
“Robię, co chcę i mam własny plan”
Natalia Kukulska
| Paulina Koszyczarek
Natalia Kukulska wraca na scenę z nowym, dwupłytowym albumem “Ósmy plan”. Artystka pokazała, że nie boi się zmian, wie, czego chce i konsekwentnie spełnia swój muzyczny plan. Eksperymentuje z nowymi dźwiękami, co pokazała 27 marca w klubie Blue Note podczas swojego koncertu.
Pięcioletnia przerwa w nagrywaniu płyt. Co było powodem? Czy wynikało to bardziej z potrzeby większego skupienia i pracy nad nowym materiałem czy sprawy osobiste zmusiły Cię do dłuższego odpoczynku?
Dla mnie to nie była w ogóle przerwa. To była ciągłość mojego życia, w której działo się dużo różnych rzeczy, dobrych i złych, ale też trudnych jak odejście mojego taty, które spowodowało, że musiałam poczekać. A od strony muzycznej bardzo dużo się działo. Cały czas koncertowałam. Nagrałam akustyczną płytę z piosenkami świątecznymi, wzięłam udział w kilku projektach fonograficznych… Działo się wiele fajnych rzeczy. Kilka przygód muzycznych z orkiestrami symfonicznymi, min. z Orkiestrą Adama Sztaby czy Night Of The Proms, w Poznaniu koncert „Michael Jackson Symfonicznie” oraz koncert „Życia mała garść” poświęcony moim rodzicom. Byłam jedną z osób, które miały pieczę nad tym wydarzeniem. To też kosztowało mnie dużo emocji. Dlatego tak naprawdę to nie była dla mnie przerwa. A ostatni czas, rok i trzy miesiące, to praca nad albumem, który jest dwupłytowy.
Jak opisałabyś płytę „Ósmy plan” w kilku słowach?
Ja nie umiem się ograniczać i ta płyta jest dla mnie również taką wolnością. Przez to co jest na tym albumie łatwo jest mnie poznać. Gdy przed koncertem byłam na spotkaniu w Empiku to pewien dziennikarz bardzo fajnie powiedział, że się bardzo dałam poznać i otworzyć na tej płycie. Głównie dlatego, że teksty są mojego autorstwa i czasami musiałam poszukać w sobie głębiej emocji o których pisze by je ując w słowa.
Teledysk do piosenki "Pióropusz" powstał w technice animacji poklatkowej. Skąd wziął się pomysł na taki klip?
Chciałam, żeby teledysk nie był tak dosłowny, żeby to nie było obrazowanie słów, które śpiewam. Pomyślałam, że warto przedstawić to w formie teatrzyku lalek. Zdjęcia trwały bardzo długo, chociaż tego nie widać. Nie ma tam komputera, to naprawdę bardzo pracochłonne. Myślę, że to bardzo dobrze ukazuje kruchość ludzką, którą gdy próbujemy zatuszować, zakryć. Tworzymy trochę sztuczny świat, który ulega destrukcji, a my, mimo wszystko, udajemy bohaterów, używamy jednorazowych słów, żeby omamić i oszukać samych siebie oraz innych, a tak naprawdę wewnątrz za czymś bardzo tęsknimy. To jest taki rodzaj maski , który przebieramy dla świata.
Czy piosenka „W nosie” opisuje prawdziwą Natalię Kukulską, dystans do sławy, show-biznesu i krytyki?
Ta piosenka opowiada przede wszystkim o tym, że robię, co chcę. Przyszedł taki moment, kiedy zaczęłam mieć w nosie wszelkie oczekiwania. To nie jest tak, że zrobiłam płytę dla siebie, natomiast muszę sama wiedzieć czego ja chcę, co jest dobre, a co złe. W innej piosence śpiewam „ owacja, gwizd nie znaczą nic” również dlatego, że wydaje mi się, że człowiek, który jest uzależniony od opini innych i w ten sposób kształtuje swoją wartość znajduje się na naprawdę cienkim lodzie, tak się nie da. My musimy sami wiedzieć czego chcemy, sami się przed sobą wyspowiadać. Po tylu latach robienia tego, co robię już o tym wiem.
Wiem, że chciałaś coś zmienić, odejść od mainstreamu i jesteś świadoma, że może to oznaczać mniejsze grono odbiorców, że nowy materiał nie jest zbyt „radiowy”. Trudno było odejść od klasycznego popu, od tego, co tworzyłaś wcześniej?
„To musi być nośne, hitowe” - nie umiem tak myśleć o muzyce. Muzyka jest dla mnie zbyt ważna. To jest moja pasja. Nie mogę myśleć kategoriami przeboju, chwytliwości. Jestem przekorna. Gdy siadamy z Michałem, jesteśmy w studio, to przełamujemy swoje bariery myślenia i wtedy mamy z tego niesamowitą radość. Ja wiem, że to może być mniejsze grono odbiorców, ale jest. Jest odbiorca, który może poczuć to co my i to jest wielka satysfakcja. Robię, co chcę i mam własny plan.
Studio, w którym nagrywasz swoje albumy mieści się w Twoim domu. Własne studio daje artyście niesamowitą wolność…
Wolność daje taką, że teoretycznie można pójść w każdej chwili i tworzyć, a praktycznie wygląda to tak, że żadna chwila nie jest tą odpowiednią , zawsze jest coś ważniejszego. Na pewno tworzenie „na szybko”, gdy studio jest wynajęte jest słabe, ale tutaj też muszę się zdyscyplinować . Tak naprawdę czasami wolę wyjść z domu, zmienić miejsce, odciąć życie prywatne. Domowe studio mi tego nie daje.
Twoje dzieci, tak samo jak Ty, od urodzenia żyją w otoczeniu muzyki. Zachęcacie je do śpiewania, grania czy w ogóle nie trzeba ich do tego zachęcać?
Syn chce zajmować się muzyką i bardzo się rozwija. Nie muszę go do niczego zmuszać. Ania jest na takim etapie, że trzeba ją trochę zachęcać, ale z Jaśkiem też tak było, a teraz gimnazjum muzyczne wybrał już sam. Myślę, że z moją córką może być podobnie. Jeśli jednak nie będzie chciała tego robić dalej to nie będę jej zmuszała. Wydaje mi się, że podstawówka muzyczna nie może zaszkodzić. Muzyka jest taką fantastyczną dziedziną, która rozwija człowieka. Moje dzieci na pewno kochają muzykę i myślę, ze geny mają w tym swoją zasługę.
Dziękuję i życzę samej radości na kolejnych koncertach!
Galeria

