Nina Budzyńska, tygrysy i gołe baby

Nina Budzyńska
17 lip 2022
Marynia Tuliszka-Nowacka

Opowiedz w kilku słowach o sobie.
Maluję tygrysy i gołe baby, pracuję jako graficzka, robię ziny i dużo drukuje na riso.

Jak to się u Ciebie zaczęło?

W moim domu rodzinnym zawsze było pełno albumów ze sztuką i od dzieciaka lubiłam je oglądać. Mój ojciec jest malarzem i przez brak innych opcji miał pracownię w moim pokoju, więc malarstwo po prostu samo sobie do mnie przyszło. Jak byłam nastolatką, pomyślałam, że chodzenie do liceum plastycznego to może być́ dobra przygoda, no i tyle.

Czym jest dla Ciebie obecnie sztuka? Czy powinna ona korespondować́ z otaczającą nas rzeczywistością, nawet jeśli ostatnio świat nas nie rozpieszcza? Czy może powinna być́ totalną odskocznią? Jak uważasz?

Ja myślę̨, że i tak i nie. Najlepiej, żeby każda osoba tworzyła sobie to, co czuje. Natomiast jeśli chodzi o grafikę̨ – dla mnie jako odbiorczyni, tak samo cenne są̨ prace, które mówią o globalnych kryzysach, w ten sposób edukując i przypominając społeczeństwu co się̨ dzieje, wyrywając nas trochę̨ z przyjemnego poczucia, że wszystko jest w porządku, kiedy w ogóle nie jest, jak i takie, które są̨ po prostu ciekawym, czy przyjemnym estetycznym przeżyciem. Myślę̨, że zaangażowane politycznie projekty są̨ tak samo ważne, jak te, które są̨ od tego totalną odskocznią. Dla mnie jest mega ważne, żeby mówić za pomocą̨ sztuki o granicach, kryzysach, feminizmie, wykluczeniach, kapitalizmie. Ale jestem też wielką fanką tzw. ładnych graficzek, małych wydawnictw “o niczym” i mam wrażenie, że większość́ moich prac bardziej w ten nurt się̨ wpisuje.

Niedawno się obroniłaś –  jak odbierasz swoją misję twórczą, w odniesieniu do otaczającej nas rzeczywistości?

Moja praca magisterska to zin dla dzieci o doświadczeniu uchodźstwa – tekst napisała Olga Hund, piękną bajkę o rodzinie Chmurek, które muszą uciekać́ przed wojną i przezywają̨ kolejne dramaty na swoim uchodźczym szlaku. W wakacje planujemy zorganizować́ w końcu premierę̨. Bardzo się cieszę̨, że mogłam zrobić́ coś takiego, bo całe studia zajmowałam się ilustracją i bajkami dla dzieci o różnych społecznych i globalnych problemach, przez klimatyczne, feministyczne, aż̇ po te dotykające migracji i rasizmu. Mam nadzieję, że dzieciakom spodoba się ten zin, będą go dużo czytać́ i uwrażliwiać́ się na tematy tam poruszane, szczególnie, że kryzysy graniczne mają miejsce od lat i będą mieć dalej. W Zinku, miejscu które współprowadzę̨, staramy się jak najczęściej organizować́ benefitowe odbijanie sita, czy kolportować́ aktywistyczne ziny i mam nadzieję, że dzięki tym małym akcjom udaje się nam wszystkim cały czas pamiętać́ o kryzysach i wspierać́ działania osób, które niosą pomoc tam, gdzie jej potrzeba.
Większość moich prac jednak jest po prostu ładnymi grafikami, czy obrazami do powieszenia na ścianie i mam nadzieję, że komuś́, kto je ma, przynoszą przyjemność́ i luzik. Myślę̨, że w tych czasach to też jest mega ważne.

Opowiedz nam o zinach?

Ziny są̨ wspaniałym medium, bo każdy może sobie swojego zrobić́ i na pewno będzie w jakiś́ sposób fajny. Kiedy prowadzimy w Zinku warsztaty i dla dzieciaków i dla dorosłych, bardzo lubię̨ oglądać́, jak to wszystkich relaksuje i uspokaja. W małych wydawnictwach wspaniałe jest to, jak bardzo uwalniają̨ kreatywność́, przez nieskończone pole możliwości i brak osoby, która jest nad tobą̨ i ma inny gust, styl, podejście do projektu i może na coś powiedzieć “nie”. Sama po sobie widzę̨, że naprawdę̨ dobre prace robię sama dla siebie, a nie na zlecenie, no i ziny to jest właśnie to. Efemeryczne, w większości stworzone nie wiadomo dla kogo i po co, każdy na innym patencie i rozwiązaniu, które jest tanie i efektowne. Niektóre ważne, wypełnione wiedzą i radykalną polityczną treścią, inne – po prostu ładne przedmioty do trzymania na półce. Zapraszam do naszej czytelni Zinek, by samemu zobaczyć́, jaka inspirująca może być́ godzinka spędzona na przeglądaniu zinów.

A teraz trochę̨ o Zinku, przybliż̇ nam miejsce, które współtworzysz?  

Zinek to miejsce, które współtworzymy z Małgorzatą Mycek i Agatą Żelechowską̨, lokal w Pasażu Pod Złotą Kulą na Świętym Marcinie. Miał on być w założeniu czytelnio-biblioteką zinową (jedną z niewielu w Polsce), z kawą i spotkaniami autorskimi, wystawami, warsztatami i projektami artystycznymi. Ostatnimi czasy w Zinku koncentrujemy się na imprezach i koncertach, ale mamy nadzieję po wakacjach wrócić do podbijania niezależnej, oddolnej kultury. Poza bibkami staramy się raz w miesiącu odbijać́ sito różnych lokalnych artystek i artystów, zaraz odpalamy kino letnie na podwórku (jak tylko o 21 będzie w miarę ciemno), organizujemy także benefity. Planujemy wydawać́ też kasety, prowadzić́ spotkania rysunkowe i czytanki zinowe. Jesteśmy otwartą przestrzenią dla różnych, działających w obszarze sztuki lub w aktywizmie inicjatyw. Jeśli ktoś́ z czytelników Freshmaga ma jakiś́ pomysł na działania, a brakuje mu miejsca – zapraszamy do nas! Zależy nam jednak, żeby Zinek był bezpieczną przestrzenią dla osób dyskryminowanych ze względu na płeć́, orientację itp., więc nie tolerujemy homo, transfobicznych i seksistowskich akcji. Chcemy też zacząć́ działać́ z sąsiadami i zrobić́ po środku betonozy w pasażu sąsiedzki ogród. W lokalu obok Zinka działa też drukarnia riso – Ksero. Prowadzimy ją z Agatą – wydajemy swoje ziny i plakaty oraz przyjmujemy zlecenia na wydruki. Mamy starą, 27-letnią maszynę̨ i możliwość́ drukowania aż 8 kolorów, co na polskim rynku riso, bez dofinansowań́, graniczy z cudem. Risografia jest techniką, która pozwala na uzyskiwanie fluo kolorów, niepowtarzalnych rastrów i szumów i przede wszystkim, tani druk zinów i plakatów. Polecam odwiedzać́ nasz Pasaż Pod Złotą Kulą, niedawno osoby z Ukrainy otworzyły tam mega ciekawą miejscówkę MAФ – z oddolną ukraińską sztuką, filmami i muzyką.

Co dalej, jakie masz plany na przyszłość?

A w planach mam rozwiniecie pracowni sitodruku w Poznaniu, chciałabym stworzyć́ w miarę profesjonalną, ale nadal DIY pracownię, gdzie każdy mógłby przyjść́ ze swoim projektem i poodbijać́. Mamy też plan w parę̨ inicjatyw wydawać́ dużego zina – kwartalnik o kulturze, aktywizmie i niezależnej scenie Poznania. Chciałabym też w końcu na spokojnie więcej malować́, robić́ więcej zinów, komiksów, ogarnąć́ aerograf i malować́ na ramach do rowerów, no i szukać́ nowych możliwości dla naszego Riso.

Co wybierasz obserwatora w przestrzeni miejskiej, czy obiorcę online? Jak to widzisz w dzisiejszych czasach, no i co jest najlepsze dla Twojej twórczości?  

Totalnie w przestrzeni miejskiej! Niestety w Polsce wydaje się, że bez social mediów ciężko jest dotrzeć́ do nowych odbiorców, i ze swoją sztuką i z organizacją rzeczy. Dla mnie bardzo inspirujące są takie miasta jak Lipsk, gdzie nie korzysta się już z facebooka i instagrama, żeby dowiedzieć się o czymś́ nowym albo o wydarzeniu, tylko ogląda się plakaty na mieście. To sprawia, że wszystkie ekipy, które coś organizują̨ starają̨ się zrobić́ jak najfajniejsze i rzucające się w oczy plakaty, wlepki, ulotki, które są̨ po prostu wszędzie. Jest to dowód na to, że działanie bez smartfonów jest możliwe i dużo bardziej inspirujące i kreatywne.