
Wyspy, kible w Berlinie i edukacja klubowa - wywiad z poznańską DJką, Grażyną Biedroń
Grażyna Biedroń
| Malika Tomkiel, fot. Bartek Smolarek
Punkt pierwszy: nie romantyzuj i dotrzymuj obietnic. Punkt drugi: Otaczaj się dobrymi ludźmi i ufaj swojej intuicji. Punkt trzeci? Nie zawsze musisz zostawać do końca i korzystać z używek. Dużo by wymieniać, bo rozmowa z Karoliną, czyli Grażyną Biedroń, to totalny miks przebytej drogi do bycia nie tylko spełnioną DJką, ale przede wszystkim świadomym człowiekiem. Życzę wszystkim takiego podejścia i umiejętności stawiania granic. Grajcie w berlińskim Hor, nie twórzcie życiowych horrorów, gdy nie ma takiej potrzeby i cieszcie się muzą razem z Grażyną.
Zawsze będę wspominać, że jesteś pierwszą Osobą, którą poznałam po przyjeździe do Poznania. Nowe początki są trudne i to właśnie wtedy potrzebni są nam dobrzy ludzie dookoła. Kogo Ty spotkałaś podczas stawiania swoich pierwszych kroków na scenie muzycznej?
Moje początki były trudne, ale teraz spoglądając wstecz dostrzegam, że większość tych trudności stanowiły moje niepewności i to, co zafundowała mi moja psychika, niekoniecznie fizyczno-techniczne aspekty. Miałam to szczęście, że jakiś pierwiastek chęci zawalczenia o siebie mocno we mnie grał i miałam odwagę odezwać się do osób, które były odpowiedzialne za bookingi, bądź prowadziły jakieś fajne miejscówki. Chciałabym tutaj również podkreślić, że nie ma co romantyzować siedzenia w dziupli i czekania na swoją szansę, bo nikt łaskawie nagle nie zapuka do naszych drzwi z propozycjami, jeśli nie damy sobie szansy, aby ktoś o nas usłyszał. Miejsce, które stricte kojarzy mi się z moim muzycznym "raczkowaniem" to Przelot, a osoby, które wówczas doceniły moje samozaparcie to Rhoman, Kemot i Bobo (osoby prowadzące miejscówkę). Pamiętam, że miałam wówczas wiele chęci do grania, jeszcze niedoszlifowane umiejętności oraz spory selekcyjny rozstrzał.
Nie ma nic złego w początkowych poszukiwaniach własnego stylu! Powiedzmy sobie wprost: wsparcie to jedno, ale samozaparcie i świadome dążenie do celu to drugie. Wiem, że bardzo świadomie podchodzisz do bycia dj’ką.
Nie wiem czy tak samo rozumiemy pojęcie "świadomie", ale na pewno na poważnie i profesjonalnie. Nie zapominam jednak o jakże ważnym aspekcie jakim jest dobra zabawa! Aktualnie znajduje się w momencie swojego życia, gdzie moje marzenia, plany i działania spotykają się dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam być jeszcze dwa lata temu. Samozaparcie i konsekwentne działanie czyt. ciągłe diggowanie nowej muzy, słuchanie tego, co prezentują inni, cenieni przeze mnie artyści, nagrywanie podcastów, ćwiczenie miksu w domowym zaciszu, przyjmowanie konstruktywnej krytyki czy tworzenie nowej muzy - to także nie przyszło z dnia na dzień, a raczej jest efektem pracy nad sobą. Zauważyłam, że bycie konsekwentnym i twórczym nie oznacza wiecznego czekania na wenę, która może nigdy nie nastąpić, a raczej dotrzymywanie obietnicy danej samemu sobie. Jeśli obiecam sobie i labelowi, że podeślę na czas track, to nie mam wątpliwości, że uda mi się to zrobić. Nie zawsze jest tak, że w trakcie pracy nad danym kawałkiem doświadczam jakiegoś otwarcia się czakry… czasami też czuję w trakcie pracy znużenie i myślę, że warto tutaj także odczarować pojęcie kreatywnego tworzenia - otóż tak, dobrym utworom nie zawsze towarzyszyła euforia w pracy, a mimo to jestem w stanie stwierdzić, czy kawałek jest dobry, gdyż mam do dyspozycji swój gust, intuicję oraz bliskich i szczerych ludzi.
Rozwińmy to: świadomość. Za dnia pracujesz w korporacji, w nocy grasz (i to coraz więcej!), a w wolnych chwilach sięgasz po zdrowy styl życia, medytację – w końcu same nie raz nie dwa spotkałyśmy się na jodze. Co powiedziałabyś osobom, które myślą, że nie da połączyć się tych dwóch światów? Jak to wygląda w świecie DJów i DJek, odhaczanie kolejnych klubów na liście? A może pójście na jakość? Mam poczucie, że dość fajnie selekcjonujesz miejsca w których grasz. Ostatni live set w Hor, zostanie rezydentką w Wyspie Tamka…
Osoby, które myślą, że nie da się połączyć tych dwóch światów, mają jakąś stereotypową wizję dj-a przed oczyma, bądź to osoby, które same wcześniej nie próbowały żyć w taki sposób, gdzie pasji nie zdominowały używki i ciągnące się godzinami aftery. Jestem dumna z tego, że osiągnęłam taki etap, że nie szukam wrażeń i po zakończonym secie - jeśli czuję, że impreza nie ma już dla mnie potencjału, to nie zostaję na niej na siłę, gdyż kolejnego dnia mam zaplanowaną siłownię, kawę z kimś kogo lubię, lub kolejne granie. Chyba, że akurat trafię na kogoś, kim totalnie się jaram, wtedy zostaję do końca. Ostatnimi czasy najczęściej gram akurat closingi, a moją niezawodną metodą okazało się chodzenie spać i wstawanie prosto na swojego seta. Jestem także z tych osób, które nie chcą niczego demonizować, bo uważam, że używki są dla ludzi, ale takich, którzy nie mają deficytów emocjonalnych. W przeciwnym razie to ślepa uliczka. Jako jeden z największych sukcesów na tegorocznym wiecu zaliczam zakończenie trzyletniej terapii, która dodała mi skrzydeł także w poczynaniach DJskich. Bardzo polecam ten ruch oraz cieszę się, że w środowisku artystycznym coraz głośniej mówi się na temat sięgania po pomoc psychologiczną. Co do miejsc, w których gram - to miejsca selekcjonują mnie. Cieszę się, że mój eklektyczny styl, który jest bardzo niszowy, ale mimo wszystko bardzo taneczny, odnajduje coraz to więcej zwolenników wśród polskich promotorów i - uchylając rąbka tajemnicy - już nie tylko polskich, heh. Uznajmy, że występ w berlińskim "kiblu" inauguruje przygodę ze stolicą techno, bo już w czerwcu będzie można bawić się do mojego seta i to nie za pomocą streamu. W tym roku nawiązałam także, poparty prawdziwą chemią (bez podtekstów), romans pomiędzy wrocławskimi klubowiczami oraz pozytywnymi mordkami prowadzącymi świetny klub Wyspa Tamka. Jestem podekscytowana tym faktem, gdyż to miejsce stawia na prawdziwą muzyczną różnorodność, z którą ostatni raz spotkałam się na taką skalę w klubie Closer w Kijowie.
Mnie jako introwertyczkę chowającą się za słowami zawód DJki lekko przeraża… nie kosztuje Cię to masy interakcji z ludźmi? Każdy chce zbić z Tobą piątkę, pogadać – kształtuje mi się tu słowo „gloryfikacja społeczna”. Co z granicami? Lata pracy nad sobą i siłą swojego charakteru?
Bywa to bardzo męczące, zwłaszcza, gdy delikwent jest w stanie sporego upojenia alkoholowego. Całe szczęście takie sytuacje zdarzają się stosunkowo rzadko, a jeśli już mają miejsce, to staram się powiadamiać ochronę. Trudniej uporać się z kimś kto jest miły, ale tym samym "przesadnie wylewny", a nie dostrzega tego, że mogę czuć stres przed występem i potrzebować chwili dla siebie. Z czasem nauczyłam się, że ma prawo nie dostrzegać tego i że po mojej stronie leży zadbanie o swój komfort i komunikowanie wprost swoich potrzeb. Ostatnio też jestem z siebie dumna, bo nauczyłam się odmawiać współpracy tam, gdzie nie czuję flow, albo gdy to, co reprezentuje dany artysta, kłóci się z moją estetyką. Cieszę się, bo pomyślałam sobie "kurde, Bachor, w końcu przestałaś zadowalać wszystkich dookoła i zaczęłaś mieć na uwadze swoje dobro".
Umiem powiedzieć, że mam tremę. Jeszcze nie spotkałam się z brakiem zrozumienia, gdy powiedziałam komuś "słuchaj potrzebuję w tej chwili ciszy, bo czuję stres".
Czasami bywa też odwrotnie - potrzebuję interakcji, tak zazwyczaj mam już po skończonym występie. Wtedy czerpię garściami z ludzi, gdyż uważam, że z tłumu także można skorzystać - w końcu jesteśmy tak skonstruowani, aby czuć przynależność do grupy. Nie ma w życiu nic wspanialszego niż doświadczanie drugiego człowieka. Wiadomo, nie zawsze najlepszymi okolicznościami są imprezy, ale mam kilka wspomnień, które właśnie miały miejsce na imprezie/festiwalu, które wywołują uśmiech na twarzy, nawet po upływie lat.
W różnych branżach, nie tylko tej, zadaję sobie zawsze pytanie: Czy jest jeszcze miejsce dla nowych osób? Bycie DJką, bycie dziennikarką, bycie malarzem czy aktorem wydaje się przecież takie super. Lekkie, przyjemne i oczywiście zawsze dobrze płatne.
Na pewno komuś, kto myśli w ten sposób - pod kątem zarobienia dobrych pieniędzy - nie zazdroszczę, gdyż prawdopodobnie będzie to osoba, która wypali się na samym starcie. Miejsce na pewno jest dla tych, którzy mają w sobie tzw. chęć pójścia po swoje i zawalczenia o siebie oraz dla tych, którzy są gotowi rozwijać się i przyjmować konstruktywną krytykę. Myślę, że dobry miks, wyszukana selekcja, no sync - to podstawy, a kolejnym ważnym osobiście dla mnie aspektem, który może bardzo zapunktować na drodze rozwoju muzycznego jest osobowość.
Osoba zadowolona z siebie, która umie o siebie zawalczyć, która kocha ludzi i wajbuje z publiką - na pewno będzie miała łatwiej w tej branży niż ktoś, kto jest totalnie pozamykany, bądź ktoś kto uchodzi w środowisku za kogoś kto sieje tzw. "kwas".
Zauważyłam spory wysyp młodych DJów i to co mnie smuci, to niestety fakt, że bardzo mały procent naprawdę rozumie czym jest prawdziwy groove. Uważam, że tutaj mocno wchodzi w grę fakt, że jeszcze dotychczas borykaliśmy się z modą na mroczne, bezduszne techno (użyłam czasu przeszłego, bo dostrzegam coraz więcej pozytywnych zmian pod tym kątem na polskiej scenie), co spowodowało, że wielu młodym ludziom zaczęło się wydawać, że podążanie za modą jest jakąś obietnicą sukcesu. Niestety często jest to ślepa uliczka. Jestem przekonana, że Ci którym jest dane przebić się, którzy są wyjątkowi i pracowici - z powodzeniem przyciągną ludzi i okoliczności, które pozwolą im wzrastać jako DJom czy producentom.
Wiadomo, każdy ma marzenia. Jest ktoś do Kogo aspirujesz albo inaczej, słuchasz jego/jej seta i totalnie się jarasz? Posiadanie inspiracji to totalnie fajne uczucie.
Jeśli chodzi o DJów i producentów mogłabym wymieniać bez końca. Nie mniej jednak totalnie jaram się talentem i work flow francuskiego producenta Sweeliego, czy roztapiającymi serca kawałkami w setach S.A.M'a - DJa i producenta z Danii. Ostatnio diggując także szybszą muzę, odkryłam turbo uzdolnioną panią AK SPORTS. Wspólny mianownik trojga artystów to tzw. pierwiastek mistrza, gdy się na nich patrzy i słucha to odnosi się wrażenie, że tam się wszystko zgadza - flow, intuicja, skille, okoliczności, wiara w siebie, a ich performance po prostu chłonie się każdą cząsteczką siebie.
A co z hejtem? Kilka lat temu scena muzyczna aż huczała od tematów związanych z równością płci, wsparciem i realiach polskiej sceny muzycznej. Myślę, że teraz równowaga na scenie przechodzi już do normy, ale czy szala nie przechyla się momentami w drugą stronę?
Co do dyskryminacji, nie spotkałam się w swoim otoczeniu z jakąś przesadną. Jeśli chodzi o dyskryminację facetów, to na pewno zwróciłabym na to uwagę. Mam to szczęście, że przychodzi mi współpracować z dojrzałymi, zabawnymi i serdecznymi mężczyznami. Nie przypominam sobie abym kiedykolwiek poczuła dyskryminację na własnej skórze. To samo mogę powiedzieć o kobietach - są genialne! Dlatego tutaj nie ponarzekam, aczkolwiek z przyjemnością podkreślę, że są to obszary, o których należy rozmawiać i należy edukować ludzi. O właśnie! A propos edukacji - bardzo chciałabym, aby został poruszany żywo wątek klubowiczów, którzy nie lubią płacić za wejście, tych którzy najchętniej zabijaliby się o guest list. Kochani, zrozumcie jedno - opłata za wejście, to istnienie miejscówki, do której kochacie przychodzić, to praca waszych kolegów - barmanów, ochrony i Waszych ukochanych artystów. Zastanówcie się dwa razy czy aby na pewno nie warto wydać tych 20-30 złotych.
Rany, totalnie należy o tym mówić! Czyli co, następnym razem spotykamy się: na żywo, by pielęgnować relacje międzyludzkie, w gronie damsko-męskim, bo nie ma co dzielić i w klubie jaki sobie tylko wymarzysz.
Z przyjemnością! I również na macie, by rozciągnąć swój kręgosłup pod Twoim okiem!