Z Michałem poznaliśmy się bardzo dawno temu – w czasach, gdy MTV puszczało jeszcze muzykę. Pamiętam jego pierwsze prace i potem przez lata miałem okazję z bliska przyglądać się jego artystycznemu rozwojowi. Jego prace nieraz zdobiły ściany poznańskich galerii, jak i również miejską przestrzeń. W między czasie został absolwentem Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, gdzie skończył Wzornictwo w Katedrze Mebla. Ten fakt z pewnością mocno rzutuje na to, czym dzisiaj się zajmuje i z czego utrzymuje się Michał. Dlatego porozmawiałem z nim nie tylko o sztuce i malowaniu, ale i również o jego drugiej pasji, którą jest projektowani mebli.
Jakiś czas temu chyba przystopowałeś z malowaniem, na rzecz innych projektów…
Z reguły jest tak, że jeśli nie publikuję nic z zakresu malarstwa, to pewnie zajmuję się jakimiś innymi ciekawymi sprawami. Zawsze miałem tak, że interesowało mnie zbyt dużo rzeczy i dziedzin. Ciężko jest mi rzucić wszystko i skupić się na jednej, choć aktualnie ceniona jest specjalizacja – w im węższej dziedzinie, tym lepiej. Szczerze? Wolę wiedzieć coś o wszystkim, niż wszystko o czymś, bo w rezultacie nie wiesz nic o wszystkim. Wolę spojrzenie z góry, ogląd całości. Oczywiście, trzeba umieć wyławiać poszczególne elementy, ale nie ma sensu wymyślać czegoś na nowo, skoro ktoś już to zrobił.
Ostatnio jednak się rozkręciłeś i zrobiłeś się bardzo płodny. Co chwilę widzę na Twoim profilu nowe prace.
Wcześniej malowałem dużo w realu, ale nie wszystko wrzucam do sieci. Jestem raczej kiepskim mecenasem własnej sztuki. Zrobienie zdjęcia, wpompowanie go do mediów, opisanie, ohasztagowanie, omałpowanie, obrobienie, obrandowanie i inne „O”, to raczej moja słaba strona. Pewnie stąd ta cisza. Aktualnie robię sporo digitalu, co dużo łatwiej ogarnąć. Wystarczą dwa kliknięcia i voila!
Tutaj nasuwa się ważne pytanie. Czy w dzisiejszych czasach artysta może sobie pozwolić na to, żeby nie mieć profilu w social mediach lub strony internetowej, gdzie prezentuje swoje prace?
Pewnie że może! To kwestia wyboru. Dla mnie to zwykłe narzędzia, które wspomagają pracę, ale nie są celem samym w sobie. Rozumiem jednak tych, którzy w ogóle nie używają Insta czy Facebooka. Jest ich coraz mniej, bo social media to sprawne i szybkie narzędzia, ale jak już mówiłem – sztuka jest dla ludzi, a przekazywać ją można w dowolny sposób.
Kim jest „Nikt”, czyli postać, która przewija się w Twojej twórczości praktycznie od samego początku Twojej przygody z malowaniem?
Nie nazwałbym tego przygodą. Po etapie przedszkola po prostu nie przestałem rysować i malować, w innych godzinach niż zajęcia plastyczne. Moje zeszyty były zawsze bardziej zabazgrolone od tyłu niż od przodu. Wychodząc na dwór z kolegami szukaliśmy ścian do pomalowania. Mocno nas to wtedy łączyło. Postać pojawiła się z czasem. To chęć formalizowania i zamykania twórczości w ramach opartych na własnych pomysłach po to, by były bardziej rozpoznawalne, kojarzone, w jakimś stylu, dała jej formę. Dzisiaj myślę inaczej i uważam, że styl jest zabójcą kreatywności, służy głównie łechtaniu ego artysty. Oczywiście kontynuuję to, co zacząłem, bo to przyjemne, a bez tego nie byłoby tego wywiadu. Jednak zabijanie się o lajki i walka o atencję mnie nie jara. Robię to bardziej, żeby coś po sobie pozostawić.
Dlaczego to właśnie „Nikt” jest tak często bazą Twoich prac? Poza płótnami zdarza mu się występować w miejskiej przestrzeni. Jest bardzo uniwersalny.
„Nikt” po prostu zdarza się w moich pracach. Nie był nigdy bazą mojej twórczości, a raczej epizodem, który po prostu lubię. Uniwersalność to klucz do tego typu konceptów. Jeśli coś ma być dobre, czyli to za X lat musi nadal być aktualne. Siłą rzeczy musi być więc uniwersalne, bo przecież świat dookoła się zmienia, a już szczególnie, jeśli ma działać zarówno w tkance miejskiej na obrazach, jak i nadruk na gaciach. Zawsze uważałem, że sztuka jest dla ludzi, stąd moja młodzieńcza pasja do graffiti. Coś, co upiększy przestrzeń i może zostać zauważone przez Zenka spod kiosku, zawsze bardziej do mnie przemawiało, niż zamknięty obieg galeryjny lub kolekcjonerski tylko dla wybranych oczu.
Ta postać i Twój styl także, ewoluowały na przestrzeni lat. Pamiętam naszą starą okładkę sprzed kilku lat, gdzie miał bardzo prostą formę. Później stał się mocno ekspresyjny i kolorowy. Na ostatniej wystawie w marcu miał zaś formę rysunkową z charakterystyczną mimiką. Natomiast dzisiaj „Nikt” może być każdym…
Wzrost i ewolucja wydają mi się czymś naturalnym. Zawsze staram się podchodzić do tematu profesjonalnie. Samo to słowo zakłada rozwój, dlatego nie potrafię zamknąć się w danej formie i w niej tkwić. Jeśli musiałbym powielać dany wzór bez końca i możliwości modyfikacji, mógłbym równie dobrze usiąść w markecie na kasie, bo nie widzę dużej różnicy między tymi dwoma zajęciami. Szanuję każdą pracę, ale podkreślam też, że mamy wybór.
Twoje najnowsze prace nawiązują do konkretnych osób. To ludzie są dla Ciebie największą inspiracją?
Jeśli chodzi o sztuki piękne, to uważam, że ludzie to najlepsza inspiracja, bez względu na efekt. Dobrze, jeśli sztuka do nas trafia, a tak jest z tym, co najlepiej znamy. W 90% przypadków wybierzesz ser gouda z polską etykietą, a nie francuski crottin de chavignol. (śmiech)
Ludzie w moim zawodzie cierpią raczej na deficyt czasu spędzonego z innymi ludźmi, tak że robię wszystko, żeby to zmieniać. Poza tym, przynajmniej dla mnie, przyjemniejsze jest rysowanie ciała, bardziej morficznych form.
Na swoim koncie masz kilka wernisaży. Dawno jednak żadnego nie było, więc pewnie już planujesz coś w najbliższym czasie…
W okresie przedświątecznym będę brał udział w zbiorowej wystawie organizowanej przez mojego przyjaciela w Galerii Zacnie. Będzie tam można zobaczyć prace wielu ciekawych, polskich artystów. Poza tym, staram się co jakiś czas organizować wystawy w pracowni, z której na co dzień korzystam z moim serdecznym przyjacielem. Ostatnio mało tam bywam, czas to zmienić. Przygotowuję też projekt brandu meblarskiego, w ramach którego będę produkował własne projekty i zapraszał do współpracy zdolnych artystów, tych starszych i młodszych.
Galeria Zacnie stała się czymś na kształt poznańskiego centrum kultury i spotkań, nie tylko niezależnych artystów, ale i zwykłych obserwatorów miejskiej sztuki. Dobrze, że w końcu dzieje się w Poznaniu coś na większą skalę. Myślisz, że będzie jeszcze lepiej?
Tak, i będą to raczej prywatne inicjatywy. Niestety, przy obecnym państwowym mecenacie, raczej nie wierzę, że może stać się coś przełomowego. Nie oszukujmy się, to nie jest Berlin czy Nowy Jork, żeby nie móc nadążyć za tempem życia kulturalnego. Ja jednak właśnie za to lubię Poznań, że ma fajną skalę i ludzi, którzy są tam, gdzie są, nie z przypadku.
Jesteś wszechstronnym artystą, bo oprócz malowania zajmujesz się również projektowaniem mebli, wnętrz i tworzeniem grafiki. Która z wymienionych rzeczy sprawia Ci największą przyjemność? W czym się czujesz najmocniejszy?
Najwięcej przyjemności czerpię z malarstwa, bo ono pozwala mi najlepiej wyrazić siebie. Jest tu dużo pytań i aspektów do zgłębiania. Design to bardziej dawanie odpowiedzi, przynajmniej na takim poziomie, na jakim ja działam, czyli w formie usługi. Jest to skuteczne narzędzie komunikacji czy rozwiązywania problemów, a także ciekawy sposób na zarobek. W meblach czy w ogóle wzornictwie fajne jest to, że efektem jest namacalna rzecz, dla mnie bardziej satysfakcjonująca niż plakat czy strona www. Ciekawy jest cały proces wytwarzania, od projektu do końcowego obiektu, a także ludzie, z którymi się współpracuje, oraz wiedza o materiałach.
Wchodząc w temat mebli, jakie cechy powinny mieć współczesne projekty meblarskie – praktyczność, wielowymiarowość czy po prostu estetyka?
Dobry projekt powinien być funkcjonalny. Pytanie, o jaką funkcję chodzi? Czy rzecz ma służyć do przechowywania teczek z danymi RODO, czy może podkreślania zasobności portfela w biurze potentata naftowego? Na początku zawsze jest pytanie, później przychodzi – dość szybko na ogół – odpowiedź. W pewnym momencie problemem nie jest wygenerowanie pomysłu, tylko wybór, na który z nich poświęcić czas. Dlatego tak ważny jest zespół i wiedza ludzi, którymi się otaczasz. Dużą popularność zyskują rozwiązania systemowe i produkty, które możesz rozbudowywać. Meble raczej będą coraz mniejsze, bardziej funkcjonalne. Mocno rozwija się też Internet rzeczy (IoT), a firmy prześcigają się w tworzeniu coraz nowszych funkcji i generowaniu potrzeb. Funkcjonalność to jednak nie wszystko. Jeśli mebel jest brzydki, nie zdobędzie szerszego uznania, bo zakup to proces emocjonalny i często wygląd dominuje nad funkcją. Fajnie, jeśli jest to odpowiednio zrównoważone, dlatego proces projektowy jest dla mnie często rezygnowaniem, okrawaniem, odchudzaniem, aby dojść do istoty funkcji.
Jak przebić się ze swoją twórczością w dobie “Ikei”?
Ikea to super firma, ale nie należy jej fetyszyzować. Jej produkty szybko się zużywają, no i ciężko zrobić oryginalne wnętrze z mebli, które są w połowie polskich mieszkań, nie dysponując minimalną pomysłowością. Mam parę mebli z Ikei i są ok. Jest za to ogromna przestrzeń dla ludzi, którzy szukają czegoś bardziej indywidualnego, mniej masowego, trwalszego. Przy odpowiedniej strategii i konsekwentnym budowaniu oferty, można tworzyć polskie firmy, które odpowiedzą na te potrzeby, tym bardziej, że Polska jest w czołówce światowej produkcji mebli. Gorzej jest z brandami i naszą polską reputacją, ale i to powoli się zmienia. Nie powinniśmy mieć kompleksów – polskie projekty mebli czy architektury mogą mierzyć się ze światowymi rywalami.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że warto myśleć “materiałem”. Co to oznacza?
Materiał niesie ze sobą tyle samo ograniczeń, co możliwości, dobrze jest sobie zdawać z tego sprawę. Ta wiedza przychodzi z czasem – czasem jest pomocna, czasem ogranicza. Każdy, kto poważnie myśli o projektowaniu, nie może bać się wziąć w rękę piły lub iść zamieszać beton na budowie. Czasem trzeba przesiedzieć wiele godzin patrząc, jak ludzie używają Twojej nowej apki albo wypełniają druk, który zaprojektowałeś.
Na koniec trochę fantazji. Gdybyś miał nieograniczony budżet i mógłbyś wykonać artystycznie/twórczo jedną rzecz. Co by to było?
Nie jestem Tobie w stanie odpowiedzieć, bo na pewno dążyłbym do połączenia dziedzin z kręgu moich zainteresowań. Chciałbym, aby efektem było coś, czego jeszcze nie ma, więc sam rozumiesz….