
"Jesteśmy już trochę dziadami"
Lazy Jack and The Spinning Jenny
| Michał Krupski
Zespół Lazy Jack and The Spinning Jeny pochodzi z Poznania. Mieliśmy okazję poznać ich podczas koncertu w Minodze, który zagrali przez rozpadającym się The Stubs. Zagrali na tyle dobrze, że utkwili mocno w pamięci poznańskiej publiczności. Swoją muzykę określają jako rock and roll, ale trudno ich w jakikolwiek sposób zaszufladkować. Niedawno pojawiła się informacja, że będą gośćmi tegorocznej edycji Spring Break. Najbliższy koncert zagrają jednak już w najbliższą sobotę, na jednej scenie z Podwórkowymi Chuliganami i Szmirą. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i przepytaliśmy Karola Górskiego, który jest wokalistą i basistą w zespole.
Nie jesteście anonimowymi muzykami. Każdy z Was ma doświadczenia z innych kapel. Jak wygląda wasze doświadczenie muzyczne?
Mało pamiętam. Doświadczenia mam takie, że zawsze po próbach czy koncertach dochodziłem kilka dni do siebie. A tak poważnie to pierwsze granie zaczęło się w latach szkolnych. Spotykaliśmy się gdzieś w garażu albo u kogoś w domu i graliśmy krzywego punka, jak pewnie większość “muzyków”. Nic odkrywczego. Przez te kilkanaście lat powstało mnóstwo projektów. Część z nich była graniem dla samego grania. Kilka pokazało się szerszej publiczności. Nie sposób wszystkich wymienić. Zresztą nie ma w tym większego sensu, bo te zespoły mogą być znane raczej tylko lokalnej załodze. Zawsze była to muzyka w okolicach hc/punk z mniejszymi bądź większymi wariacjami z innych gatunków muzycznych. Do tej pory głównie spełniałem się jako ten krzyczący w m.in. „Shape Of My Fall”, czy „Intifada Swing”. Ten ostatni projekt tworzyłem już z Mateuszem, genialnie się przy tym bawiąc. Kubę możecie kojarzyć z crustowego „Deszczu”, Jędrzeja z kultowej już „Apatii”, a Marcina m.in. z „In Twilight's Embrace”.
Jesteście dosyć nowym składem. Skąd wziął się pomysł na kapelę i kiedy się narodził?
Lazy Jack and The Spinning Jenny powstał pod koniec 2016 roku. Pierwsze próby graliśmy w trzyosobowym składzie: Kuba, Mateusz i ja. Po kilku próbach dołączył do nas Reno Raines (Marcin), a po niedługim czasie Jędrzej. Ten ostatni miał wprowadzić do zespołu ojcowskie opanowanie, a wprowadził chaos. Pomysł grania właśnie tego co aktualnie gramy wziął się z tego, że nie ukrywajmy, jesteśmy już trochę dziadami i zachciało nam się pograć coś co nie męczy ucha już po kilku minutach. Rock’n’roll’owy sznyt został, bo dalej lubimy seks, dragi i alkohol.
Niedawno zagraliście krótką trasę po Polsce z Michale'm Gravesem (ex Misfits przyp. red.). Słyszałem same dobre opinie o tych gigach, ale też, że każdy z nich był zupełnie inny. Podobno zostaliście dobrze przyjęci przez publikę w Warszawie, Krakowie i Gdańsku. Opowiedz jak tak przygoda wyglądała w waszych oczach?
Nie mieliśmy kierowcy na trasie i ten fakt codziennie psuł wieczór jednemu z nas. Więcej nie popełnimy tego błędu. Co się tyczy przyjęcia przez publikę to mamy różne odczucia, ale też nie oczekiwaliśmy fajerwerków. Jesteśmy świeżą kapelą i ta trasa była traktowana przez nas od samego początku jako okazja do promocji. W naszym odczuciu najlepszy koncert daliśmy w stolicy. Tam zostaliśmy przyjęci naprawdę świetnie i sami bawiliśmy wybornie. Cała trasa była dobrą przygodą. Ekipa Graves’a jak i niemiecki The Crimson Ghost to bardzo spoko ludzie. Zero gwiazdorki. Było bardzo wesoło i dostaliśmy od nich dobrą lekcję, co robić żeby r’n’r był prawdziwym r’n’roll’em, ale o tym opowiadać możemy jedynie prywatnie. Co do organizacji, to nie mamy żadnych zastrzeżeń - Black Silesia Productions to solidna firma!
W jakich miejscach nigdy nie zagracie i z kim na scenie nigdy się nie pojawicie? Jakie też jest Wasze marzenie koncertowe do którego dążycie?
To jest dobre pytanie. Osobiście z chęcią ruszyłbym w trasę z Budką Suflera. Jednym busem, na piątym biegu... to byłby sztos. Tak serio to nie chcielibyśmy dzielić sceny z ludźmi mającymi konotacje ze środowiskiem nacjonalistycznym i sympatyzującymi z tym rozprzestrzeniającym się niestety w naszym kraju syfem. Z drugiej strony nikt z nas nie chce nikogo z góry skreślać. Jak powiedział kiedyś znamienity poznański wieszcz „tylko krowa nie zmienia poglądów”. Jeśli grasz w miejscach, czy z kapelami stricte związanymi ze środowiskiem hc/punk, to jest zwykle wszystko w porządku i nie musisz zawracać sobie tym głowy. Problem pojawia się kiedy wychodzisz poza tzw. scenę. Ciężko sprawdzić wszystkich organizatorów i wszystkie zespoły czy miejsca. Są kapele, które chciałyby po prostu grać muzykę, a wymaga się od nich, że będą lustrować każdego kogo mogą napotkać na drodze. Są ludzie którzy mają tyle zapału, że prześwietlają innym życiorysy. Już jako LJ&TSJ dostawaliśmy sygnały, że ten, czy tamten jest „politycznie podejrzany”. Oczywiście żadnego z tych sygnałów nie ignorujemy choć polowanie na czarownice nie jest w naszym stylu.
Jakie jest Wasze powiązanie ze środowiskiem punkrockowym? Wydaje mi się, że jesteście kojarzeni właśnie z tymi klimatami, mimo, że wasza muzyka nie jest czysto punkrockowa.
Mateusz i ja pochodzimy z Piły. Tam (być może ze względu na specyfikę małego miasta) różne środowiska mocno się przenikają. Czy to klimaty electro, hip-hopowe, punk rockowe, czy nawet czysto uliczne/kibicowskie (nie każdy kibol to narodowiec). Mieliśmy wspólnych wrogów: bezrobocie i policję. Muzyka (każdego rodzaju), chęć zabicia szarej rzeczywistości to elementy które nas łączyły. Jędrzej i Kuba nadal mocno związani są ze sceną hc/punk chociażby przez to, że nadal grają w kapelach stricte „punkowych” czy też, mniej lub bardziej udzielają się na poznańskim Rozbracie.
Jakie plany na niedaleką przyszłość ma zespół? Wiem o Waszych koncertach w Poznaniu z Podwórkowymi Chuliganami i na Spring Break. Co poza tym się zadzieje z Lazy Jack and The Spinning Jenny w tym roku?
Oprócz koncertów, które wymieniłeś to na tą chwilę zaplanowany mamy jeszcze koncert na Spring Forward Fest we Wrocławiu. W ogóle, jeśli chodzi o same koncerty, to nie gramy ich za dużo. Powodem głównie jest fakt, iż każdy z nas poza graniem zmaga się z prozą życia. Na rachunki niestety musimy zapracować w inny sposób. Co zadzieje się zatem z LJ&TSJ w tym roku? Sami jesteśmy ciekawi. Na pewno życzylibyśmy sobie zagrania kilku fajnych koncertów u boku świetnych kapel. Pracujemy też intensywnie nad nowym materiałem, więc kto wie… może kolejna płyta późną jesienią?
fot. Łucja Piątkowska
www.facebook.com/fotolucja