
"Musimy robić dalej to, co lubimy"
Curly Heads
| Karolina Bachorowicz
Nie boją się nowych wyzwań, chcą czerpać z muzyki jak najwięcej, ciężko pracują i wychodzi im to na dobre. W październiku wydali swoją debiutancką płytę „Ruby Dress Skinny Dog”, która zyskała wiele przychylnych recenzji. Przebojowość mają we krwi. Curly Heads, bo to o nich mowa, wystąpią w Poznaniu już 27. listopada.
Jak dziś z perspektywy czasu oceniacie decyzję jury w „Mam Talent”? Była to krytyka krzywdząca, czy konstruktywna?
Tomek Szuliński: Krytyka w samym programie nie była konstruktywna, jedyne słowa, jakie dostaliśmy po występie były ogólnikowe. Stwierdzenie "kwiaty na grób Curly Heads" wywołało mieszane odczucia, bardziej negatywne niż pozytywne. Jedyne, co wiedzieliśmy po programie, to było to, że musimy robić dalej to co lubimy.
Dawid Podsiadło: Wydarzenia z „Mam Talent” miały na nas wpływ tylko i wyłącznie w tygodniu przed pojawieniem się w programie i w tygodniu po programie. Nie odbiły się głośnym echem na twórczości Curly, nie zmieniliśmy stylu nazajutrz. Graliśmy dalej, robiliśmy swoje. Wspominamy to jako ciekawe doświadczenie, nie żałujemy zaprezentowania się w talent-show, zwłaszcza że byliśmy tam cztery minuty. Jury oczywiście miało trochę racji.
W 2012 roku zostaliście laureatami konkursu młodych talentów w Jarocinie. Był to Wasz pierwszy duży festiwal? Jak ta wygrana na Was wpłynęła?
Damian Lis: Jarocin był niesamowitym przeżyciem i niespodzianką dla nas. Nie myśleliśmy, że jesteśmy w stanie tam zajść tak daleko, zwłaszcza że konkurencja była bardzo dobra. Wydaje mi się, że po otrzymaniu wyróżnienia od jury i zagraniu na dużej scenie festiwalu uświadomiliśmy sobie, że to co robimy ma większy sens i może warto bardziej się temu poświęcić. Wcześniej traktowaliśmy zespół bardziej hobbystycznie.
Tomek Szuliński: Tak, był to pierwszy festiwal. Wygrana na takim festiwalu dała nam dużą motywację w graniu. Zauważyliśmy, że jako zespół jesteśmy również doceniani. Po występie stykaliśmy się ze zdaniami typu: "jakiś zespół fajnie grał, podeszliśmy posłuchać, nie wiedzieliśmy, że tam śpiewa również Dawid Podsiadło", co było fajne, że muzyka, oczywiście poza wokalem, też jest w stanie się obronić. Bardzo to było miłe. Również w kilku filmikach z Jarocina zostały użyte nasze piosenki, było to miłe zaskoczenie, ponieważ grały tam zespoły bardziej znane od nas, a akurat naszego utworu użyli jako ścieżki do filmiku.
Gdy słucham Waszej debiutanckiej płyty mam wrażenie, że jesteście zupełnie innym zespołem, niż tym, który znałam z demówek. Zmieniliście inspirację? Czy może wynika to z większego ogrania?
Dawid Podsiadło: Inspiracje chyba pozostały te same, tylko może na wierzch wyszły inne spośród nich. Materiał zamieszczony na płycie powstał prawie w całości w kwietniu. „HouseCall” w przeszłości, „Ruby Dress” w listopadzie chyba, „M.A.B” w lipcu, więc jest to zapis tego, co aktualnie uważamy za bardzo dobre i z czym teraz identyfikujemy Curly.
Damian Lis: Częściowo wynika to z obu tych rzeczy. Nasze inspiracje cały czas się zmieniają, umiejętności również. Materiał na płycie to efekt naszego rozwoju i dojrzewania. Poza tym chcieliśmy zaprezentować publiczności całkowicie świeży materiał.
Kto pisze teksty, kto komponuje? Jak wygląda organizacja w Curly Heads?
Tomek Szuliński: Każdy głównie zajmuje się komponowaniem własnej partii, co nie oznacza, że tworzy ją w 100%, często wzajemnie inspirujemy się podczas tworzenia. Również każdy stara się rzucać krytykę w stosunku do innego, jeśli coś nie pasuje. Coraz częściej rozmawiamy na temat utworów, formy, co doprowadza do bardziej dojrzałych kompozycji.
Damian Lis: Teksty pisze Dawid, inspirując się często tym, o czym rozmawiamy między sobą w zespole oraz doświadczeniami każdego z nas. Muzyka powstaje wspólnie. Iskrą do numeru jest jeden gitarowy riff albo rytm perkusyjny, a później każdy dodaje do kompozycji coś od siebie. Staramy się działać demokratycznie, często szukając kompromisów.
Jesteście zadowoleni z brzmienia „Ruby Dress Skinny Dog”? Jest coś, co chcielibyście zmienić już teraz, po premierze?
Dawid Podsiadło: Niekoniecznie dokonywalibyśmy zmian. Wydaje mi się, że płyta jest idealna w tym, jak wygląda. Brzmienie osiągnęliśmy wspaniałe, na koncertach jest jeszcze więcej mocy, wszystko jest świetnie.
Tomek Szuliński: Zawsze jest coś, co można by było poprawić. Pearl Jam nie był zadowolony ze swojej pierwszej płyty, a jest to ich najlepsza. Jest to na chwilę obecną zbiór najlepszych naszych piosenek. W przyszłości, wydaje mi się, że mamy potencjał zaskoczyć czymś jeszcze.
W muzyce lubicie zaskoczenie, czy konsekwencję? Co chcecie osiągnąć z Curly Heads?
Damian Lis: Ja postawiłbym na zaskoczenie. Lubię, kiedy zespoły nie idą po linii najmniejszego oporu i starają się zaskoczyć słuchacza zarówno na płycie, jak i na występach live. Oprócz tego lubię, kiedy wykonawca potrafi przekazać emocje podczas wykonywania materiału, nie ograniczając się wyłącznie do jego odegrania. Myślę, że z Curly Heads będziemy chcieli jak najbardziej pozytywnie zaskakiwać słuchaczy i starać się przekazywać jak najwięcej emocji i energii, grając koncerty.
Dawid Podsiadło: W muzyce lubimy chyba rozwój. I to, by nieustannie tworzyć rzeczy dobre. Plany z Curly są takie, by zespół się rozwijał i nieustannie tworzył rzeczy dobre.
Trasa koncertowa promująca najnowszy album objęła też Poznań, macie jakieś wspomnienia z tym miejscem?
Tomek Szuliński: Ja kiedyś byłem przez tydzień na warsztatach architektonicznych. Bardzo fajnie się współpracowało a pod koniec warsztatów udało nam się zaprojektowany szałas wybudować i zaprezentować na Rynku.
Dawid Podsiadło: Poznań, co mówię bez wazeliny, jest jednym z moich ulubionych miast na mapie naszego kraju. Nie wiem dlaczego, ale doskonale się w nim spędza czas. Świetne knajpy, nastrój, budynki, przestrzenie, jakaś taka, kurde atmosfera jest, jakiej nie ma nigdzie indziej. Graliśmy z solowym projektem nawet w tym samym klubie, więc jestem ogromnie podekscytowany tym, żeby tam wrócić ponownie!