
Młode koty polskiej alternatywy
The Junkies
| Joanna Gruszczyńska
Tosia, Tomasz, Marcel i Kuba z The Junkies opowiedzieli nam o ulubionych memach, ćmie azjatyckiej, pisaniu hitów i o tym, dlaczego czasem chcieliby cofnąć się do czasów bejbi junkies.
Na Waszym FB jest dużo memów i większość junkiesowych piosenek ma zabawny opis na YouTubie. Kto w zespole zajmuje się śmieszkowym kontentem?
Tomasz: Ja zajmuję się pisaniem, a Marcel, nasz instagramowy influencer, jest od memów.
Marcel: Co tu dużo mówić, jestem memiarzem, który inspiracji do tworzenia szuka w życiu codziennym. (śmiech)
Co jeszcze oprócz memów Was najbardziej bawi?
Marcel: Moim ultimate pick byłby Chibson, stronka na Instagramie o sprzęcie muzycznym. Bawi mnie też, kiedy Kuba bierze małego pieska Tosi na kolana. Wyglądają wtedy jak słodka pareczka.
Tomasz: Na pewno możemy powiedzieć, że śmieszy nas to, co nas bezpośrednio dotyczy, czyli tzw. żarty branżowe. Przykładowo, mem o tym, że gramy za jedno piwko. Tylko że w tym wypadku śmiejemy się bardziej z siebie, swoich decyzji i z tego, jak funkcjonuje branża koncertowa.
Marcel: To jest akurat bardziej śmiech przez łzy.
Kuba: Koncert za piwko to jest bardzo zabawna sprawa.
Tosia: My już na szczęście nie praktykujemy, ale w przeszłości różne rzeczy się działy. (śmiech)
Marcel: Nie ma nic złego w graniu za piwko, ale gdy zaczynasz wkładać cały swój czas, duszę i ciało w tworzenie, zaczyna do Ciebie docierać, że to w sumie ciężka praca. Piękna, ale ciężka. Więc pojawia się też myśl: "kurczę, gdzie moja forsa”.
Jaka najzabawniejsza rzecz przytrafiła się Wam jako zespołowi?
Marcel: Tomek w szale koncertowym kopnął statyw od mikrofonu, który poleciał ze sceny i roztrzaskał browara dokładnie temu kolesiowi, który zorganizował nam koncert. Szczęśliwe zrządzenie losu. Albo koncertowe strojenie gitary o pół tonu wyżej niż reszta kapeli, bo coś się źle kliknęło w stroiku, i potem granie połowy giga z dziwnym poczuciem, że z gitarą jest coś nie tak. (śmiech) Pamiętam też, jak Major robił pompki na scenie akurat podczas mojej solówki na basie. Ja robiłem jakieś szalone wygibasy w stylu “patrzcie ludzie, ja tu teraz gram”, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi, bo obok, na scenie, działy się ciekawsze rzeczy. (śmiech)
Tosia: Mnie przypomina się jeszcze jedna sytuacja. Podczas naszego pierwszego wywiadu w nowym składzie prowadząca zapytała się Kuby: “Nowy członek, duży stres?”, a Kuba wtedy odpowiedział...
Kuba: ...duży członek, mały stres. (śmiech) To chyba była najlepsza rzecz, którą mogłem wtedy powiedzieć.
Jako swoje inspiracje wymieniacie amerykańską muzykę, wnętrza poznańskich tramwajów i płyty z dźwiękami przyrody. Czy mam to brać na poważnie, czy to Wasz kolejny żart? (śmiech)
Tosia: To jest na poważnie. Wszyscy słuchamy dużo amerykańskiej muzyki...
Kuba: Ja ostatnio słucham raczej ćmy azjatyckiej, która zjada mi bukszpan, bo siedzę godzinami i zbieram robale.
Marcel: Tosia i ja jesteśmy typami leśników-grzybiarzy (śmiech). Lubimy być blisko natury. Z kolei Major jest skazany na komunikację miejską, bo musi przejechać całe miasto, żeby z nami zagrać.
Tosia: Wiele naszych tekstów powstaje w tramwajach. Poza tym często można natknąć się w nich na nasze wlepki.
Kuba: Założe się, że MPK i ZTM nas nienawidzą.
Na tle wszystkich Waszych kawałków chyba najbardziej wyróżnia się piosenka “XD”.
Kuba: To był eksperyment społeczny. (śmiech)
Tomasz: Napisałem ją, kiedy byłem mały. Chciałem, żebyśmy po prostu mieli jakiś hicior, do którego wiele osób mogłoby się pobujać. Z perspektywy czasu uważam, że piosenka jest raczej głupia, ale to oznacza, że udało mi się uzyskać efekt, który planowałem. (śmiech) Co ciekawe, chociaż moje intencje nie były do końca czyste - bo od początku wiedziałem, że piszę "pod publikę" - ludzie naprawdę lubią ten kawałek. Myślę, że to radość z grania stanowi o mocy "XD". (śmiech) No i klip zrobiony z Kubą Januszewskim, przyszłą gwiazdą polskiej kinematografii. Pozdrawiamy go!
Trudno mi sklasyfikować Waszą muzykę i jeśli ktoś zapytałby mnie, co gracie, nie wiedziałabym, co odpowiedzieć.
Tosia: Kiedy słyszymy to pytanie, odpowiadamy, że wszystko.
Tomasz: Człowiek z natury musi wszystko nazywać, porządkować i dzielić. To jest straszne. Czasem czuję, że ogranicza mnie nawet utożsamianie się z własnym imieniem. Plus bawi mnie czytanie poetyckich opisów kapel w stylu “zapraszamy na podróż do krainy wiecznej jesieni... w naszych kompozycjach wychodzimy z tradycji prog-rockowego grania, z industrialnym chłodem oraz lekkim muśnięciem Black Sabbath”. Cenię dobre pióro, ale na takim poziomie to robi kreatywności więcej szkody niż pożytku. Więc jeśli chodzi o gatunek The Junkies, najlepiej odpowiedzieć, że po prostu lubimy pisać piosenki.
Tosia: Albo “młode koty polskiej alternatywy”. (śmiech)
Mnie, osobę, która nie gra na żadnym instrumencie, zawsze interesuje to, dlaczego inni w pewnym momencie swojego życia sięgają po instrument. Jak było u Was, kiedy poczuliście, że chcecie grać?
Tosia: Całe moje dzieciństwo związane było z Arką Noego. Dorastałam razem z nią. Pamiętam swoją mutację i to, że w pewnym momencie zaczęłam już przerastać mikrofony. Jednak cały czas czułam, że chcę zrobić coś swojego. Może dlatego zaczęłam uczyć się grać na perkusji.
Kuba: Moi rodzice są z wykształcenia muzykami, dlatego w moim domu zawsze było dużo muzyki. To było naturalne, że pasję przejąłem po nich.
Marcel: Mój tata był basistą i gitarzystą, a poza tym jeszcze moja prababcia grała na fortepianie. (śmiech) Podsumowując, nie pochodzę z muzycznej rodziny, ale od ojca dostałem wychowanie muzyczne. Przez wiele lat nauka gry na instrumencie kojarzyła mi się z nauką wierszy na pamięć. Może dlatego chwyciłem za gitarę dopiero w wieku szesnastu albo siedemnastu lat. Na początku grałem na akustycznej, bo tata powiedział mi, że kupi mi bas dopiero wtedy, gdy zobaczy, że dużo ćwiczę i że naprawdę mi zależy. W końcu go przekonałem, bo bas kupił mi, kiedy byłem w liceum.
Tomasz: Pamiętam, kiedy po raz pierwszy w życiu jako dzieciak usłyszałem Nirvanę. Trudno mi opisać to, co wtedy czułem, ale wiem, że to był ten moment, od którego wszystko się zaczęło. Serio. Co do instrumentu, kocham się w gitarze od czternastego roku życia, ale nie jak "nerd". Zawsze byłem dosyć nonszalanckim gitarzystą i właśnie to paradoksalnie sprawiło, że mam teraz z instrumentem bardzo szczerą relację, a o tym przecież marzyłem.
Czy macie jakieś konkretne piosenki albo zespoły, których słuchacie, żeby sobie popłakać? (śmiech)
Kuba: Radiohead! (śmiech)
Tosia: Nieważne, czy mam dobry czy zły humor, głos Jima Morrisona zawsze mnie wzrusza. Poza tym zdarza mi się płakać na junkiesowych koncertach. W naszym repertuarze mamy wiele osobistych i sentymentalnych piosenek, które w połączeniu z emocjami, jakie towarzyszą mi podczas grania koncertu, dogłębnie mnie poruszają. Czasem po prostu nie mogę powstrzymać się od łez, dlatego odwracam się do Kuby, próbuję się uspokoić i śpiewam dalej.
Marcel: Wzruszają mnie balladki Johna Mayera, ale też utwory Toola. (śmiech) Więc u mnie nie ma chyba reguły.
Bardzo spodobało mi się to, że Wasze początki zespołowe nazywacie okresem bejbi junkies. Czy możecie trochę opowiedzieć o tym, kim byliście kilka lat temu?
Tosia: Na początku naszej drogi muzycznej nie wiedzieliśmy, o co nam chodzi. Graliśmy za piwko, bo cieszyliśmy się, że w ogóle możemy koncertować. W tym czasie powstały na przykład piosenki “Bazgrołki” i “O obrotach ciał niebieskich”.
Tomasz: Szczerze mówiąc, fajnie byłoby wrócić do tego czasu. Na jednej próbie udawało nam się napisać dwa kawałki, które lubił każdy z zespołu. Gadaliśmy sobie, że jesteśmy polskimi Beatlesami... To motywowało nas do pracy. (śmiech) Ale po pewnym czasie zaczęły pojawiać się prywatne wizje i duch "jedności za wszelką cenę" gdzieś się rozpłynął. Aktualnie ważniejsza niż kiedykolwiek jest dla nas otwartość myślenia i cierpliwość. (śmiech) A jeśli kapela mówi, że się nigdy nie kłóci, to albo kłamie, albo nie wysila się twórczo.
Na koniec chcę zadać pytanie o Wasze początki. Jak to się stało, że Wasze drogi się przecięły? Chodziliście razem do szkoły?
Tosia: Połączył na przypadek. Z Majorem spotkaliśmy się pierwszy raz kilka lat temu na koncercie Pixies. Kilka tygodni później wpadliśmy na siebie w tramwaju. Okazało się, że Tomek był perkusistą i że chce założyć zespół, ale też, że za kilka miesięcy ma maturę. Dopiero, kiedy ją napisał, zaczęliśmy wspólnie działać.
Marcel: Ja dołączyłem do Junkiesów, kiedy usłyszałem ich cover “Jolene”. Szczęka mi opadła i wiedziałem, że chce z nimi grać.
Co dalej z The Junkies? Jakie macie plany?
Tomasz: Po koncercie nad Rusałką nagramy długo zapowiadaną EP-kę. Co będzie dalej? Nie wiadomo. Tym, co nas poprowadzi, będzie powód, dla którego robimy swoje od samego początku, czyli pasja i radość twórcza.