
„Straciłem zainteresowanie nową elektroniką”
Hatti Vatti
| Dawid Balcerek
Hatti Vatti, czyli Piotr Kaliński to muzyczny producent, który w tym roku wydał solowy album pt. „Szum”. HV od lat aktywie działa na polskiej scenie, gdzie jest zaangażowany w kilka projektów muzycznych, m.in. Ffrancis oraz Nanook of the North. Piotr jest naszym dobrem eksportowym, grywa po całym świecie i robi dobrą reklamę naszej scenie elektronicznej. Warto też wspomnieć, że jest mocno związany z Poznaniem, ale o tym więcej w samym wywiadzie.
W marcu wydałeś swój solowy album „Szum”. Minęło kilka miesięcy, zagrałeś trochę koncertów. Myślę, że można już nieśmiało podsumować odbiór płyty. Jesteś zadowolony?
Tak, cieszy mnie pozytywny odbiór płyty, gdyż był to lekko ryzykowny krok. Chciałem nadać mojej muzyce aktualnego charakteru, nawiązać do tego co aktualnie chodzi mi po głowie, troszkę zerwać z łatkami z przeszłości, dla przekory. Jakiś czas temu straciłem zainteresowanie nową elektroniką, wydała mi się bardzo banalna i wtórna. Straciłem do niej uczucie. Tak samo zaczęło mi brakować żywych instrumentów, jestem wychowany na muzyce gitarowej, improwizacyjno-jazzowej i dubowej. Sięgnięcie ponownie po instrumenty, brzęczące efekty dało mi dużo radości. Szczególnie jestem zadowolony z koncertów, zagraliśmy ich kilka, ale za każdym razem schodzimy z Pawłem i Rafałem uśmiechnięci. Czujemy, że to żywa materia, że mocno improwizujemy na scenie i każdy występ jest inny. Sami nie wiemy jaki gatunek muzyczny gramy, bo jak nazwać połączenie shoegaze’u, jazzu, hip-hopu i dubowego synth-popu?
Płyta ukazała się nakładem młodej wytwórni MOST Records, która jest sublabelem Prosto. Dlaczego właśnie oni? Jak układa się współpraca?
Z MOST miałem okazję współpracować przy wydaniu utworu „Together”. Label wydał mi się idealnym miejscem na swego rodzaju nowe otwarcie HV, gdyż i ja i label znajdują się na początku pewnej drogi, mimo iż oba byty prowadzą ludzie, którzy pracują z muzyką od lat.
Porównując „Szum” do Twojej poprzedniej płyty „Worship Nothing”, zwróciłem uwagę na brak wokali, które budowały zupełnie inny klimat na wcześniejszym albumie. Dlaczego od tego odszedłeś? Były w ogóle pomysły na takie numery?
Nie. Chciałem po prostu nagrać solową płytę instrumentalną. Coś innego z czym byłem kojarzy do tej pory. Zmierzyć się z tematem. Nie było w mojej dyskografii jeszcze takiej płyty.
Pamiętam Twój występ w Poznaniu przy okazji naszej imprezy urodzinowej, gdzie wystąpiłeś solo live. Na Spring Break, gdzie grałeś z nowym wydawnictwem, towarzyszył Ci zespół. Możesz nam przedstawić muzyków, z którymi koncertujesz na co dzień?
Zespół tworzą Paweł Stachowiak na Moogu, który gra z EABS i Krokami, oraz Rafał Dutkiewicz znany np. z projektów Skalpel czy Sonar. To młodzi muzycy, ale dokonali już bardzo wiele i jestem pewien, że to dopiero początek. Ich jazzowe podejście i wykształcenie bardzo dużo wnosi do naszego wspólnego grania. Rafał zrobił na mnie ogromne wrażenie na koncercie Skalpela, a z Pawłem poznaliśmy się na koncercie w Korei, gdzie grał na basie z Night Marks. Nasz team to bardzo sprawna machina. Czasami aż trudno mi w to uwierzyć, gdyż pierwsze próby graliśmy w lutym.
Wolisz grać samemu, gdzie masz nad wszystkim kontrolę, czy dzielić scenę z innymi? Jest to dla Ciebie duża różnica?
Zależy od projektu, a mam ich kilka. Ale generalnie nagrywa mi się lepiej samemu (jestem producentem), komponuje wspólnie (to odświeżające), natomiast nie za bardzo lubię występować solo.
Od Twojego poprzedniego, solowego albumu minęło sporo czasu. W międzyczasie zaangażowałeś się w inne projekty - Ffrancis, HV/Noon oraz Nanook of the North. Widać, że ciągnie Cię do tych duetów. Na pewno już z kimś planujesz współpracę…
Można powiedzieć, że aktualnei HV to trio. Ale tak, jest trochę tych duetów. NOTN i Ffrancis mają gotowe lub prawie gotowe albumy, które będą wydane szybciej niż później. Jest też kolejny, nowy projekt, ale o tym przy innej okazji.
Wracając do Ffrancis (projekt z Misią Furtak), możesz coś więcej powiedzieć o nadchodzącym albumie?
Kończymy nasz debiutancki album. Oboje byliśmy dość zajęci swoimi projektami, ale wzięliśmy się do pracy i może uda się go wydać w tym roku. Album może być zaskoczeniem, jest to ciekawa wypadkowa naszych wspólnych inspiracji i wizji. Jest też ciekawe instrumentarium, są analogowe syntezatory i bit maszyny, ale są też 200-letnie organy i gitary.
Ostatnio trochę pograłeś w Poznaniu, na Spring Break oraz DrumObsession. Studiowałeś tutaj i znasz dobrze miasto. Poznań jest dla Ciebie jakoś szczególny pod tym względem?
Poznań to miasto, z którego pochodzi wielu moich przyjaciół oraz było to zawsze bardzo otwarte muzycznie miejsce. Szczególnie jeśli chodzi o muzykę elektroniczną w wydaniu basowym. Poznań ma tę świeżość, różnorodność i oryginalność, której brak np. Warszawie.
Śledząc Twój profil na Fb można ledwo za Tobą nadążyć. Z tego co widziałem, to dużo grałeś na Skandynawii i w Azji. Skąd wynika tak duże zainteresowanie Twoją twórczością właśnie w tych dwóch rejonach świata?
Zdarza mi się grać w Danii i Islandii, występowałem dwa razy na Grenlandii. To ciekawe doświadczenia, dla pewnych ludzi twórca z Polski to lekka egzotyka. Ciekawym doświadczeniem były też występy w Japonii i Korei, tam znajomość kodów kulturowych i po prostu pewnych zagrywek scenicznych jest kluczem do porozumienia się z publicznością. Nie nazwałbym tego dużą popularnością, poza Danią te występy są raczej kameralne. Jednak zawsze cieszą i mam tam swoich odbiorców. Szczególnie ostatni występ na Grenlandii był dość interesujący, gdyż występowałem przed lokalnym zespołem ludowym - szalony miks, ale zadziałał. Marzę o powrocie do Azji z całym zespołem.