
"Pisanie piosenek jest dla mnie pamiętnikiem mojego życia"
Ralph Kaminski
| Joanna Hała
Jesteśmy satelitami, które czasami mogą się spotkać, żeby stworzyć coś pięknego ? mówi Ralph Kaminski, zapytany o współpracę z innymi młodymi muzykami. Wraz ze swoim Najlepszym Zespołem na Świecie wystąpi dzisiaj w Blue Note, gdzie zabierze publiczność w świat swojej debiutanckiej płyty ?m o r z e?.
Bardzo ciężko i długo pracowałeś na swój sukces. Historia Twoich osiągnięć jest imponująca. Czujesz się teraz, po wydaniu pierwszej płyty, dojrzałym i spełnionym artystą?
Czuję się na pewno bogatszy o doświadczenia, bardziej świadomy wielu rzeczy i tego, jak naprawdę działa biznes, w którym zawsze chciałem pracować. Wiem, że nie warto gubić siebie i trzeba w tym całym szaleństwie i huraganie wspaniałych, ale też nieraz bardzo stresujących rzeczy, szukać spokoju i balansu, by nie zwariować. Jestem przekonany, że te kilka lat ogromnej walki o marzenia są lekcją na całe życie.
Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że aby wydać debiutancki album musiałeś stoczyć wiele walk. Z kim walczyłeś? Czego Cię to nauczyło?
Niestety, od marzenia o wydaniu płyty do jego realizacji musiało upłynąć wiele czasu. Wiedziałem co jest moim celem, ale nie do końca znałem sposób, żeby go osiągnąć. Dlatego musiałem szukać różnych rozwiązań, popełniać błędy, spotkać osoby, które chciały mi pomóc, a także te, które chciały mi świadomie zaszkodzić. To wszystko było lekcją. Cieszę się, że pomimo wszystkiego pozostałem wierny sobie, chociaż z perspektywy czasu wiem, że nie było to łatwe.
Studiowałeś w Gdańsku, Twój album nazywa się „m o r z e”. Zakładam, że nie jest to przypadek. Ma to związek z czasem studiowania i przeżyciami z tamtego okresu?
Tak, ten album opowiada historię mojego życia. Od początków do tego okresu, w którym mieszkałem nad „m o r z e m”, ale właśnie głównie skupiam się na czasach moich lat nastoletnich i wchodzenia w dorosłość.
W jednej z recenzji ktoś napisał, że w albumie „m o r z e” można się zanurzyć w celu odnalezienia pereł. Czy po tak doskonałym przyjęciu płyty czujesz na sobie „presję drugiego albumu”? Boisz się, czy jesteś o siebie spokojny?
Nie czuję presji, daję sobie czas na drugą płytę – podchodzę do tego spokojnie. Zawsze ufam swojej intuicji. Oczywiście, że zależy mi na tym, żeby mój słuchacz dał się zaprosić do nowej historii, którą chcę opowiedzieć. Jednak musi być to zgodne ze mną – wtedy istnieje szansa, że uda mi się porwać odbiorców do kolejnego rozdziału moich muzycznych opowieści.
Kim są osoby tworzące My Best Band in the World?
My Best Band In The World – to jak same nazwa wskazuje Najepszy Zespół na Świecie. Tworzą go genialni muzycy, którzy nie tylko grają, ale również doskonale śpiewają. Te wspaniałe osobowości wchodzą w mój materiał w stu procentach i wkładają w ten projekt serce. Taki skład jest spełnieniem moich marzeń i wyobrażeń o idealnym zespole.
Jakis czas temu wystąpiłeś w Blue Note z Darią Zawiałow, która wypowiadała się o Tobie bardzo ciepło. Obserwuję młodą scenę i widzę, że niesamowicie się wspieracie. Czujesz takie wsparcie, czy jednak jest w tym element rywalizacji?
Rywalizacja jest głupotą. Pamiętam, że gdy bardzo dawno temu zaczynałem swoją drogę, czasami miałem ochotę krytykować innych i oceniać ich pracę. Z biegiem czasu zauważyłem, że bierze się to z niepewności i kompleksów. Jeżeli teraz włącza mi się to choćby w najmniejszym stopniu, zastanawiam się dlaczego tak się dzieje. Nie wszystko musi mi się podobać, ale staram się konstruktywnie podejść do twórczości innych. Koncentruje się na swoim planie i potrzebie wyrażania siebie. Kiedyś wydawało mi się, że każdy powinien robić muzykę na najwyższym poziome. Teraz rozumiem, że każdy ma swoją drogę oraz czas na pewne rzeczy. Kolegów z branży ogromnie szanuję i trzymam za nich kciuki – życzę wszystkim jak najlepiej. Jesteśmy takimi satelitami, które czasami mogą się spotkać, żeby stworzyć coś pięknego.
Bardzo lubię utwór „Jan”. Jest niezwykle intymny, podobno napisałeś go z myślą o swoim dziadku. Czy tworzenie jest dla Ciebie formą autoterapii, rozliczaniem się z trudnych emocji w życiu?
Tak, to prawda. Mój dziadek – Jan Skórski był wyjątkowym człowiekiem. Legendą sportu „wyścigów gołębi pocztowych”. Pisanie piosenek jest dla mnie pamiętnikiem mojego życia.
Pamiętam Twój wizerunek z początków kariery, przy okazji albumu „m o r z e” bardzo się zmienił. Podchodzisz do wizerunku strategicznie? Wiem, że dbasz o kostiumy, scenografię i reżyserię swoich koncertów.
Uwielbiam się zmieniać i próbować nowych rzeczy. Ale wszystko co zewnętrzne również pochodzi ze mnie i jestem w tym cały czas sobą. Nie wierzę w sztuczne kreowanie rzeczywistości czy wizerunku – odbiorca zawsze to wyczuje.
Podobno brałeś kiedyś udział w Festiwalu Fama. Co dały Ci te dwa, spędzone nad m o r z e m, tygodnie?
Festiwal Fama dał mi ogromnie dużo! To właśnie tam zagrałem pierwszy raz premierowo „m o r z e” w małym klubie dla garstki osób. To było dla mnie bardzo emocjonujące. Dwa lata wcześniej pierwszy raz przyjechałem na Famę, gdzie poznałem część swojego obecnego zespołu, czyli moich przyjaciół. Również na Famie udało mi się znaleźć to, czego nie było na Akademi Muzycznej – szalony artyzm, otwartość i spontaniczność, która pomaga w tworzeniu.
Szykujesz jakieś niespodzianki na poznańskim koncercie?
Nasze koncerty są spektaklami pełnymi samych niespodzianek! (śmiech)