy i na szczęście udało się to wszystko złożyć w jeden długi weekend.


W swoich setach gracie mało swojej muzyki. Jak wygląda selekcja muzyki do Waszych setów? Nie macie chyba zbyt dużo czasu, kiedy tym się zajmujecie?

Ciekawe jest właśnie to co mówisz, bo zauważyłem, że jak byliśmy w Polsce, to zagraliśmy sporo naszych kawałków. Właśnie w Poznaniu zagraliśmy chyba z 12 naszych tracków, takich starych i nowych, które chcieliśmy sobie przetestować. To było bardzo fajne, bo nie lubimy za bardzo grać naszych kawałków. A w Polsce, że dawno nie byliśmy, to chcieliśmy zagrać trochę naszych numerów. Reakcja była bardzo dobra, czyli ludzie jakoś kojarzą te nasze kawałki. Sporo zagraliśmy numerów z albumu w innych wersjach, które sobie często zmieniamy, żeby nam się nie nudziły. Sami je remiksujemy lub robimy edity. Z selekcją to jest w sumie  różnie. Cały czas pracujemy, nawet w podróży, jesteśmy trochę takimi pracoholikami. Często możemy wybrać muzykę w hotelu lub podróży. W grudniu ustaliliśmy sobie, że od wtorku do piątku to czas na studio, pracujmy wtedy i nie mamy czasu na wybranie muzyki, ale jakoś udaje nam się to pogodzić. Wiadomo, że podróże i produkcje zajmują najwięcej czasu. Działamy też ze swoją wytwornią muzyczną. Na szczęście mamy teraz Martę, która pomaga nam z rzeczami związanymi z wytwórnią. Marysia, nasz menager, która współpracuje z nami od roku, też nam pomaga odfiltrować sporo rzeczy i odciążyć, dzięki temu mamy więcej czasu na chodzenie po sklepach winylowych i szukaniu nowych, dziwnych kawałków, których nikt nie ma. Potem mamy radochę, że możemy je gdzieś zagrać na imprezie (śmiech).

W dobie dzisiejszych czasów, Internetu pewnie ciężko znaleźć coś oryginalnego.

Tak, wszyscy teraz wszystko mają, to jest teraz bardzo trudne. Jest tak duży natłok muzyki, że jest ciężko. Czasami robimy sobie wolne weekendy . Cały tydzień pracujemy w studiu, później mamy wolny weekend i możemy iść do galerii, teatru lub na jakiś koncert, gdzie możemy się czymś zainspirować a i później na spokojnie wybrać sobie muzykę. Taki tydzień właśnie ostatnio mieliśmy, np. spędziłem 5 godzin na szukaniu muzyki i wybrałem tylko jeden kawałek, który później wykorzystałem. Ta selekcja wymaga dużo czasu i nie zawsze jest sukces, więc czasami można się sfrustrować. Jest bardzo dużo muzyki i trzeba się naszukać, ale też często wymieniamy się muzyką ze znajomymi i innymi djami.

Często też współpracujecie z Dirtybird… Właśnie z nimi się wymieniacie epkami.

Ostatnio nie za dużo, bo nasze style się trochę zmieniły, ale często się wymieniamy muzyką. Czasami też robimy utwory lecąc gdzieś na imprezę, zmieniamy je, robimy edity, których nikt nie ma. Wydaje mi się, że przy tej konkurencji,  natłoku muzyki i djów, ważne jest, żeby robić coś co wyróżnia. Zawsze mamy taką manię, że chcemy grać to, co nie grają inni.

Na imprezach ludzie grają teraz kawałki zupełnie nowe, niewydane. Człowiek czasami idzie na imprezę i nie wie co leci (śmiech).

Dokładnie. Nam jakoś udaje się tak zgrać, bo gramy już ponad 12 lat. Kupujemy różne kawałki, ale razem to wszystko dobrze współgra, przez te parę lat już się zgraliśmy.

Jak wyglądała praca nad albumem „Basic Colour Theory”? Udało Wam się wszystko, co sobie zaplanowaliście? Wiem, że np. nie wyszedł Wam kawałek z Zebra Katz.

To był długi okres, trwało to ok 2 lata. Zabieraliśmy się bardzo długo do stworzenia tego trzeciego albumu. Chcieliśmy zebrać sporo inspiracji i wykorzystać całe nasze doświadczenie, które zebraliśmy przez te lata produkcyjne.
Na początku zaczęliśmy udoskonalać nasze studio. Kupiliśmy dużo nowych syntezatorów i maszynek. Zmieniliśmy też soundproof tego studio, później zaczęliśmy tworzyć wielką bezę sampli. Nie chcieliśmy samplować innych artystów, tak samo było z wokalami. Pamiętam siedzieliśmy po kilka godzin i szukaliśmy różnych, fajnych tekstów i słów. Potem napisaliśmy do naszych dziesięciu znajomych z całego świata, którym wysłaliśmy teksty. Ci znajomi nagrali nam wokale i polecili jeszcze innych znajomych, wiec stworzyliśmy wielką bazę wokali. Później przetestowaliśmy nowe syntezatory i sprzęty. Następnie zakupiliśmy sporo oprogramowania. Obejrzeliśmy dużo dokumentów o muzyce klubowej, tych z wczesnych lat 90, ale nie tylko, bo też o historii disco, bluesa.

Słychać, że płyta jest mocno zróżnicowana…

Tak, szczególnie, że Wojtek zaczynał od podkładów hip-hop’owych, ja grałem jakieś bardzo  głębokie deep housy. To wszystko przez lata ewoluowało i miało wpływ na nasz trzeci album.
Zależało nam na tym, dlatego tyle czasu to wszystko trwało. Zależało nam, żeby album miał koncept i żeby był spójny, bo uważam, że to jest najcięższe do osiągnięcia. Nasz pierwszy album był testowy. Wtedy dużo kawałków było różnych. Teraz staraliśmy się to wszystko połączyć, zwłaszcza te elementy, które nas inspirowały.
Mieliśmy bardzo dużo różnych pomysłów. Godzinami siedzieliśmy na YT i Spotify i robiliśmy sobie listę ludzi ,z którymi chcielibyśmy cos zrobić. Niektórych zapraszaliśmy na kilka dni do studia, do Berlina. Z niektórymi działaliśmy przez Internet, z innymi pomagali nam nasi managerzy. Nie z każdym nam wyszło. Ważne jest, żebyśmy czuli to samo co w studio, żeby był dobry vibe. Np. przyjechała do nas Tanika z kolegą, który jest wokalistą i pisze teksty. Siedzieliśmy sobie w studiu i jam’owaliśmy. Przez kilka godzin tworzyliśmy teksty i nagrywaliśmy wszystko, co tam się działo. Na końcu wykorzystaliśmy nawet teksty, które rozmawiali między sobą prywatnie, a trafiły potem na „Get it Right”. To było bardzo dla nas inspirujące.
Tak samo z Cloud Boat, którzy przyjechali do nas z Londynu. Wcześniej robili muzykę metalową, więc mieli zupełnie inne podejście do muzyki niż my. Przywieźli sporo sprzętu gitarowego, syntezatory. Siedzieliśmy przez dwa dni w studiu i oni kompletnie nie wiedzieli nic o muzyce klubowej. To było bardzo fajne, bo mogliśmy dzięki temu stworzyć zupełnie coś nowego. Często robiliśmy tak, że nagrywaliśmy utwór z wokalistą do innego podkładu, a potem podmienialiśmy podkład i dawaliśmy zupełnie coś innego. Często efekty były zaskakujące.
Tak samo spędziliśmy sporo czasu z Enveem w Warszawie, gdzie nagrywaliśmy w bardzo fajnym studio, gdzie nagraliśmy kawałek z Natalią Przybysz.

Ale ten kawałek nie znalazł się na Waszej płycie…

Znalazł się na polskiej edycji płyty. Zawsze nasze albumy były dostępne przez zagranicznych dystrybutorów. Dużo ludzi się nas pytało, dlaczego nie ma ich dostępnych w Polsce. Udało się nam nawiązać współpracę z NoPaper Records z Poznania, którzy są naszym dystrybutorem i Partnerem na Polskę. Specjalnie zrobiliśmy ten ekskluzywny utwór z Natalią, żeby zachęcić ludzi do sięgnięcia po tę płytę w Polsce. Jest on dostępny tylko na polskim wydawnictwie.

Wspomniałeś o inspiracji latami 90. To dlatego zaprosiliście między innymi do współpracy Green Velvet, który znalazł się na Waszej płycie?

Wiadomo Green Velvet pamiętam jeszcze z pierwszej kablówki na Mayday. Zobaczyłem go, i mówię ale fajnie gra. Zawsze lubiłem te jego rzeczy, jako Cajmere czy Green Velvet ,więc postanowiliśmy, że zrobimy wspólny kawałek. To był właśnie, akurat zrobiony kawałek przez Internet. Wysłał nam wokale, wymienialiśmy się tymi wersjami i tak powstał ten utwór. W ogóle teraz jesteśmy razem w tej samej agencji, więc często razem gramy. Znamy się dobrze, bardzo fajny człowiek.

Teraz wydajecie materiał w Kompakt jako 3 Channels, powróciliście do korzeni. Jak się czujecie w tej stylistyce techno?

Pomysł z 3 Channels był taki, że chcieliśmy trochę ochłonąć. Wykorzystaliśmy nasze pomysły po tej długiej pracy z ostatnim albumem. Zagraliśmy przez 3 miesiące sporo imprez. Chcieliśmy sobie jam’ować w studiu, więc weszliśmy do studia, gdzie mamy naprawdę sporo sprzętu. Odpaliliśmy go i zaczęliśmy nagrywać wszystko co graliśmy. Zawsze o tym marzyliśmy, żeby jam’ować na żywo, tak jak to kiedyś robili ludzie. Wszystko ogarnęliśmy na żywo, potem zaczęliśmy to edytować. Zrobiliśmy 4 utwory takie bardziej techno, w stylistyce 3 Channels. Teraz wydaliśmy tę epkę na kompakcie i zobaczymy jak to się rozwinie. Traktujemy to jako poboczny projekt.

Czyli na razie nic więcej nie robicie w tym kierunku?

Mamy na razie kilka nowych utworów. Często przychodzimy do studia i robimy to, na co mamy ochotę. Aktualnie mamy taką wolność, że nie musimy robić czegoś całego.

Jako 3 Channels mieliście już swoją markę i nagle zmieniliście nazwę.

Tak, my tak lubimy robić, wszystko na przekór (śmiech). Byliśmy już rozpoznawani i graliśmy bardzo dużo, ale postanowiliśmy zmienić nazwę, bo dużo ludzi kojarzyło nas z tym ,że gramy techno i minimale.
Tak jak widzisz, inspiruje nas dużo gatunków muzycznych, zaryzykowaliśmy i przyznam, że na początku było bardzo ciężko. Nowa nazwa, to jest znowu promocja nowej nazwy i zapoznanie ludzi z nią. Zaczęliśmy prace od początku, ale przecież zrobiliśmy to specjalnie, żeby zacząć to od początku, tak jak chcieliśmy to wcześniej zrobić. Cieszę się teraz, że to zrobiliśmy, bo mamy większą wolność. Np. teraz możemy sobie wrócić do starej nazwy.

Jak dalej chcecie rozwijać markę Wooded? Tylko zamykacie się na festiwal i imprezy klubowe, czy coś więcej?

Mamy plany. Będziemy robić dwa razy w roku imprezę we Wrocławiu. Mamy już datę i Zamek w Leśnicy. Pracujemy nad line-up’em i promocją.

Tylko letni festiwal?

Jeszcze jesienna edycja, w ciekawym miejscu, niekoniecznie klub. Zależy nam na dobrym efekcie końcowym, żeby było coś specjalnego. Nawiązaliśmy współpracę z fundacją ESK, czyli Europejską Stolicą Kultury Wrocław. Jesteśmy wpisani w ten program. Pracujemy aktualnie nad line-up’em ,ale nie mogę Ci jeszcze nic powiedzieć… Mamy szerokie plany, od A do Z. Pracujemy z Marysią- nasza menadzerka,  Rafałem i z całym C&C Bookings, mamy bardzo doby team. Zawsze marzyliśmy o swoim festiwalu i w końcu się to udało, mamy ludzi, na których możemy zawsze polegać.

Jak wygląda selekcja utworów w Waszej wytworni Pets Recordings? Wy się tym wszystkim zajmujecie, czy są w to tez zaangażowani ludzie z „zewnątrz”.

Wytwórnia ma w tym roku już 5 lat. Ogólnie zawsze zarządzaliśmy tym wszystkim my, ja i Wojtek. Od A&R , znajdywania artystów, poszukiwanie remikśow, dystrybucji i promocji. Wszystko robiliśmy sami.
Podczas robienia albumu, kiedy siedzieliśmy codziennie przez półtora roku, od wtorku do piątku, a od piątku do niedzieli graliśmy imprezy, to prawie zwariowaliśmy. Nie dawaliśmy już rady ,bo to było za dużo. Dlatego wiedzieliśmy, że potrzebujemy kogoś do pomocy. Związaliśmy się z Martą, naszym label managerem, i to jest bardzo duża ulga. Marta nam pomaga z tymi wszystkimi administracyjnymi rzeczami. Teraz możemy się skupić tylko na A&R, szukaniu remiksów, wymyślaniu ciekawych, muzycznych rzeczy. W międzyczasie otworzyliśmy drugą wytwórnie - STEP Recordings, bardziej undergroundową, gdzie wydajemy tylko winyle. Do tego otworzyliśmy trzecią wytwórnie – Pets Edits  gdzie wydajemy coś raz na pół roku z ciekawymi editami. Teraz właśnie przygotowujemy wydawnictwo na Record Store Day. Będziemy współpracować  z OYE Records z Berlina, które będzie eksluzywnie sprzedawać tę płytę. Okładkę przygotuje bardzo ciekawy artysta ze Stanów. Staramy się robić te wydawnictwa winylowe bardzo ciekawie, tak jak np. „You Know Warsoul”.
Co do Pets Recordings, to tak jak mówiłem wcześniej, pomaga nam Marta, ale cały A&R robimy sami. Słyszeliśmy już, że jesteśmy strasznie wybredni, że bardzo ciężko u nas wydać.

Dużo dostajecie demówek?

Bardzo dużo przychodzi demówek. Magda nam pomaga z ich przesłuchiwaniem. Rzadko je wydajemy, ale zdarza się. Teraz w lutym wyjdzie ciekawa płyta, którą dostaliśmy z demówki. Przeważnie polecają nam znajomi jakieś rzeczy, albo sami je odkrywamy na Internecie. Wówczas sami się odzywamy do osoby, której styl nam się podoba. Staramy się wydawać jeden album na miesiąc, żeby nie było tego zbyt dużo.  Nie chcemy skupiać się na jednym stylu, zależy nam, żeby wytwórnia była różnorodna. Dlatego czasami ryzykujemy i wydamy coś, co wiemy z góry, że nie będzie typowym klubowym hitem, ale nie chcemy też być wytwórnią, która wydaje tylko muzykę klubową.
 

Najnowsze wydanie

Pobierz

#92

Wydarzenia

  • Dzisiaj
  • Jutro
  • Pojutrze
Kartky rusza w trasę koncertową

Kartky

MK Bowling Poznań • 20:00

Brak wydarzeń
Brak wydarzeń
  • Freshmag
  • Newsy
  • Wydarzenia
  • Miejsca
  • Magazyn
  • Relacje
  • Wywiady
  • Festiwale
  • Konkursy
©2017 Freshmag