
Artystyczna schizofrenia
Maja Koman
|
Maja Koman to poznańska artystka, która sama pisze teksty, komponuje muzykę, kręci własne klipy. Podchodzi bardzo ambitnie do tego co robi, a w planach ma więcej, niż tylko podbić polski rynek. Niedawno wydała drugi album pt. „Na supełek” i na nim skupiliśmy naszą rozmowę.
Jesteś jedną z bardziej wyrazistych, młodych artystek na naszym rynku. Twój wizerunek muzyczny to efekt sprawnej gry ze sprzecznymi elementami popkultury. Czy to określenie jest prawdziwe?
Trochę tak. Na pewno na drugiej płycie próbowałam tworzyć jakiś dialog, między mocno melancholijną muzyką z elementami klasyki a elektronicznymi bitami, które są charakterystyczne dla popu. W moim przypadku wyrazistość tworzy zderzenie ironii i dosadności w połączeniu z nieco rzewnymi melodiami. Takie kontrastowe zestawienie chyba działa. Może dlatego fani mówią o mnie artystyczna schizofrenia.
Ile w tym wizerunku jest ironii?
Wiele. Uwielbiam się bawić, eksperymentować, próbować nowych rzeczy, zmuszać do rozmowy, ale obserwując to potem z boku. Szybko się nudzę, do wszystkiego mam dystans i przede wszystkim umiem śmiać się z siebie, więc daję sobie przyzwolenie na śmianie się ze świata i ludzi.
Opowiedz nam o przebiegu powstawania płyty Na supełek. Jak wyglądał proces tworzenia tego albumu?
Tworzyłam go dwa lata. Z początku było dużo angielskich tekstów, ale otworzyłam się z czasem na polski. Zaczęłam od kompozycji na pianinie i ukulele, potem to aranżowałam i pracowałam nad tekstami. Szukałam różnych efektów i brzmień, i to zajęło mi rok. Potem zaprosiłam do współpracy Franka Bartłomieja, z którym spędziliśmy pół roku w studio na nagraniach i produkcji. Klasycznie długotrwały, pracochłonny proces, kończący się tym, że wymiotujesz, jak słyszysz którykolwiek z utworów i nie masz nawet siły nawalić się z muzykami, bo nie masz już siły na nich patrzeć. Także nic poza normy. No może tylko to, że wszystko co robiłam, robi normalnie pięć osób, ale podoba mi się zajeżdżanie do maksimum swojego mózgu.
Przeważnie nagrywanie drugiej płyty wiąże się z presją. Odczuwałaś ją przy wydawaniu tego albumu?
Szczerze nie wiem o co chodzi z tą presją. Nie jestem chirurgiem, którego minimalny błąd kogoś zabije. Nie ratuje ludziom życia, tylko tworzę muzykę. Jak napiszę kawałek, albo go nie napisze, to nikomu nie zrobię krzywdy. Jak mam pomysły, to je po prostu realizuje i już
W Twoich tekstach wyłania się postać kobiety walczącej z nowoczesnością, a szczególnie z męskimi przyzwyczajeniami. Niezależna, twarda babka z wyrobionym światopoglądem, czy może potrzeba kreacji scenicznej?
Napisałam jeden tekst „Dziad”, ale piszę ogólnie o wszystkim. W jednych kocham, w innych krytykuję. Teksty to jakieś przemyślenie tu i teraz, to nie kreacja tylko obserwacja. Na pewno nigdy nie dam się wrzucić do jakiejś feministycznej szufladki, bo feministką nie jestem. Piszę w pokrętny sposób o swoich emocjach, albo ironizuje jakiś problem. Czasem jestem tylko podmiotem lirycznym, z którym nie do końca się zgadzam, jak w utworze ,,Babcia mówi”, albo „Kura domowa’’. Mam też masę abstrakcyjnych tekstów, jak „Blue moon” lub ,,Dear sadness”, które są bardziej poetyckie niż z konkretnym przekazem.
Na nowej płycie jesteś dosłowna w swoim przekazie. Bardziej pewna. Boisz się, że przekroczysz kiedyś granice subtelności i Twoje piosenki staną się bardziej powierzchowne?
Są takie prostsze i takie bardziej abstrakcyjne, ale powierzchowne chyba nie, chociaż oczywiście nie ja powinnam to oceniać. Mam sporo do powiedzenia, więc o powierzchowność się nie boję. Teraz tęsknie za pisaniem po angielsku i francusku. Na trzeciej płycie, nad którą już pracuje, będzie mniej polskich tekstów, a te które powstają są (moim zdaniem) ciekawe.
Słychać w Twoich piosenkach, że wciąż eksperymentujesz. To już jest to, o co Ci chodziło, czy nadal szukasz tożsamości artystycznej?
Muzycznie uwielbiam eksperymentować i cały czas poszukuję ‘’tego brzmienia’’. Nigdy nie jest tak, że odnajdziesz się na 100%, bo to oznacza, że po tobie. Sztuka to ciekawość, to próby, błędy i eksperymenty. Komponuje też muzykę filmową, a ostatnio zostałam zaproszona na płytę muzyki klasycznej, gdzie skomponowałam utwór na orkiestrę smyczkową (Sedinum Chamber Orchestra). Wiem na pewno, że chce to robić dalej, ale wiecznie poszukuję.
Jesteś mocno uniwersalna. Myślisz, że jest to klucz do podbicia zagranicznej sceny muzycznej?
Uniwersalna to może być pralka (śmiech). Każdy mój tekst i każdy mój pomysł jest absolutnym zaprzeczeniem uniwersalności, więc chyba nie o to słowo Ci chodziło? Kluczem do robienia czegokolwiek tu czy tam jest szczerość. Jak zaczynasz ściemniać, albo robić coś na siłę, to ludzie od razu to czują i toniesz. Chcę stworzyć angielski materiał i próbować za granicą. Zobaczymy czy jest jakiś zainteresowany kraj, a jak się uda, wtedy Ci powiem jaki jest klucz (śmiech).
Czy Maja Koman w ogóle ma ambicje na zrobienie kariery za granicą?
Tak, ale nie tylko muzycznej. Imam się reżyserii, którą zaraz będę studiować. Chcę nie tylko robić klipy. Właśnie kręcę swój pierwszy krótki metraż w języku francuskim. Chcę jakoś połączyć muzykę i film. I owszem zamierzam próbować szerzej łącznie z przeprowadzką.
Współpracujesz z dużą wytwórnią – Warner Music Poland. Czy myślisz, że polski rynek muzyczny otwiera się na alternatywną muzykę?
W Polsce jest sporo świetnych artystów, ambitniej podchodzących do komponowania, i coraz popularniejsze robi się słuchanie lepszej muzyki, owszem – Ale !!!! Wkurza mnie, że teraz wszystko co denne i miałkie nazywa się w Polsce alternatywą. Miałam okazję posłuchać na prawdę dziwacznych rzeczy za granicą i Polska się w życiu nie otworzy na takie pojechane projekty. W Polsce alternatywą nazywa się każdy zespół, w którym jest ukulele albo kontrabas, każdy w którym jest trochę syntezatorów, a jak chłopiec fałszuje, to mówi się że ma ciekawą barwę. Dla mnie alternatywa to wykraczanie poza jakiekolwiek muzyczne schematy. Jest teraz moda na muzykę nijaką, której powstaje masa - nie tylko w Polsce, ale tylko w Polsce nazywa się to alternatywą, podczas gdy np. we Francji takie zespoły nazywa się popowymi. Nie wiem, dlaczego dla większości muzyków w Polsce pop ma negatywny wydźwięk, podczas gdy to skrót od popularny, czyli znany! Spotkałam ludzi, którzy robią rocka, nagle wyszli z garażu i puszcza ich radio. Teraz są wielce oburzeni, jak nazywa się ich zespołem rozrywkowym. Zabawne to (śmiech). Osobiście, ani pierwszej, ani drugiej swojej płyty nie uważam za alternatywną, tylko rozrywkową. To, że podchodzę ambitnie do komponowania i eksperymentuje nie znaczy, że robię coś alternatywnego.
fot.Robert Baka