
"Solowe ambicje pozostawiamy z boku"
Jordah Małe Miasta
| Joanna Hała
Przestali skrywać się za autoironią i po raz pierwszy na swój album nie zaprosili żadnych gości ? o najnowszej płycie ?Plecy pomników? rozmawiamy z Jordahem z Małych Miast. Pytamy go również o podejście do social media, solowe ambicje chłopaków i koncertowe plany na wiosnę.
W jednym z wywiadów, którego udzieliliście na początku działalności Małych Miast Holak zapytany o ideę zespołu powiedział, że „ideą nie było mieć idei i niczego nie zakładać”. Po tej płycie jednak myślę, że skoro chcecie kontynuować ten projekt, to jakąś wizję już macie. Mam rację?
Rzeczywiście. Od tamtej wypowiedzi zmieniło się wszystko – albo prawie wszystko. Początkowo nasze akcje były spontaniczne, nawet po pierwszej płycie nie planowaliśmy, żeby nagrywać drugą. Dopiero kiedy zaskoczył fajnie debiut, to pomyśleliśmy o kontynuacji. Potem zmęczyliśmy się drugą płytą, mieliśmy dłuższą przerwę i każdy z nas robił swoje projekty. Pewnego, pięknego dnia stwierdziliśmy, że może byłoby warto wrócić do koncepcji Małych Miast. Jednak mniej spontanicznie, a z większym przemyśleniem projektu. Nie robiliśmy nic pod presją, nie zapowiadaliśmy, że tworzymy nowy materiał i nie sądziliśmy w ogóle, że ktoś na niego czeka. Jednak podczas pracy pierwotna zajawka totalnie nam wróciła!
„Sprawdzam wszystkie opcje, zeszły rok mam kurewsko większe doświadczenie, no i generalnie niczego już nie jestem pewien"- to słowa ze „Sprawdzam”. Nawiązujecie tym wersem do tego co działo się u Was muzycznie w tamtym roku? Co solowe projekty dały Wam jako artystom? I o jakich wątpliwościach w tym wersie mówicie?
Naszą główną wątpliwością jest przede wszystkim stawianie na jakąś jedną drogę działania. Myślę, że to jeszcze nie za szybko się wydarzy, bo to „sprawdzanie” to wciąż nie jest zamknięta sprawa. Wiem, że Mateusz teraz pracuje nad swoimi rzeczami, które są zupełnie inne od tych, które do tej pory robił. Ja z kolei sam nie wiem czym zajmę się w przyszłości. Teraz zamykamy trzeci rozdział Małych Miast i rozmawiamy o kolejnym wspólnym kroku. Może zaangażujemy kogoś jeszcze? Tego jeszcze nie wiemy. A co nam dało to „sprawdzanie”? Zawsze marzyłem o nagraniu projektu z ludźmi, których po pierwsze nie znam, a po drugie nigdy na płaszczyźnie muzycznej bym się z nimi nie spotkał. Imponował mi Timbaland, który wyszedł totalnie z hip hopowego świata, a skończył w jakimś bardzo mainstreamowym popie. Chciałem sam coś takiego zrobić. Inny przykład tego rodzaju inspiracji to M.I.A czy Santi Gold. Wypadkowa tego wszystkiego to moja EP, która jest misz maszem wszystkiego, co mnie muzycznie interesuje. Zaprosiłem różnych gości – były rapsy, popowe piosenki. Pewnie będę robił coś w tym stylu w przyszłości, nie mam jednak jeszcze na to formuły.
Ktoś kiedyś napisał, że jesteście jednymi z najbardziej zajętych Mateuszów w branży muzycznej. Robicie bardzo dużo rzeczy – gdzie w tym wszystkim są Małe Miasta? To projekt poboczny?
Nie określiłbym tego w ten sposób. Jak robimy jedną konkretną rzecz, to skupiamy się na niej i na 99% jesteśmy w tym. Małe Miasta to była przez ostatni czas nasza główna zajawka. Jeśli jednak pojawiały się jakieś fajne opcje, to każdy z nas w nie wchodził, bo przecież nie siedzieliśmy 24/7 przy tym projekcie. Choć fakt, pracowaliśmy nad nim długo.
Jak długo? Mówiłeś na początku, że nawet nie wiedzieliście, że nagracie trzecią płytę, więc to kwestia miesięcy czy lat?
Pierwsze rzeczy zrobiliśmy chwilę po przeprowadzce do Warszawy, czyli w 2016. Pod koniec roku mieliśmy już za sobą kilka minisesji i rozmów, zaczęliśmy spontanicznie pisać. Nagraliśmy kilka demówek, ale totalnie „na brudno”. W końcu zaczęliśmy o tym myśleć poważnie, czekaliśmy jednak na odpowiedni moment – nadszedł cztery miesiące temu.
Ile razy się pokłóciliście podczas robienia tej płyty, skoro podobno w kwestiach muzycznych macie decyzyjność na tym samym poziomie?
Jedyna analogia, która przychodzi mi do głowy to stare małżeństwo, chociaż nie wiem czy to będzie dobrze o nas świadczyło, jak nas w ten sposób to opiszesz! Na samym początku działalności zespołu były ostre tarcia, ale jak robiliśmy trzecią płytę, to na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których się ze sobą nie zgadzaliśmy. Poznaliśmy już swoje trudne charaktery i z czystym sumieniem odpowiem – ani razu się teraz nie pokłóciliśmy. Działając w duecie pozostawiamy solowe ambicje z boku. Chcemy robić muzę będącą wypadkową naszych dwóch zajawek, nie ma sensu robić kolejnego Jordaha albo Holaka.
Sprawdzałam komentarze pod nowymi teledyskami. Jestem zdziwiona - nie ma typowych dla Małych Miast hejtów!
Rzeczywiście zadziwiające, biorąc uwagę nasze poprzednie doświadczenia. Mam na to swoją teorię. Przez ten czas funkcjonowania zespołu ludzie, którzy nie byli do końca nim zainteresowani sami się wyoutowali. Mam wrażenie, że nasz fanbase jest teraz mniejszy i bardziej rzetelny. Zostali z nami ludzie, którzy lubią nasz klimat.
I też czują wasz charakterystyczny humor. W waszej grupie na fejsie widać, że typowe dla was hasła i slogany są przez fanów przekształcane i używane.
Umówmy się – nasz sposób komunikacji i funkcjonowania w domenie publicznej nie jest zbyt przystępny, więc nie dałoby się tego dłużej oglądać, jeśli ktoś byłby uprzedzony. Początkowy hejt jest nawet zrozumiały.
Doskonale rozumiecie social media, jesteście mistrzami tworzenia własnego wizerunku, jednak paradoksalnie mam wrażenie, że bardzo chronicie prawdziwych siebie. Jaki jest Mateusz, który nie kryje się za swoim ironicznym instagramem?
Staram się nie epatować swoją prywatnością, bo nie odczuwam potrzeby, żeby się tym dzielić. Mam swoje zajawki, normalną pracę jako freelancer, robię wideo, jestem operatorem i lubię spędzać czas w domu. Jednak wolę zostawić życie prywatne w swojej kieszeni.
Kawałek „Piekło” jest o social media? Dobrze interpretuję, że trochę się z tego wyśmiewacie?
Tak, ale to nie jest naśmiewanie się. Musimy z tym żyć, a naśmiewanie się z czegoś i branie w tym udziału, to nie jest moim zdaniem spoko opcja. Trzeba się do tego dostosować. Nie chciałbym, żeby wydźwięk tej piosenki był ironiczno-śmieszny, bo to poważna sprawa. Dualizm życiowych postaw – pokazujesz się na zdjęciach i wideo zupełnie inaczej, niż to wygląda w rzeczywistości. Ciężki i ciekawy temat. Jednak to jest potrzebne, no bo czy ludzi interesowałby gość, który siedzi w domu, ogląda seriale i raz na jakiś czas napisze piosenkę? To chyba nie jest atrakcyjne. Ludzie to kumają i kreują sobie wizerunek spoko osoby.
No właśnie, podobno po raz pierwszy nie używacie na albumie ironii. Mam wrażenie jednak, że przyzwyczailiście do niej słuchaczy i często mogą nie do końca być pewni tej konwencji „serio”.
Może tak być, ale jak mam porównać wszystkie nasze płyty, to w „Plecach pomników” o więcej rzeczy powiedzieliśmy wprost. Wcześniej było dużo żartu, który często nie siadał i nie trafiał, stąd pewnie hejt, a tutaj jest tego mniej. Sam słuchając tej płyty nie interpretowałbym tekstów ironicznie. Ale czy to ma sens, że sam będę analizował swoje kawałki? Zostawiam to odbiorcy. A może ty mi powiesz?
Szczerze? Mam z tym problem. Czasem nie wiem czy mówicie serio czy żartujecie, ale przesłuchałam album tylko dwa razy, może pewnych kwestii nie wyłapałam. Mam też inne, wizualne podstawy do wątpliwości. W klipe „Seriale” pokazujecie wydziaranych, groźnych gości, sami jesteście niezwykle hip hopowi, a potem pojawia się jakiś pies i Holak pije elegancką lampkę wina, co zaburza konwencję.
No dobra, tu możesz mieć rację. W klipie poza hip hopowa jest mocno przełamana, przynajmniej taką mam nadzieję.
A tak w ogóle to czujesz się już hip hopowcem? Kiedyś zaprzeczałeś.
Nie ucieknę od tego, że jestem z tym kojarzony. Znam hip hopowców, na których patrzę i wiem, że są wkręceni w to w stu procentach – żyją tym. Ja w porównaniu do nich jestem totalnie wyoutowanym gościem. Nie interesuję się za bardzo historią nurtu, ignoruję większość premier i nie mam problemu z tym, żeby robić niehiphopową muzę. Choć fakt, zrobiłem ostatnio dużo rzeczy dookoła nurtu. Co do samego rapowania – rzeczywiście, jest mi do tego najbliżej, ale nie uważam też, że rapowanie jest dozwolone tylko dla ludzi czujących się hip hopowcami. Jak Beyonce zaczyna nawijać to dla mnie jest szefem totalnym! Nie mam z tym problemu, a wiem, że zatwardziałe hip hopowe głowy na pewno wręcz przeciwnie.
Co do hip-hopowych głów - to już trzecie wydawnictwo Małych Miast w Alkopoligamii. Dlaczego wciąż pozostajecie w jednej wytwórni? Z waszym podejściem moglibyście wydać tę płytę na kilka różnych sposobów.
Po pierwsze – jesteśmy ziomkami. Chociaż nie wiem czy w takiej „biznesowej” relacji dobrze jest się tym kierować. Alkopoligamia według mnie zmieniła profil z typowo hip-hopowej wytwórni w bardzo fajną stronę. Gdy zaprosili do siebie Rosalie. pokazali, że się rozwijają. Mes również nagrywa zupełnie inne płyty niż na początku. Podoba mi się ten kierunek. Dlatego to właśnie w Alkopoligamii jesteśmy.
Co do Rosalie. Robiłeś jej pierwsze bity, prawda?
Muszę przyznać, że czuję się trochę praojcem tego sukcesu, ponieważ jej manager zgłosił się do mnie i zrobiliśmy razem pierwszą piosenkę na jej kanale, czyli „This Thing Called Love”. Jarałem się tym utworem! Na początku rozmowy mówiłem Ci, że chciałem coś w stylu M.I.A., to był ten moment. Na pewno będziemy dalej robić muzę, bo powtórzę – ja się totalnie jaram!
Jeszcze wtedy mieszkaliście w Poznaniu. Tęsknisz za tym miastem po wyprowadzce do Warszawy?
Totalnie! Mam kilka miejscówek, które zapamiętałem bardzo wyraźnie – na przykład ostatnie dwa lata w Poznaniu bardzo często jeździłem rowerem nad Maltą, świetnie wspominam nasze koncerty w Projekcie LAB. Mieszkałem przy Cytadeli, którą bardzo lubiłem.
W takim razie czekamy, aż wrócicie tutaj na trasie! Kiedy zaczynacie grać?
Premierowy koncert odbędzie się 16 marca w Warszawie, tydzień przed jesteśmy we Wrocławiu, a w Poznaniu zagramy w majówkę.
W takim razie do zobaczenia na koncertach!
fot. Krzysztof Szlęzak