
10 lat na scenie
Kasia Wilk
| Anna Nowacka
Dnia 19 kwietnia w Concordia Design odbędzie się specjalny koncert Kasi Wilk, który będzie podsumowaniem trwającej ponad dziesięć lat muzycznej podróży artystki. Gorąco polecamy to wydarzenie. Sprawdźcie co słychać u Kasi?
Jak podsumowałabyś w kilku słowach ostatnie 10 lat. Czym był dla Ciebie ten czas?
W kilku słowach o drodze artystycznej? Wzloty i upadki, dosłownie i w przenośni. Czas, w którym walczyłam o swoje wizje. Czas, w którym uczyłam się pracy z ludźmi, nagradzania ich i asertywności wobec nich, w którym po raz pierwszy mierzyłam się z własnym ego, uczyłam się sterowania okrętem, raz po raz zanurzając go i wynurzając, pokonując lub ulegając siłom, które nimi miotały. Czas, w którym wierzyłam w siebie bardziej niż inni we mnie i nie wierzyłam w siebie wcale. Nerwowy i spokojny. Ja sama jestem pełna sprzeczności - te dziesięć lat było dokładnie takie, jakie być powinno. Występowałam u boku znakomitych i szanowanych artystów, brałam udział w ważnych i ciekawych projektach, spełniałam marzenia swoje i cudze, zjeździłam Polskę wzdłuż i wszerz, ale jednocześnie miałam bardzo dużo wolnego czasu. I wbrew temu wszystkiemu pozostałam realistką, wciąż uczę się pokory, doceniam co już mam i gdzie jestem dziś. I mimo, że minęło 10 lat to nadal wiem, że nic nie wiem, a apetyt rośnie…
Czym pasjonujesz się oprócz muzyki i śpiewania?
Lubię zmiany, choć czasem się ich boję. Od zawsze miałam taką potrzebę, głównie w otoczeniu i przestrzeni. Odkąd pamiętam nadawałam nowego znaczenia starym opatrzonym przedmiotom przekładając je w inne miejsce i to działało. Wtedy byłam nastolatką, a dziś samo przekładanie już nie wystarczy. W ostatnim czasie odpłynęłam w pielęgnowanie tej jak się okazuje pasji. Była to zabawa w kapitalne remonty starych, klasycznych kamienic i budynków. Od projektów po własnoręczne odnawianie, odrestaurowanie. Zabawa, która pochłaniała całą moja energię i dawała mnóstwo szczęścia. Dlatego, że wymagała ogromnej kreatywności, improwizacji i niekonwencjonalnych rozwiązań. Stare budynki oprócz tego, że są stare i należy je umiejętnie reanimować, to mają swoją indywidualną historie i klimat, i pod żadnym pozorem nie można tego nie wydobyć. Tak powstały moje wnętrza, jasne, przestrzenne i przytulne. Poważnie myślę o nauce rysunku, projektowania. Jestem przecież w tej materii naturszczykiem i laikiem.
Lubię również gotować, ale to wszyscy widzą (śmiech). Indeks glikemiczny mam w jednym palcu, a moja kuchnia jest przepełniona ziołami i świeżymi produktami.
Lubię towarzystwo, kino psychologiczne i Stega Garsona i Top Gear, siatkówkę i przebieżki w parku Sołackim. O endorfinach zaraz po zejściu ze sceny wspomniałam?
Jak wyglądają Twoje plany artystyczne na najbliższy czas? Fani czekają na nową płytę, koncerty...
Mam wyjątkowych fanów, nie naciskają, ale to nie znaczy, że nie tracą zainteresowania. Kiedy mam gorszy okres wiedzą o tym, bo szczerze to wyznaję. To zazwyczaj dorośli ludzie, którzy maja swoje życie, pracę i rodziny. Nie żyją tylko moją muzyką i mają do mnie dużo dystansu. I tak to powinno funkcjonować. Od początku swojego bliskiego kontaktu z fanami próbuję zbudować z nimi relację zdrową, nie przekłamaną, bez imaginacji swojej osoby. Jestem tylko człowiekiem, nic nie muszę, nie lubię nacisków. Mam swoje wzloty i upadki i powinni to szanować. Tak jak ja szanuje ich. Mam blokadę przed słowem „muszę” i jak ktoś ode mnie czegoś żąda, to złośliwie tego nie robię. Nie jestem też maszyną do nagrywania, a pisząc teksty czy melodie, myślę o nich, analizuję, rozkładam na czynniki pierwsze, i potrzebuję do tego spokoju, a tym bardziej czasu. I uważam, że przez ostatni czas nie byłam gotowa na kolejna płytę i miałam do tego pewne prawo.
Moim celem muzycznym w tej chwili jest dokończenie tego, co powstało w ciągu 4 letniej przerwy. Nie zastanawiając się nad tym, czy i które piosenki odnoszą sukces. Wyswobodzenie z takiego myślenia już jest sukcesem. Mogę obiecać, że krążek ukaże się w tym roku, a pierwszy singiel promujący wiosną. Czy będzie muzycznym odkryciem? Nie wiem, wiem, że minęło kilka lat, a ja jestem ciągle niedojrzała i próbuje swoje głębokie lub płytkie myśli umieścić w kulturalny sposób w popkulturze.
Na koncertach słyszymy efekty na pewno bardzo wytężonej pracy. Jak na co dzień ćwiczysz swój głos?
To efekty dużej pracy zespołowej, energii niespożytej, świetnych relacji. Eksploatację i wytężenie mogę tylko zarzucić swojemu nieumiejętnemu wydobywania dźwięków, po dziesięciu latach musze od nowa uczuć się emisji, co poprzedziła żmudna i czasochłonna rehabilitacja głosu. Jestem naturszczykiem i mimo wykształcenia muzycznego śpiewać nauczyłam się sama, wiec kilkanaście lat śpiewania spowodowało maniery techniczne, podwyższona krtań, permanentny zacisk, dlatego biorę lekcje emisji i dwa razy w tygodniu ćwiczę rehabilitacyjne wprawki. Kolejna lekcja pokory.
Sama piszesz teksty do swoich piosenek. Na pewno dostajesz od odbiorców wiele sygnałów, że często widzą w nich siebie, szukają wskazówek albo potwierdzenia, że ktoś jeszcze myśli i czuje tak, jak Ty. To na pewno daje przysłowiowego kopa do dalszego pisania?
Nigdy nie umiałam pisać, nie czuję się w tym dobrze, pisanie tekstu przychodzi mi znacznie trudniej, niż pisanie muzyki. I na pytanie dlaczego ciągle to robię? Mowię dlatego, że tylko ja wiem jakie uczucia towarzyszą kiedy te teksty wykonuję. Wyczuwa to publika, muzycy. Jest autentyczność, tak myślę…
Jestem zwyczajną dziewczyną z drobnymi manierami, jak każda. Piszę o samotności, tęsknocie i powodach do radości i złości. Pisze o rzeczach prostych, inspirowanych ludźmi, uczuciami, widzianym życiem dookoła. Nie staram się niczego udziwniać i utrudniać, nie nazywam kształtu owalnego elipsą żeby było modniej, a przynajmniej o tym nie myślę. Czyli nic nadzwyczajnego… Ale szczerze na talerzu i dlatego może z moimi tekstami utożsamiają się moi słuchacze. Bez fałszywej skromności, to przekracza moje oczekiwania, bo pisząc tekst daję upust temu, co ja przeżywam i chciałabym, żeby to się komuś podobało. Motywacja jest ogromna, ale wiem, że są na świecie ludzie, którzy piszą tak, jakby mi słowa z ust wyjęli i chętnie ubiorę je w dźwięki.
Czego możemy spodziewać się podczas Twojego najbliższego koncertu w Poznaniu?
Każdy powód do zorganizowania koncertu jest dobry, a że w tym roku mija dziesięć lat od mojego wystąpienia na deskach „sceny opolskiej”, powód mamy znakomity. Zaprosiłam kilku gości, z którymi przez ten okres jestem silnie związana, i z którymi tego dnia wystąpię. Adama Sztabę, Mezo, Audiofeels i zespół Bibobit. Oprócz podstawowego składu koncertowego: Katarzyna Rościńska, Beata Andrzejewska – chóry, Łukasz Kaczmarek, Grzegorz Piotrowski, Jacek Rychły - gitary, Tomasz Jędrzejewski - inst. klawiszowe, Kacper Pietrzyk - bas, Dominik Jaske – perkusja. Podczas tego koncertu zabrzmi również kwartet smyczkowy oraz sekcja dęta. Oznacza to całe bogactwo, które taki skład instrumentalny może zafundować. Nowe aranżacje starych utworów, nowe utwory premierowe, ale również poczciwe i jedyne słuszne wersje utworów, które są dobrze znane. Ja również jestem odmieniona, wiosna i wizja tego koncertu mnie uskrzydla i zastanawiam się tylko, czy 30 utworów w set liście to przypadkiem nie za dużo??? (śmiech). Serdecznie zapraszam.
Galeria
