
Trudno wyżyć z muzyki, którą robimy
Niemoc
| Michał Krupski
Niemoc, zielonogórskie trio, które jest w trakcie zdobywania rynku muzycznego. Szerokim echem odbił się ich koncert w klubie Projekt Lab - na zakończenie festiwalu Spring Break. Klub wypełniony po brzegi, kolejki przed wejściem i opinie, że występ był fajniejszy od koncertu Moderat, który odbył się tego samego dnia w Poznaniu. Całe zamieszanie skutkowało zaproszeniem ich na OFF Festival i Sziget. Przeczytajcie wywiad i koniecznie zobaczcie Niemoc na żywo ponownie w Poznaniu.
Niemoc znana i Niemoc nieznana. Bardzo wiele zmieniło się przez ostatni rok. Daliście świetny koncert na Spring Break i od razu zyskaliście na popularności. Opowiedzcie jaki wpływ na Wasz zespół miał ten festiwal?
Spring Break zadziałał jak katalizator budowania popularności zespołu – dostaliśmy na 30 minut scenę i tłum ludzi, wielu z nich na pewno związanych z branżą muzyczną. Wiadomo było, że solidny występ, wyjdzie poza mury klubu i tak rzeczywiście się stało. Tak naprawdę do dzisiaj ten Spring Break oddziałuje. Da się wyczuć, że sytuacja z Niemocą zrobiła się bardziej poważna. Festiwal pozwolił nam wejść o poziom wyżej, osiągnąć większy zasięg tego co robimy i nadał rozpędu. Mamy świadomość, że teraz nasza aktywność jest na serio śledzona przez sporą grupę ludzi i wystawiliśmy stopę poza dotychczasowe środowisko fanów-znajomych i miejscowej mikrosceny. Na taką odpowiedzialność czekaliśmy, bo teraz możemy pokazać na co nas stać i utrzymać wysoki poziom.
Zielona Góra nie kojarzy się z zagłębiem dobrej muzyki. Jak sobie radzicie z wybiciem się, w tego typu mieście? Jesteście tam rozpoznawalni i często gracie? Jak wyglądają frekwencje na koncertach i co to miasto wyróżnia od innych?
Raz poszliśmy na kebaba w środku imprezy i ktoś przy wejściu powiedział „O, to Niemoc idzie!”, więc rozpoznawalność jest znaczna! Gramy tutaj co kilka miesięcy, ale jeśli chodzi o koncerty i imprezy w Zielonej Górze jest bardzo różnie – szczególnie jeśli chodzi o frekwencję. Niby miasto akademickie i odbiorców muzyki powinno być wystarczająco, żeby opłacało się sprowadzać tu zespoły, a jednak kultura przechyla się w stronę neonowych dyskotek. Kilka wartościowych miejsc (np. klub OBIEKT) trzeba traktować jak parki narodowe, bo nie wiadomo, jak długo będą w stanie dalej robić dobre rzeczy. W województwie działają małe labele (kiedyś Please Feed My Records, teraz Dym Records), które wydają świetną lokalną muzykę, ale działają jeszcze na małą skalę. Dzięki temu jest sporo miejsca dla takich zespołów jak my, bo nie trzeba konkurować o uwagę Zielonogórzan z innymi. Czekamy na pierwszy koncert w mieście po Spring Breaku, ciekawi nas, czy więcej ludzi zainteresuje się teraz Niemocą, przez te festiwale i koncerty po Polsce.
Dostaliście bardzo fajne zaproszenia na tegoroczne letnie festiwale. Jak to się stało, że zagracie na dwóch dużych imprezach?
Zaproszenie na Sziget Festival do Budapesztu to wynik koncertu w Poznaniu na SB – na festiwalu wybierano jeden zespół, który pojedzie tam zagrać i akredytowani postawili na nas. Z naszej strony było to ogromne zaskoczenie - słyszeliśmy o tej akcji, ale nasze nadzieje nie sięgały tak daleko. Teraz wiemy, że mamy przed sobą ważne zadanie - jako część polskiej reprezentacji na tak dużym wydarzeniu. Nasz koncert tam będzie super, cóż, fajnie gramy, niech Europa się przekona. Chociaż ten ułamek, który serio przyjdzie! Jeśli chodzi o Off Festival, pod koniec zeszłego roku poznaliśmy się z Pawłem Trzcińskim z Distorted Animals, który zaoferował, że zrobi z nas wielkie gwiazdy. Off jest ku temu pierwszym przystankiem, a dla nas spełnieniem marzeń, bo zagrać na festiwalu, który się regularnie odwiedzało jako część widowni to zupełnie surrealistyczna wizja. Jesteśmy bardzo podekscytowani i liczymy, że przyjdziecie mimo wczesnej pory i znając Offa - upału.
Muzyka jaką tworzycie nie jest bardzo popularna, ale bardzo łatwo idzie się nią zarazić. Jesteście młodymi typami a mam wrażenie, że o muzyce wiecie sporo. Jak zaczynaliście swoją przygodę z taką, a nie inną muzyką i skąd czerpiecie pomysły na tworzenie czegoś tak fajnego?
Wydaje nam się, że brzmienie Niemocy jest wypadkową gustów nas trzech – mamy podobne poglądy na muzykę, ale każdy słucha różnych rzeczy i te rzeczy przekuwa na brzmienie. To, że Niemoc to z jednej strony post-punk i eksperymenty gitarowe, a z drugiej syntezatory, tańce i rytmy z vintage automatu (co wynika właśnie z naszych gustów) przekuwa się na nasze instrumentarium. Mamy gitary, mamy bas, mamy klawisze i bardzo dużo efektów. Z tego wynika coś eklektycznego i niespotykanego. W momencie naszej współpracy stronimy od pomysłów i planów – piosenki tworzą się bardzo naturalnie, w czasie grania. Brzmienie może bierze się trochę z takiego sposobu pracy – dżemujemy sobie przez 20 minut i każdy chce to przesunąć w stronę tego, czego słucha i jaką ma wizję na to, co się aktualnie rodzi. Na koniec zamiast się pobić jak mężczyźni, to robimy z tego taką wypośrodkowaną Niemoc. A na koncertach raz rzucamy bity i bujamy się w takt, a raz włączamy dużo przesteru i pogłosów i robimy katastrofę.
Zagraliście na poznańskiej edycji Boiler Room. Jak to się stało i jak traktujecie to przeżycie?
Dostaliśmy zaproszenie od chłopaków z WOSKu i The Very Polish Cut-Outs, bo im czegoś live brakowało. Znali się z Filipem i wiedzieli, że akurat ma zespół i pewnego dnia (bardzo blisko początku naszej współpracy w trójkę) dowiedzieliśmy się, że gramy w Boiler Roomie i nie ma odwrotu. Był to dla nas duży stres, wcześniej zagraliśmy tylko jeden koncert w tym składzie, załatwiony na szybko, w miejscu, które jest bardziej restauracją niż klubem. Perkusja leciała z monitorów wziętych z domu położonych na krzesłach. Patrząc z perspektywy czasu, wyszło całkiem dobrze – nie musimy się wstydzić tamtego występu, choć teraz zagralibyśmy go całkiem inaczej i nie jest już reprezentatywny wobec tego, jak dzisiaj wygląda pełnowymiarowa Niemoc live. Sam jednak fakt posiadania tego w CV pomógł w załatwianiu koncertów na samym początku i dalej temu służy. Miło nam od czasu do czasu zajrzeć, jak nerwowo przepinamy tam kable pod stopami i szukamy się wzrokiem w razie wątpliwości, bo mamy świadomość własnego postępu.
Opowiedzcie coś o planach na nowy materiał. Co, gdzie, jak i kiedy się ukaże?
Już bardzo niedługo wychodzi winylowa EP-ka pod tytułem „Paramaribo”, nakładem Father And Son Records And Tapes. Są tam 4 nasze piosenki i 4 remixy: Ptaków, Naphty i Phatcutta, Jazxing i DJ-a Sajko i rwetesa. Czekamy na nią z niecierpliwością, nie tylko dlatego, że piosenki na niej powstały już niemal 2 lata temu, ale przede wszystkim dlatego, że jest bardzo fajna i liczymy, że spotka się z pozytywnym odbiorem. Premiera jest zaplanowana na 20 czerwca. Dzisiaj można zamówić płytę w preorderze i przesłuchać fragmenty piosenek. Poza „Paramaribo” mamy już nowe numery, które gramy na żywo. Ich puszczeniem w świat będziemy się zapewne martwić po koncertowym lecie. Kończymy też nasz drugi remix, który niedługo powinien ujrzeć światło dzienne. Będzie następnym rozdziałem remixów Niemocy, które zainaugurowaliśmy piosenką „Przyjmij Brak” zespołu Rysy.
Uważam, że jeżeli nie będzie się zmieniać kierunku, to za kilka lat będziecie bardzo popularnym zespołem. Czy na tym etapie życia, już myślicie o tym, by wiązać przyszłość głównie z muzyką? Chodzi mi o to, czy już teraz robicie jakieś kroki ku temu, by żyć z muzyki.
Chyba trudno wyżyć z muzyki, którą robimy! Na pewno byłoby to dla nas marzenie, ale przystępujemy do jego realizacji drobnymi krokami. W wieku maturalnym musimy być realistami i szukać sobie pracy, którą dopiero potem rzucimy, żeby robić piosenki i grać je za bardzo mało pieniędzy. Jeśli chodzi o teraz, każda następna płyta, koncert czy nawet ten wywiad jest krokiem w tę wymarzoną stronę. Także teraz idziemy robić następne.