
"Hip-hop uratował całe dziedzictwo jazzu"
Night Marks
| Marcin Moj
Night Marks to wrocławski duet tworzony przez Spiska Jednego oraz, nominowanego do Paszportów Polityki, Marka Pędziwiatra. Ich debiutancki krążek ?Experience? postawił znaczący stempel na zeszłorocznej mapie polskiej muzyki. O koreańskim trapie, magii Wrocławia i wpływie hip-hopu na jazz ? przeczytacie w naszej rozmowie.
Jesteście na bieżąco z polską sceną hip-hopową. Co sądzicie o dosyć agresywnych sposobach promocji płyt, które ostatnio się pojawiły na naszym podwórku?
Marek Pędziwiatr: Intrygujące, ale o to chodzi, jeśli masz do zakomunikowania ważną treść. Trudno nam powiedzieć, bo jeszcze nie doszliśmy chyba do tego etapu, żeby nie wytrzymać tego ciśnienia i zmienić swoje życie o 180 stopni.
Spisek Jednego: Często jedyny plus takich akcji to oglądalność, a jeśli jest to jedyne kryterium oceny… to powodzenia.
W niedawno opublikowanym wywiadzie dla Aktivista powiedzieliście, że Wrocław to taka mała Jamajka. Pojawiły się już jakieś pierwsze przemyślenia w stosunku do Poznania?
Spisek Jednego: Poznań to taki mały… Teksas (śmiech). Nie no, żartuję, Poznań również ma swój vibe i, po Warszawie, najbardziej wyrobioną publikę. Coś się tutaj takiego dzieje, że są ludzie, którzy oddolnie wspierają muzykę i wykonują pracę u podstaw, która jest bardzo ważna.
Marek Pędziwiatr: Innymi słowy, wychowują społeczeństwo muzycznie. I to jest dobre. Tego często brakuje również w wielu miastach, a jeśli jest tak, jak mówi Spisek, to wystarczy pogratulować, że to się udaje.
A co takiego jest we Wrocławiu, że wyróżnia się na tle innych miast? Ten klimat Wrocławia jest stale przemycany do Waszej twórczości.
Marek Pędziwiatr: Wrocław kojarzy mi się z odpoczynkiem. Wiadomo,wykonujemy tutaj dużo pracy, ale z drugiej strony jest to taka nasza baza wypadowa, a zarazem dom. Nasze działania we Wrocławiu też tak wyglądają. Nie ma takiej atmosfery napięcia. Lubimy ludzi, z którymi współpracujemy. Jesteśmy przyjaciółmi i o to chodzi.
Spisek Jednego: Zauważyłem też, że Wrocław stał się magnesem na muzyków. Utworzyło się grono muzyków, które przyciągało do Wrocławia innych, to spowodowało reakcję łańcuchową. Wszyscy widzieli dla siebie przestrzeń kreatywną w tym mieście.
Przy geografii pozostając. Kto wpadł na pomysł wylotu do Korei?
Spisek Jednego: Ten plan powstał w wyniku wielkiego pragnienia naszego menedżera, oraz wydawcy Groha, żeby podbić Azję. Dwa lata temu powiedział nam: „Chłopaki zobaczycie, polecimy do Azji”.
Marek Pędziwiatr: Ogólnie miał takie marzenie. Chciałby bardzo, żeby zespoły z jego labelu dzieliły się z ludźmi na świecie muzyką. No i to nawiązanie kontaktu z Dalekim Wschodem powstało przez trasę Sonara po Japonii. Następnie byliśmy my. Kierunek – Korea Południowa.
Jaki wpływ ta podróż miała na Wasz teambuilding?
Spisek Jednego: Rekordowo szybko nagraliśmy płytę. Z punktu A do punktu B. Zajęło nam to cztery miesiące. To był bardzo dobry, produktywny czas, konsekwentnie realizowaliśmy założony plan. Wcześniej przez długi czas zupełnie nie miałem ochoty tworzyć muzyki. Było to spowodowane sprawami rodzinnymi. Po wyprawie do Korei poczułem, że czas zrobić nową płytę.
Marek Pędziwiatr: U mnie to wygląda tak, że potrzebuje dużo impulsów żeby coś stworzyć, no i ta Korea była takim mocnym impulsem.
Kolejny projekt również macie zamiar zespolić z jakąś podróżą?
Marek Pędziwiatr: Trochę tak. Ogólnie jakiś czas temu odwiedził nas we Wrocławiu Anthony Mills. Odezwał się do nas z ofertą współpracy. Szybko podchwyciliśmy temat – tak powstaje nowy projekt. Na koncercie w Poznaniu zagramy kilka przedpremierowych numerów, bo Anthony jest z nami.
Co koreańskiego przenieśliście na grunt „Experience”?
Marek Pędziwiatr: Nawiązaliśmy kontakt z bandem koreańskim Solati. Chcąc nie chcąc, w piosence „Experience” pojawił się bardzo orientalny sampel z „Koziołka Matołka”. Nie lubię niczego wymuszać w muzyce. To wszystko są przypadki. Tak samo jak to, że płytę rozpoczyna Koreanka recytująca mój wiersz. Napisałem jej go po angielsku, ona to przetłumaczyła – to również był czysty przypadek, bo poznaliśmy ją na lotnisku.
Marek, jak podróż wpływa na pisanie tekstów? Tworzyłeś na świeżo w trakcie pobytu w Korei?
Marek Pędziwiatr: Niesamowicie inspirująco. Nie, podczas pobytu w Korei chłonąłem. To wszystko się dzieje na zasadach impulsu. Nigdy się nad tym nie zastanawiam. Podczas pobytu chciałem zobaczyć i doświadczyć jak najwięcej, żeby potem to przelać na papier. Jednak zawsze najważniejszą inspiracją była dla mnie muzyka. Jak słuchałem rapu, jako dzieciak, zwracałem uwagę na całość. Jak mnie to buja, jaki to ma vibe, i tak chyba zostało.
W jednym z wywiadów opowiadacie o nurcie K-trapowym, który jest bardzo popularny w Azji. Opowiadaliście o sztucznie dobieranych zespołach, o tym, że ich członkowie przechodzą operacje plastyczne, aby dopasować się wizerunkowo. Widzicie miejsce na takie sztuczne twory w hip-hopie?
Spisek Jednego: Wydaje mi się, że hip-hop szybko wyklucza takie projekty.
A Sugarhill Gang? Twórcy jednego z pierwszch hip-hopowych hitów na skale światową byli dobranym, przez Sylive Robinson, hip-hop bandem.
Marek Pędziwiatr: No tak, ale tutaj mamy trochę inny kontekst. Dopóki jest to coś, co nie zaniża poziomu i jest zgodne z samymi artystami jednostkowo, to nie widzę przeszkód.
Opowiedzcie o inspiracjach związanych z okładką.
Spisek Jednego: Okładka to analogowe zdjęcie autorstwa fenomenalnego fotografa Filipa Blanka. Widać na nim oko mojego synka, w którym odbijają się nasze postacie.
Marek Pędziwiatr: Poszliśmy na spacer do parku nad Odrą. Żeby zrobić ośmiomiesięcznemu dziecku zdjęcie, analogowym aparatem, z odległości pięciu centymetrów, trzeba się trochę nagimnastykować. Oko młodej osoby, to zwierciadło duszy, które chłonie świat i doświadcza – „Experience”.
Michał Urbaniak w wywiadzie powiedział, że hip-hop uratował jazz. Zgodzicie się z tym?
Marek Pędziwiatr: Oczywiście. Hip-hop uratował całe dziedzictwo jazzu przez sampling, który był i jest przeklinany przez niektórych artystów, ale tak naprawdę to właśnie pomogło nam pamiętać o tej muzyce na wieki. Spójrzmy na przykład na intro z albumu „Midnight Marauders” od A Tribe Called Quest. Kto by o pamiętał, że Michał Urbaniak nagrał taki utwór jak Ekim gdyby nie oni? Pewnie teraz ta muzyka spoczywałaby gdzieś w archiwach fonografii, mało kto by do tego wracał.
Jesteście zadowoleni z poziomu rozpoznawalności jaki przyniosło Wam „Experience”
Marek Pędziwiatr: Jeśli się nie przyjmie, tak jak byśmy chcieli, to trudno. Wiesz, to jest nasza pewnego rodzaju praca u podstaw. Chcemy pokazać swoje umiejętności, a nie patrzeć na cyferki.
Spisek Jednego: Dla nas sam aspekt tworzenia nowego materiału był ważny. Nie młotkujemy się teraz tym, że klip nie ma milionowych odtworzeń. Prawie cały nakład płyty jest już wyczerpany, więc cel został osiągnięty - płyta trafiła do tych, do których miała trafić.
Marek Pędziwiatr: Wpływ na tą popularność ma również to, że pomiędzy naszymi materiałami przez pięć lat udzielaliśmy się na innych projektach, gdzieś cały czas będąc w tle. I nagle z tej mgły zjawiliśmy się jako nowy zespół. A nowe zespoły nie mają łatwo.
fot. Ola Macewicz, NMET STUDIO