
"Śpiewam o tym, co dla mnie ważne"
Maria Peszek
|
Zaczynała na deskach teatru, by dziś występować na scenie, jako piosenkarka. Nagrała trzy płyty, które pozwoliły jej zostać jedną z najpopularniejszych artystek polskiej alternatywy. Ostatni album z 2012 zatytułowany „Jezus Maria Peszek” stał się jej spowiedzią po przykrych doświadczeniach związanych z chorobą. Po dwóch latach od premiery tej płyty Maria Peszek odpowiada na nasze pytania.
Jesteś teraz szczęśliwa, tak jak zapowiadałaś na „Jezus Maria Peszek” w utworze „Wyścigówka”? Czym w ogóle jest dla Ciebie szczęście, jak je osiągnąć?
Tak, jestem szczęśliwa. Nawet bardzo. Szczęście to dla mnie znalezienie balansu między euforią a zwyczajnością. Równowaga między szaleństwem pracy, która daje totalną rozkosz, ale też prowadzi do wyczerpania, a spokojem jakiego doświadczam po prostu żyjąc. Nie mam recepty na to, jak taką harmonię osiągnąć. Dla mnie sprawdza się działanie w interwałach: intensywna praca, której podporządkowuję życie, ale potem przerwa, czyli absolutna izolacja. Najlepiej daleka i długa podróż bez telefonu, maila i jakichkolwiek zobowiązań.
Nadal męczy Cię Polska? Zmienia się coś w mentalności Polaków, czy jeszcze nie dorośliśmy do pewnych kwestii?
Ostatnie siedem miesięcy spędziłam właśnie w dalekiej podróży. Z perspektywy końca świata nasze polskie dramaty nabierają trochę innego wymiaru. To fantastyczna lekcja dystansu, a nawet próba tęsknoty. Po powrocie obserwuję u siebie większą czułość wobec Polski i rodaków.
Pewnie znane Ci są dość głośne wydarzenia z Poznania, jak odwołanie spektaklu Golgota Picnic, czy koncertu Behemotha. Miasto uklęknęło pod naciskiem pewnych środowisk, oczywiście w imię „wspólnego dobra”. Czy artyści mogą być na cenzurowanym? Do czego prowadzi odwoływanie wydarzeń kulturalnych z powodów ideologicznych? A może miałaś podobną sytuację w swojej karierze?
Dopiero wróciłam i nie mam wystarczającej wiedzy o tych konkretnych wydarzeniach, żeby się wypowiedzieć. Dla mnie sztuka równa się wolność. Po to są artyści, żeby nakłuwać rzeczywistość, to jest ich prawo i obowiązek. Cenzura ze względów ideologicznych to dla mnie coś bardzo podejrzanego, wręcz odrażającego. Tak, miałam podobne doświadczenia, jak prewencyjne odwołanie koncertu, czułam się wtedy bezsilna i bardzo smutna.
Zawarłaś na płycie „Jezus Maria Peszek” tragiczną historię Amy Winehouse. Czy śmierć słanych osób i celebrytów pomaga oswajać się ze śmiercią w ogóle?
Nie wydaje mi się, żeby można było w jakikolwiek sposób oswoić śmierć. Śmierć jest beznadziejna w swojej nieodwołalności.
Wracając do muzyki. Od wydania ostatniej płyty dużo koncertujesz. Poza tym niewiele wiadomo co się u Ciebie dzieje. Przygotowujesz nowy materiał, szykujesz coś specjalnego?
Po premierze „Jezus Maria Peszek” zagraliśmy ponad 90 koncertów. Marcowymi występami w Londynie i Dublinie skończyliśmy pewien etap, bardzo piękny, ale ekstremalnie wyczerpujący. W marcu wyjechałam w podróż, z której wróciłam kilka tygodni temu z nowymi siłami, inspiracjami i planami. Na razie gramy 10 jesiennych koncertów i po pierwszych kilku jedno jest pewne: przerwa okazała się fantastycznym ruchem! Wydaje mi się, że brzmimy teraz lepiej niż kiedykolwiek, mamy mnóstwo radości, energii i przestrzeni. To wspaniałe mieć tak rewelacyjny band, no i fanów, którzy czekali, i którzy ciągle chcą nas słuchać. A co do nowej płyty… Głowa pełna pomysłów, ale nowa płyta nieprędko. To długi proces, więc proszę o cierpliwość.
Twoje występy wyglądają po części jak spektakle teatralne. Sama jesteś sobie sterem, żeglarzem i okrętem w choreografii? Wymaga to wiele przygotowań, czy jest miejsce na improwizację?
Moje koncerty to żywioł. Wypadkowa energii mojej, moich muzyków i publiczności. Oczywiście muzycznie jesteśmy precyzyjnie przygotowani, ale cała reszta to instynkt, emocje, tu i teraz.
Muzyka, którą tworzysz ma charakter opiniotwórczy, czy bardziej zależy Ci na poruszaniu trudnych tematów, które istnieją w naszej przestrzeni jako tabu?
Śpiewam o tym, co dla mnie ważne. Nie mam ambicji bycia opiniotwórczą tubą, dlatego też nie chodzę do telewizji i nie gadam na każdy temat. Jestem artystą, a nie publicystą, moje miejsce jest na scenie. Wspaniałe i niesamowite jest natomiast to, że okazuje się to tak ważne dla wielu innych ludzi.
Trudno jest być Marią Peszek?
Być Marią Peszek jest zajebiście.