
"Jak można się bać muzyki? Przecież to przyjemność.”
The Cookies
|
Grają bez zasad. Nie uznają w muzyce żadnych podziałów, ani ograniczeń. Wszystko to sprawia, iż są wyjątkowo gorącym towarem na polskiej scenie muzycznej. Rozmawiamy z oryginalnym, warszawskim zespołem - The Cookies
Wasze utwory to stylistyczna, doskonała mieszanka. R’n’B spod znaku girls bandu miesza się z soulowym zacięciem i rockową estetyką, i jeszcze ta pulsująca elektronika. Wy jako zespół cudownie się w tym odnajdujecie. Jaka jest Wasza recepta na to?
Staramy się trzymać tego, że naszą bazą jest elektroniczny pop. Jazzowie harmonie, rockowe przestery i inne stylistyczne domieszki pojawiają się u nas dlatego, że każdy z nas dodaje trochę „swojego świata” podczas układania muzyki. Lubimy takie smaczki i też ciekawiej gra.
Dzięki temu, że pozwalamy sobie na to delikatne mieszanie stylistyk, stało się to naszym elementem charakterystycznym. Mimo to całość jest spójna, ponieważ wypracowaliśmy sobie nasze indywidualne brzmienie.
Mamy to szczęście, że udaje nam się zawsze dogadać i wypośrodkować wyobrażenia każdego z nas dotyczącego danego utworu. W większości wypadków jesteśmy zgodni co do efektu końcowego.
Receptą na to wydaje się być po prostu dobra umiejętność komunikacji w zespole.
W Polskiej muzyce, mało który artysta nie boi się łączyć różnych konwencji. Jak uważacie dlaczego tak się dzieje?
Jak można się bać muzyki? Przecież to przyjemność. Nie analizujemy tego czego boją się inni, ani czy faktycznie takie lęki się pojawiają wśród muzyków. My sami nie doświadczyliśmy tego uczucia. Jedyne co nam przychodzi na myśl, to to, że niektórzy po prostu czują się pewnie i dobrze w jednej, konkretnej stylistyce i nie mają ochoty wychodzić poza nią. To jest też w porządku. Każdy ma swoją drogę i trzeba robić to w czym się czujemy dobrze, zawsze w zgodzie ze sobą.
Oczywiście - takie wypuszczanie się poza swoje strefy komfortu jest bardzo rozwijające, ponieważ stanowi nowe wyzwanie, ale jeśli miałoby to być realizowane na siłę, wbrew własnym przekonaniom albo nieszczerze, to nie widzimy w tym sensu. Na szczęście każdy ma z nas wolność wyboru i zarówno rzeczy z jednej konwencji jak i rzeczy z przemieszanymi stylami - mogą być równie ciekawe.
Dlaczego tylko jeden utwór na płycie jest zaśpiewany po polsku i dlaczego jest to „Tamagotchi”?
Podczas nagrywania płyty nie zastanawialiśmy się nad językiem, tylko wybieraliśmy najlepsze naszym zdaniem piosenki. Do muzyki jaką gramy, pasuje nam język angielski. Nie chcieliśmy na siłę tekstów tłumaczyć, po prostu wyszło to u nas naturalnie. Nie żałujemy, bo dzięki temu, że mamy dużo materiału w języku angielskim mogliśmy grać też koncerty w Niemczech czy Czechach, a teledysk był puszczany w zagranicznych stacjach muzycznych.
Co do samej piosenki, to Karolina po prostu wpadła na próbę z gotowymi zwrotkami i najpierw jej podgrywaliśmy pół żartem pół serio, a potem stwierdziliśmy, że to fajny numer i warto go nagrać.
Tamagotchi nawiązuje do takiej zabawki z lat 90 w kształcie jajka. Gra polegała na wychowywaniu zwierzątka, pilnowaniu jego posiłków, snu, zabawy. Wszystko robiło się i ustalało za nie, a ono rosło zadowolone.
To piosenka o tym, że czasem chcielibyśmy wyłączyć w sobie, jak w zabawce, różne opcje: na przykład „zbyt mocne emocje”, albo wgrać „plan na każdy dzień”, tak żeby wszystko było pewne, ustalone i żebyśmy wciąż nie musieli się czymś stresować.
To jest też taka tęsknota dorosłych za dziecięcym życiem - póki byliśmy najedzeni i wyspani niczego więcej do radości nam nie było potrzebne.
Od kogo z Was zależy kierunek muzyczny, w którym podążacie. Macie wyraźnego lidera, czy raczej działacie jako kolektyw?
Mamy lidera w kolektywie (śmiech).Tak na serio, to każdy z nas ma ustalone zadania, w których sprawdza się najlepiej i tego się trzymamy. Wiadomo, Karolina jako frontmanka najczęściej chodzi na wywiady i reprezentuje zespół, ale wszyscy pracujemy na całość. Nie jest to jednak demokracja.
Każdy ma swoją, odmienną rolę. Karolina i Zbyszek trzymają pieczę nad sprawami kluczowymi i technicznymi, związanymi z zarządzaniem zespołem, umowami, koncertami, grafiką i pr. Karolina układa melodie do wokalu i pisze teksty, a nad naszym kierunkiem muzycznym największą pieczę sprawuje Paweł Jędrzejewski. Przy komponowaniu i aranżowaniu płyty wielką rolę odegrali Tymoteusz Miłowanow i Mateusz Modrzejewski – muzycy, bez których ta płyta by tak nie brzmiała.
W codziennym życiu zespołu, gitarzysta Paweł Biderman zajmuje się pilnowaniem nas - żebyśmy dobrze brzmieli jako zespół i grali coraz lepiej, oraz żeby czas na próbie był najefektywniej wykorzystany. Gniewomir jest dobry przy zadaniach specjalnych, na przykład kiedy wymyśliliśmy sobie koncert premierowy w Stodole na 14 muzyków i obawialiśmy się, że to się nam w życiu nie uda. U niego nie ma „nie da się”, zazwyczaj jest „dlaczego nie, damy radę” albo „załatwię to”. Udało nam się zebrać taką grupę ludzi, która się szanuje i dopełnia nawzajem.
Kluczowe decyzje podejmujemy razem. Wspólny cel i dobra organizacja to nasz motor napędowy.
Jest o Was stosunkowo coraz głośniej. Czy potraficie wskazać moment, który był przełomowy dla Waszej kariery?
Nam się ciągle wydaje, że każdy kolejny jest takim. Ważnym wydarzeniem było zajęcie 1 miejsca w Warszawie a 2 w Polsce, w Festiwalu Emergenza - dzięki wygranej mieliśmy możliwość nagrać materiał na płytę w prestiżowym studiu MAQ Records. Kolejnym kluczowym przedsięwzięciem było podpisanie umowy z naszym wydawcą, który w nas od początku uwierzył i to dodało nam skrzydeł. Zagranie premiery naszej płyty w Klubie Stodoła z materiałem zaaranżowanym na 14 muzyków było również ogromnym wydarzeniem.
Potem wydaliśmy swój drugi singiel z teledyskiem „Kickin’”, który w ciągu kilku dni miał ponad 60 tysięcy wyświetleń oraz regularnie gości w playlistach radiowych. To wszystko, to są bardzo przełomowe momenty dla debiutantów.
Karolino, Twój wokal jest niesamowicie oryginalny. Jakimi wokalistkami się inspirujesz?
Dziękuje bardzo! W każdym miesiącu zmienia mi się to jak w kalejdoskopie, ale nie mam tak, że chciałabym brzmieć jak ktoś inny. Doceniam innych walory, uczę się od innych, ale nie chciałabym być z kimś przyrównywana czy wręcz mylona. Nie przepadam za podawaniem konkretnych artystów, bo za kilka tygodni mogą to już być inne nazwiska. Ogólnie wychowywałam się na jazzowych i soulowych głosach, potem doszły do mnie hip-hopowe i rockowe klimaty, a po studiach muzykologicznych na Uniwersytecie to już w ogóle przepłynęłam przez wszystkie możliwe gatunki. Tam nawet afrykańskie śpiewy dzieci uderzających rytmicznie o taflę jeziora potrafią być magiczne. Inspiracji nie czerpię tylko od wokalistów. To może być czasem chwytliwa linia basu czy ciekawa barwa trębacza. Czasami w ogóle nie słucham wokalistów, tylko muzyki instrumentalnej.
W Stanach jest takie powiedzenie wśród wokalistów, że „twoim ulubionym wokalistą powinieneś być dla siebie ty sam”. Nie chodzi tu o samo zachwyt, ale podstawę tego, że jeśli Ty nie kochasz swojego głosu, to inni też go nie polubią. To w nim szukam możliwości do ciągłego rozwoju, chcę żeby mnie zaskakiwał i inspirował.
Studio to studio, ale jak udaje się Wam połączyć Wasze stylistyczne inspiracje na scenie?
Jesteśmy zwierzętami koncertowymi. Wszystko co było nagrane na płycie wcześniej było ograne przez nas na scenach. Dzięki temu płytę nagraliśmy na setkę, czyli grając muzykę razem w jednym czasie, aby oddać nasze żywe brzmienie.
Kochamy grać na żywo bo mamy wtedy kontakt z publiką, a nie ma nic przyjemniejszego niż ruszający się razem z nami klub w rytm naszej muzyki. Grania koncertowe rozwijają też nas bardzo jako muzyków, bo nigdy nie odgrywamy materiału płytowego, tylko zmieniamy aranże, dajemy sobie pole do improwizacji.
Ten materiał koncertowy jest bardzo żywy u nas, nie tylko ze względu na fonię, ale również ze względu na to, że dbamy o wizję: gramy z wizualizacjami, mamy ustalone kroki choreograficzne, a także przygotowane przez Karolinę stroje. Zależy nam aby przenieść wszystkich na czas koncertu w inną rzeczywistość.
Dzięki skrupulatnemu zaplanowaniu scenariusza koncertu przechodzimy przez różne klimaty, od lirycznej ballady, przez pulsujące r&b, po przesterowany rock i d’n’b, na którym rapuje Karolina. Jeśli ktoś nie wierzy, że da się to zgrabnie połączyć - zapraszamy na koncerty, aby się przekonać.
Jesteście obecnie w punkcie, gdzie chciałby się znaleźć każdy aspirujący młody zespół. Lecz jednak co będzie potem? Macie już jakieś plany na dalszy rozwój?
To miłe, że tak sądzisz. Dla nas to wciąż dopiero początek drogi, choć faktycznie już trochę udało nam się przejść. Szczerze, podoba nam się to co się u nas dzieje.
Jesteśmy dumni z siebie, że daliśmy radę. Wielu ludzi z zewnątrz pomogło nam bezinteresownie. Bez nich nie byłoby tej płyty i jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Nie spodziewaliśmy się takiego wsparcia i pozytywnej energii. Mamy dużo szczęścia.
Obecnie planujemy trasę koncertową na 2016 rok. Chcemy zagrać na co najmniej kilku festiwalach w Polsce i zagranicą. Pracy jest tyle, że musimy się zacząć rozglądać za jakimś asystentem od spraw „niemuzycznych”, bo jak dotąd wszystko robiliśmy samodzielnie.
W międzyczasie będziemy komponować nowe piosenki pod kątem przyszłej płyty, bo nie chcemy zwalniać tempa.