
„Stereotypy absolutnie nie zniknęły”
Ten Typ Mes
| Joanna Hała
Na początku tego roku wydał płytę „RAPERSAMPLER” – pierwszą w swojej karierze, którą samodzielnie wyprodukował. Ten Typ Mes to dla mnie człowiek instytucja: raper, felietonista, autor tekstów, wydawca, dwukrotnie nominowany do prestiżowej nagrody Fryderyka. Rozmawiamy o książkach, zaufaniu do samego siebie i różnicach pomiędzy artystami z Krakowa, Warszawy i Poznania.
W czerwcu weźmiesz udział w debacie podczas festiwalu literackiego Big Book Festival. Pozostałymi prelegentami będą m. in. laureatka Nagrody Nike Joanna Bator, czy były sekretarz polskiej noblistki Michał Rusinek. Myślisz, że Twoja obecność w tym gronie to dowód na to, że stereotypy dotyczące raperów już zniknęły?
Stereotypy absolutnie nie zniknęły, ale mam nadzieję, że swoją pracą i warsztatem przyczyniam się do tego, że jest w tym wszystkim miejsce dla raperów lubiących posługiwać się interesującą polszczyzną. Natomiast nie dopatrywałbym się przejawów zjawiska nazywanego akceptacją hip-hopu i przyjęciem tego na wyższy poziom. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale jest to bardzo miłe wyróżnienie.
Czytasz polską literaturę, wiemy o tym z nawiązań w Twoich kawałkach. Przy wątku festiwalu literackiego, nie mogę nie zapytać - sięgasz tylko do klasyków czy ostatnio porwało Cię coś ze współczesnej literatury?
Sięgam i tu i tam. Ziemowit Szczerek, Andrzej Stasiuk i Krzysztof Varga, to są takie nazwiska, które w ciemno kupuję. Ostatnio bardzo zaciekawił mnie też temat 12 srok za ogon, Stanisława Łubieńskiego. Wiesz, ja bardzo nie lubię ptaków, ja w sumie nawet jem ptaki. Z tego powodu byłem sceptyczny wobec tego zjawiska – w jaki sposób gość, którego interesuje ten temat rozkręcił taką machinę promocyjną książki? Okazało się, że po sześciu stronach każdy serio chce być ornitologiem i jest to świetnie napisane. Teraz trochę inaczej patrzę na te wszystkie badziewne stworzenia.
Podczas debaty na wspomnianym Big Book Festival będziecie rozmawiali na temat przyszłości Polski. Jest to trochę patetyczny, lub inaczej – wzniosły temat.
Patetyczny? Niekoniecznie. Ale skutki działań, które wyglądają na kompletnie niegroźne, mogą być faktycznie patetyczne w dalszym wymiarze. Istnieje szansa, że z powodów, które teraz lekceważymy, może być w naszym kraju naprawdę dużo ostrzej niż sądzimy. Ty, dziennikarka z dużego miasta, ja raper, który jeździ po Polsce i znajduje odbiorców niegłupiej muzyki – gdy patrzymy na horyzont własnego światka, to social media i powszechny dostęp do głupoty nie robią nam różnicy, bo wykorzystujemy je tylko do tego, żeby być fajni. A swoją niewiedzę w pewnych tematach zastępujemy wiedzą. Niestety w szerszej perspektywie dwie trzecie Polaków nie przeczytało w zeszłym roku żadnej książki, a ruchy antyszczepionkowe i podobne przykłady negowania wiedzy zdobywają coraz większą popularność.
Będziecie też dyskutować o polityce?
Ja politykę postrzegam tylko jak politykę obyczajową, dlatego nie zamierzam wypowiadać się w kwestii gospodarki czy potrzebnych reform w służbie zdrowia. Wiem, że to ważne kwestie, jednak w tym przypadku po prostu brakuje mi wiedzy i kompetencji. Jednak o kwestiach obyczajowych mogę rozmawiać, bo jeżdżę po całym kraju i rozmawiam z ludźmi – bez względu na kolor skóry czy orientację seksualną. Obecnie niepokoi mnie fakt, że pewne ważne zjawiska są obecnie w Polsce zaciskane, tłamszone. Natomiast ruchy nacjonalistyczne czy rasistowskie są w naszym kraju mają luz większy niż np. 10 lat temu.
Przejdźmy do Twojej najnowszej płyty „RAPERSAMPLER”, za którą w całości odpowiadasz. Podobno byłeś jednoosobową komisją decydującą o wszystkim na albumie, a to chyba całkiem ryzykowna decyzja. Miałeś dużo materiału do selekcji?
Tak, rzeczywiście. Powstało jeszcze pewnie około 30 bitów. Dobra współpraca raper-producent to taka, kiedy producent zdaje sobie sprawę z tego co raper z jego materiałem może zrobić emocjami, barwą głosu i jak bardzo wpłynie na finalny wydźwięk tego bitu. Byłem zarówno producentem, jak i raperem. Z tego powodu nie chciałem w trakcie pracy nad projektem „RAPERSAMPLER” puszczać bitów znajomym producentom i tłumaczyć im, jak to ma całościowo wybrzmieć, a potem oglądać ich niezrozumienie. Z racji tego, że ja słyszę z tyłu głowy całą piosenkę, wiem doskonale co chcę osiągnąć i czym dodatkowo ubarwię ten bit. Jestem w stanie sobie w tej kwestii zaufać.
W Modzie na palenie sziszy nawijasz o tym, że czujesz dużą presję. To raczej uczucie ograniczające czy pozytywne?
To jest raczej dla mnie dobra sprawa. Negatywną presję z zewnątrz staram się redukować terapią. Presja wewnętrzna, czyli żeby zrobić coś najlepiej jak się da, nie zaniżać poziomu, posłuchać siebie w kontekście raperów amerykańskich i brytyjskich to jest ta pozytywna strona presji.
Dużo na tej płycie przemyśleń o relacjach rodzinnych. „RAPERSAMPLER” był też formą terapii?
Ta płyta to jest zapis ostatniego roku. Wiesz, jak zmieniasz relacje ze swoimi bliskimi i zaczynasz na nich patrzeć w inny sposób, to warto o tym napisać. W szczególności po to, żeby być na bieżąco ze słuchaczem. Jeżdżę w Polskę, podchodzą do mnie osoby, które mówią mi „nienawidzę swojego ojca tak jak Ty”. Lepiej nagrać o tym nowe wersy niż odpowiadać każdemu „to już nieaktualne, nie czuję nienawiści”. Gdybym o tym nie wspomniał po wielu latach twórczości autobiograficznej, fani mieliby prawo zarzucić mi, że w moich tekstach jestem nieautentyczny.
Szykujesz jeszcze jakieś niespodzianki związane z projektem „RAPERSAMPLER”?
Tak, niebawem dojdzie jeszcze dodatek inspirowany rozmowami z ludźmi i korespondencją w social mediach. Ponieważ ta płyta jest bardzo osobista, chciałem w jej ramach popisać też o innych ludziach i ich systemach wartości. Oczywiście dodatek będzie zrobiony na tej samej zasadzie jak album – ja robię bity, ja realizuję i ja nawijam.
Jakiś czas temu w jednym z wywiadów powiedziałeś, że brakuje ci w Polsce artystów, którzy piszą dobre i wartościowe teksty. Jestem ciekawa czy coś zmieniło się w Twoim postrzeganiu.
Tak, jak najbardziej. Ludzie chcą być bardziej jak Dawid Podsiadło niż „Widziałem orła cień”. Dawid ma zaangażowane teksty w singlach. Teraz jest moda na pokombinowany tekst, choć niestety nie jest to moda powszechna.
W Kulach z bukszpanu rapujesz o swoich początkach: „debiut na winylu, a nie start z mass mediów”. Myślisz, że kariery młodych artystów zaczynają się teraz za szybko, bez przejścia przez tzw. podziemie?
Tak, jednak nie wiem czy to jest plusem dla jakości tej muzyki, bo czasem jest ona bardzo nieopierzona. Może być to też bardzo trudne dla ego twórców, którzy z youtube przechodzą na sceny festiwalowe. Dzielą świat na fanów i hejterów, trochę nie kumają tego, że większość ludzi tak naprawdę ma na nich wyjebane. Plusem grania undergroundowego i dłuższego przedzierania się do większych scen jest to, że szkolisz sobie głowę. Zagrasz kilka koncertów, podczas których ludzie wcale nie cieszą się na twój widok i wtedy możesz zyskać pewność, że mimo wszystko zależy ci na muzyce, a nie tylko na tym, żeby było to przedsięwzięcie obliczone na sukces. Przedsięwzięcie obliczone na sukces kojarzy mi się raczej z biznesem, a jednak mam nadzieję, że w świecie sztuki jest jednak więcej artystów niż biznesmenów czy kreatorów wizerunku.
Co do biznesu. Twoja wytwórnia Alkopoligamia świętuje w tym roku jedenaste urodziny. Aktualizacja często powtarzającego się pytania - ile na ten moment w Alkopoligamii jest alko, a ile poligamii?
To hasło jest jak wiersz, którego interpretacje różnią się w zależności od kontekstu i czasu, w którym zostaje odczytany. Alko - wiadomo, to nadal pozostaje kwestia naszej ulubionej używki. Myślę, że co do tego zgodzą się wszyscy członkowie i założyciele. Poligamię można odczytywać dosłownie jako chęć poznania większej ilości partnerów niż jeden w życiu, żeby nie fiksować się na swoich pierwszych miłościach czy wyborach. Można jednak rozpatrywać ją również w kategorii zamiłowania do zmian. To pojęcie pierwszy raz pojawiło się na płycie Flexxip i opisywało bardziej lifestyle, w mniejszym stopniu podejście do muzyki. Teraz to mniej lifestyle, a bardziej podejście do muzyki. Albo inaczej, Małe Miasta, Rosalie. dowodzą, że muzycznie jesteśmy poligamiczni i chcemy kochać różne style, o ile prezentują najwyższy poziom.
Przed Tobą sporo imprez plenerowych, w tym 28 maja wystąpicie w Poznaniu. Lubisz do nas przyjeżdżać?
Fakt, maj to start imprez plenerowych i z takim dużym zespołem, jaki obecnie mam, jest to bardzo dobry motyw na wyjście z lekko przydusznych klubów. Z Poznaniem kojarzy mi się bardzo dobrze klub Projekt LAB z selekcją świetnej muzyki i alkoholem w odpowiednich proporcjach, lubię tam zabłądzić po koncercie. No i Spring Break! To szansa na pokazanie się z nowymi pomysłami publiczności, która nie jest zblazowana, wibruje dobrą energią i ufa artystom. Przyjeżdżasz na Spring Break, bo masz coś świeżego do pokazania i nie musi to być do końca dopracowane. Ja sam przed pierwszym koncertem na Spring Breaku, a dla mnie pierwszym z bandem kiedykolwiek, byłem na maksa zestresowany. Jednak spotkałem się z widownią doceniającą fakt, że chcę dać jej coś nowego. Podsumowując: dużo u Was w Poznaniu pozytywów, ale oczywiście macie swoje wady.
Jakie?
Moja warszawska obserwacja jest taka, że ludzie z Poznania zawsze spadną na cztery łapy, bo ten ład i protestancki wiaterek, który powiał na was z zachodu dał wam trochę więcej zaradności i lepszej gospodarności. Wiesz, artysta z Krakowa po złych wydarzeniach najpierw się zapije, potem napisze wiersz i będzie chodził po barach. Warszawski ponarzeka, trochę się wkurwi i może kogoś pobije, a ten z Poznania raczej spadnie na cztery łapy, ponieważ jest w kwestiach biznesowych lepiej ogarnięty. Takie mam wrażenie. Zazdrościmy wam tego!
Dzięki Piotrek! W takim razie widzimy się na koncercie w Poznaniu!