
"Mało kto słucha dziś płyt w całości"
Eder
| Joanna Gruszczyńska
Inspirują ich lata 80., grają ze sobą 10 lat i nie boją się iść własną drogą. Maciek Nowak z zespołu Eder opowiada nam o początkach zespołu, nowych singlach i muzycznym dojrzewaniu.
Jak Wam minęły ostatnie miesiące? Pandemia pewnie pokrzyżowała Wam plany.
Na początku pandemii zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Baliśmy się, wiadomo. W tym czasie mieliśmy małe roszady personalne, bo odszedł od nas perkusista Kuba, ale od września ruszyliśmy z kopyta i zaczęliśmy pracować nad nowym materiałem. W tym roku świętujemy 10-lecie istnienia. Chcemy to uczcić, wypuszczając nowe kawałki i odświeżając te stare. Planujemy też - o ile będzie to możliwe - zagrać z tej okazji kilka koncertów.
Planujecie też jakąś płytę? Do tej pory wydawaliście tylko single.
Dwa albo trzy lata temu prawie nagraliśmy płytę długogrającą. Mieliśmy materiał, możliwości i producenta Leszka Biolika. Jednak stwierdziliśmy, że we współczesnym świecie wydawanie płyt nie ma większego sensu. Mało kto słucha dziś płyt w całości. Zdecydowaliśmy więc, że będziemy wydawać pojedyncze single. Taka taktyka sprawiła, że możemy bawić się muzyką, nie przejmując się tym, czy nasz materiał jest spójny, czy nie. Każdy nasz projekt jest wypadkową nowych doświadczeń i niesie za sobą osobne przesłanie. To, że nie trzymamy się żadnych ram, jest bardzo wyzwalające.
Jednak wielu muzyków, zakładając zespół, marzy o wydaniu płyty.
Praca nad debiutem fonograficznym motywuje do grania i pozwala spełnić ambicje. Każdy, kto chce grać, chce też wydać płytę. Rozumiem wszystkich tych, którzy marzą o pierwszym LP. Pamiętam, że przy okazji wywiadu na 5-lecie zespołu opowiadaliśmy o tym, że marzy nam się płyta. Czas jednak zweryfikował nasze oczekiwania i zdrowy rozsądek wygrał. Nie bez znaczenia jest też to, że wydanie płyty generuje duże koszty. Lata doświadczenia nauczyły nas, że można robić swoje, nie wydając płyty i nie stawiając sobie wygórowanych celów. Choć ostatnio pojawił się pomysł, żeby w związku z jubileuszem wypuścić kompilację.
Może cofnijmy się teraz do waszych początków. Jak się poznaliście?
Gitarzysta Kacper, basista Paweł i ja chodziliśmy do jednego gimnazjum w Chrzanowie. Pewnego razu nasza nauczycielka zaproponowała, żebyśmy z okazji akademii na 11 listopada zagrali wspólnie piosenkę “Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni. Nie mogłem odmówić, ponieważ ten zespół jest mi bardzo bliski. Dorastałem, słuchając ich muzyki. Boguś Łyszkiewicz znał się zresztą z moim ojcem, wokalistą zespołu Sztywny Pal Azji, i bywał w moim domu rodzinnym. Od tego występu wszystko się zaczęło. Później dołączył do nas perkusista Kuba, który, jak wspomniałem, już z nami nie gra, a także klawiszowiec Konrad. Wszyscy wywodzimy się z jednego, szkolnego środowiska.
Na Facebooku napisaliście, że Wasza muzyka dojrzewa razem z Wami. Czy możesz rozwinąć myśl?
Zaczynaliśmy od gitarowego grania w salach gimnastycznych i szatniach szkolnych, a teraz po 10 latach nagrywamy utwory, w których gitar nie ma prawie w ogóle. Dziś mamy swoje małe studio i jesteśmy w zasadzie samowystarczalni. Nasze doświadczenia i to, że dorastamy, wpływa na naszą muzykę i teksty. W niej odbija się nasze życie, emocje i poglądy.
To co w ciągu tych 10 lat było dla Was najbardziej przełomowe?
Moment, kiedy spotkaliśmy się z Leszkiem Biolikiem, producentem i byłym muzykiem m.in. Republiki. Leszek w każdym zdaniu potrafi przekazać niesamowitą wiedzę i inspiracje. Jesteśmy mu dozgonnie wdzięczni za to, że zmienił nasze podejście do kompozycji i grania. Wytknął nam wiele błędów. Wcześniej przychodziliśmy na próbę, każdy brał instrument i grał właściwie sam dla siebie. Leszek nauczył nas, że jesteśmy zespołem, zachęcał do nagrywania instrumentów osobno i do wykorzystywania technologii. Efektem naszej współpracy jest m.in. nowy aranż do utworu “Uciekać”. Na Spotify i YouTube można znaleźć wersję koncertową tego utworu z 2019 roku z Torunia.
A skąd u Was fascynacja latami 80.?
Wychowywałem się, słuchając zespołów sprzed 40 lat. Miałem też okazję z nimi współpracować. Myślę, że lata 80. były najlepszymi czasami w polskiej muzyce. Muzyka była wtedy prawdziwa. Gdyby te zespoły miały takie możliwości techniczne, jakie mamy teraz, reprezentowałyby poziom światowy. Cieszę się, że brzmienia lat 80., czyli syntezatory, syntetyczna perkusja i charakterystyczny schemat piosenek, wracają do łask. Przykładowo, na płycie Darii Zawiałow “Helsinki” jest dużo odniesień do muzyki lat 80., a stacje radiowe często grają utwór “Blinding Lights” The Weeknd. Nie ukrywam, że od momentu założenia zespołu czekaliśmy na powrót tych brzmień i dobrze, że przyszedł w momencie, gdy jesteśmy bardziej świadomi tego, jak je wykorzystywać.
Ostatnio wydaliście dwa single “Smog” i “Tinder”, które są komentarzem otaczającej nas rzeczywistości. Czy możesz opowiedzieć, jak one powstawały?
Mieszkamy pomiędzy Krakowem a Katowicami, więc z obu stron zalewa nas smog. Trudno się tu oddycha, szczególnie zimą. Ja studiuje w Krakowie i tekst do piosenki “Smog” napisałem, wracając z zajęć w ponure jesienne popołudnie. Piosenka została wykorzystana w lokalnej kampanii, promującej działania ekologiczne. W dużej mierze nasz zespół był zaangażowany w opracowanie konceptu tej akcji. Ja jako autor tekstów zawsze staram się poruszać ważne tematy. Czuję, że to mój obowiązek. Jestem też studentem na Wydziale Prawa i Administracji, dlatego praworządność, ale także ekologia to tematy szczególnie mi bliskie. Natomiast piosenkę “Tinder” napisałem z myślą o przyszłych pokoleniach. Zresztą traktuję ją trochę jak manifest pokolenia. Aplikacja, o której śpiewam, zamyka nas na świat zewnętrzny. Choć nie chcę przedstawiać jej tylko w złym świetle, bo dzięki niej poznałem moją dziewczynę.
Kilka dni temu wypuściliście też singla “Echo”.
To bardzo specyficzny projekt. Zdjęcia do klipu kręcone były na Krymie i w górach Ałtaj. Tekst do “Echa” powstał jeszcze przed pandemią i jego odbiór zupełnie zmieniła sytuacja, przez którą przechodzimy. Teraz utwór jest wyrazem naszej tęsknoty za beztroskimi czasami. Traktuję go jak kartkę z pamiętnika. Przy okazji tego singla wzięliśmy udział w sesji zdjęciowej, pozując w marynarkach od projektantki Anety Kosowskiej. Planujemy nawiązać z nią współpracę na dłużej i występować w jej ubraniach na koncertach. Obserwując moich idoli Davida Bowiego czy Freddiego Mercury’ego, wiem, że warto dobrze wyglądać na scenie.
Dziękuję za rozmowę!