
Najważniejsze są muzyka i emocje
Fismoll
|
Niewiele osób, po przesłuchaniu płyty autorstwa Fismolla odgadłoby, że z krwi i kości jest on Polakiem. Sam artysta często żartował, że pochodzi z Islandii. Arkadiusz Glensk, bo właśnie to nazwisko kryje się pod jego pseudonimem artystycznym, tworzy muzykę, której nie sposób nie skojarzyć ze skandynawskimi klimatami. Inspirowany Sigur Rós, a porównywany między innymi do Bon Iver’a, tworzy hipnotyzującą muzykę trafiając do niezliczonej liczby słuchaczy zarówno polskich, jak i zagranicznych.
Teksty, muzyka i efekty, które tworzycie wraz z zespołem, mówią bardzo wiele o Tobie, jako o osobie emocjonalnej i sentymentalnej. Uważasz się za wrażliwca?
Zarówno muzykę jak i teksty piszę sam, tylko niektóre napisał mój przyjaciel Robert Amirian. Jako jedyny dopuszczony do tego spośród wszystkich ludzi, których znam. Jestem twórcą-egoistą, nie lubię pytać się kogokolwiek o zdanie, prosić o pomoc w aranżacji. Nie umiem tak naprawdę na to pozwolić. Zamykam się w pokoju, wychodzę do lasu, siadam gdzieś w pociągu i rozpisuję partie dla skrzypiec i wiolonczeli. Myślę o gitarach, które zagrają w prawej słuchawce i cymbałkach, które wybrzmiewać będą w słuchawce lewej. Nigdy nie byłem członkiem żadnej grupy muzycznej jako gitarzysta solowy i piosenkarz - nie potrafiłem się pogodzić z innym myśleniem obecnych tam osób. Wybrałem samotność twórczą i znalazłem ludzi, którzy to szanują, a co najważniejsze rozumieją to doskonale, bo mają podobnie. To, co tworzę wypływa bezpośrednio ze mnie, z przemyśleń, refleksji, pragnień i wspomnień. Jestem taki jak te dźwięki, nieraz wyjątkowo stanowczy, niekiedy okrutnie kruchy. A czy uważam się za typ wrażliwca? Bliżej mi do wrażliwca, niż do drania, to na pewno (uśmiech).
Kiedy pojawiasz się w mediach, udzielając wywiadów, zawsze na pierwszy plan wychyla się Twoja skromność. Czy to pomaga w byciu artystą?
Trudno jest mi odpowiedzieć na pytanie, czy skromność pomaga w byciu artystą. To na pewno pomaga w byciu człowiekiem, w ogóle w istnieniu.
Spory entuzjazm wywołał filmik, który zamieściłeś ostatnio na swoim Facebook-u. Informujesz w nim o stworzeniu wersji winylowej nowej płyty „Box of Feathers”. Co sądzisz o tym trendzie, który powoli opanowuje całe muzyczne środowisko, dotyczącym właśnie nagrywania na winylach? Niewiele osób posiada teraz gramofon, który mógłby odtwarzać w ten sposób.
Osobiście uważam, że muzyki się po prostu powinno słuchać. Nieważne czy jest to CD, kaseta, źródło cyfrowe, czy rolka pianoli. Są koneserzy, kolekcjonerzy, fetyszyści brzmieniowi - słuchajmy jakkolwiek. Osobiście polecam zawsze słuchanie na referencyjnych słuchawkach, albo monitorach studyjnych. Można wówczas usłyszeć rzeczy nie do końca słyszalne w formatach mp3, czy nawet wav. Kiedyś marzyłem o kolekcji winyli, ale przez 21 lat istnienia na tym świecie uzbierałem… jedną płytę - Sigur Rós – ”Valtari”. Czekam aż przyjaciel odpali gramofon. Zobaczymy jak to jest.
”Eager Boy” jest singlem zapowiadającym nową płytę, choć mam wrażenie, że różni się od pozostałych utworów. Jest odrobinę bardziej rockowy. Szczególnie mam na myśli solówkę gitary elektrycznej. Planujesz skierowanie się w ostrzejsze muzyczne klimaty, czy może był to eksperyment?
Planuję tworzyć muzykę w oparciu o emocje, które we mnie są. To jedyne moje założenie, którym kieruję się odkąd zacząłem tworzyć. Jest i będzie to niezmienne, niezależnie od tego czy muzyka, która będzie z tego płynąć podobać się będzie wciąż ludziom. Jeśli nie - to znak, że nie do końca sam ze sobą w dobrym miejscu będę.
Do każdej trasy koncertowej należy się przygotować, zarówno merytorycznie, jak i psychicznie. Jak Ty wdrażasz się w ten specyficzny nastrój koncertowania podczas aktualnej pory roku?
Jesień robi wszystko za mnie. Nie ufam jesieni, ale słucham liści jak spadają. Patrzę jak wszystko wkoło umiera i myślę sobie: „Trzeba ludziom dać teraz światło, dużo światła. Miłość”. Wychodzę nagi na scenę, śpiewam o swoim upadku i mówię, że da się siebie odnaleźć nawet w najbardziej skomplikowanym zagubieniu. Staram się dać jak najwięcej ciepła, dobra i szczerości, bo ja sam tylko tego potrzebuję. Do koncertów, które gram przygotowywałem się całe życie i całe jeszcze będę się przygotowywał.
Wiem, że wolisz grać dla kameralnej publiczności, kiedy kontakt ze słuchaczem jest bardziej intymny, personalny. Opowiedz jak odnosisz się do tych większych występów takich, jak na przykład tegoroczny Festiwal Open’er.
Nie pamiętam kiedy tak powiedziałem, ale chyba mi się zmieniło. Nie ma to tak naprawdę większego znaczenia. Ważne, że odbiorcą jest człowiek. Wszystkich ludzi, którzy zebrani stoją pod sceną traktuję jak serce, którego nie mogę zawieźć. Nie mogę go nie dotlenić, chcę „mu” dać wszystko co najlepsze i najszczersze ze mnie. Najbardziej kameralnie jest po koncertach, gdy tym, którzy chcą można spojrzeć w oczy i porozmawiać.
Twoje koncerty bardzo różnią się od przechodzących już, poniekąd w stronę performance-ów, koncertów wielu polskich artystów. Wraz z zespołem wkładacie w aranżacje bardzo dużo pracy. Czyim pomysłem było stworzenie spokojnych i stonowanych wizualizacji związanych z naturą?
Mój Przyjaciel Jędrzej Guzik z kolektywu Wooom, który stworzył od podstaw wszystkie moje okładki a także niemalże wszystkie okładki wytwórni Nextpop, prywatnie najbliższy przyjaciel, wpadł kiedyś na pomysł stworzenia tych wizualizacji. I stworzył je. Wyświetla je na koncertach w czasie rzeczywistym, bawiąc się przy tym kontrastami, przejściami, ogólnie dynamiką obrazu. Fajne są, lubię je. Mamy podobne czucie wizualne, więc rzadko kiedy na coś się nie godzę.
Słuchając Twoich utworów, ma się wrażenie, jakbyś bardzo tęsknił za Islandią, krajem, w którym nigdy nie byłeś. Jak to możliwe, że czujesz tęsknotę za miejscem, którego jeszcze nie odwiedziłeś?
Miałem tak, bo odkąd pamiętam potrzebowałem zawsze za czymś tęsknić. Najłatwiej i bez wyrzutów sumienia było mi tęsknić za miejscem, którym przez wzgląd na widoki i muzykę się fascynowałem. Za osobą nigdy nie widzianą, ale przejawiającą cechy, których od zawsze poszukiwałem, za stanem, którego nigdy nie miałem. Miałem tak z Islandią, Karkonoszami, pustą polską plażą zimową porą, itd. Może nigdy nie potrafiłem zaspokoić się tym, co oferuje mi teraźniejszość, może się gubiłem, a może po prostu szerzej marzyłem. Dziś jestem już po odwiedzeniu Islandii , gdzie byłem we wrześniu, po wielu wędrówkach po Karkonoszach i spędzeniu całego dnia na plaży zimą. Tęsknota nie mija. Jestem nią wypełniony po brzegi, ale dobrze mi z tym.
Jest jakaś nagroda, którą chciałbyś zdobyć w kategorii muzycznej? Statuetka, jaką wymieniłbyś, kiedy za kilka, kilkanaście lat ktoś zapyta Cię o to, z jakich osiągnięć swojej młodości jesteś dumny?
Chcę mieć kiedyś żonę, dzieci i miejsce, w którym będą mogły się rozwijać, a jak będę mógł spokojnie głaskać po głowie swoją żonę i męczyć ją wiadomościami o kolejnym skomponowanym utworze i tym, że trzeba kupić nowy mikrofon do waltorni, bo aktualny się spalił. Jeśli chodzi o statuetki, to każdą mogę sobie narysować, albo spędziwszy więcej czasu wyryć w drewnie. Chcę być dobrym człowiekiem, to jest dla mnie „osiągnięcie” i co najbardziej pociągające, jest to niekończący się trud.
Poznań jest Twoim domem. Tutaj się wychowałeś i nauczyłeś się grać na instrumentach. Jest jakieś inne miasto, do którego najchętniej wracasz podczas tras koncertowych?
Aktualnie pomieszkuję w Warszawie, jest miło. Tęskno mi jednak do mojego okna w bloku, małego pokoju, klatki schodowej i wędrówek na stację paliw. Póki co najbardziej lubię więc wracać do Poznania…
Jesteś w stanie wymieć cechy charakteryzujące publiczność w określonym mieście? Co wyróżnia uczestników koncertów w różnych miejscach?
Publiczność w każdym mieście delikatnie się różni od innego miasta. Kraków jest bardzo poetycki, leśny. Poznań dosyć wymagający i powściągliwy, ale niezwykle serdeczny i ciepły. Warszawa ma w sobie dużo poetyki i lekkości w dialogu. Katowice są konkretne i na temat, podobnie jak Chorzów. Gdańsk jest romantyczny i bardzo pozytywny. Trudno jednak konkretyzować i dokładnie decydować o „charakterze” miasta, bo decydują o tym jednostki, które podchodzą porozmawiać po koncercie. Cieszy mnie jedno. Na koncerty Fismolla przychodzą naprawdę piękni ludzie. Nie spotkałem się jeszcze nigdy z czymś nieprzyjemnym, niegrzecznym. Wydaje mi się, że silna jest nić porozumienia między mną, a ludźmi, którzy słuchają mojej muzyki.