Duszny, niespieszny, skandynawski klimat – recenzujemy „Wzgórze Psów”

Recenzje
11 sty 2025
Paweł Niedzielski

To będzie długa historia i skończy się źle… tymi słowami kończy się zwiastun Wzgórza Psów, czyli najnowszej ekranizacji powieści Jakuba Żulczyka. Istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że skoro weekend na pełnej, to zastanawiacie się, co by tu obejrzeć. Jeśli lubicie psychologiczne, ciężkie i duszne kino, w którym klimat można pokroić nożem, zdaje się, że mam dla Was propozycję.

Po Ślepnąc od Świateł, Informacji zwrotnej to trzecia historia Żulczyka przeniesione na ekrany, a czwarta jeśli policzymy scenariusz do Warszwianki. Tym razem reżyseria należała do duetu Piotr Domalewski i Jacek Borcuch, który to wcześniej w pojedynkę ekranizował Warszawiankę. Scenariuszowo na straży stoi każdorazowo Kuba Żulczyk. Warto o tym wspomnieć, szczególnie dla wielkich fanów książki, którzy lubią później pastwić się nad obrazami filmowymi za nierzetelność i rozbieżności fabularne. Weźmy, proszę pod uwagę, że upakować blisko 900 stron(!) powieści w pięć, około godzinnych odcinków, rozwijając i co ważniejsze — zamykając wątki, to nie lada sztuka.

Nie na literackiej wersji jednak chciałbym się skupić, a właśnie na serialu, który 8 stycznia trafił na platformę Netflix i dumnie dzierży numer pierwszy, wśród najchętniej oglądanych. Czy warto? Sami ocenicie, ale po kolei.

Małomiasteczkowa Polska, ze wszystkimi jej urokami, a także przywarami i zgnilizną toczącą ją od środka. Taki właśnie jest Zybork, mazurskie miasteczko, w którym toczy się akcja powieści. Co ciekawe i mrożące nieco krew w żyłach, to historia inspirowana częściowo przeżyciami autora, a jej zakończenie zrodziło się w jego głowie… we śnie: – Wzgórze psów zaczęło się od tego, że przyśniło mi się zakończenie tej książki. Jeśli je znasz, rozumiesz, że nie był to zbyt przyjemny sen. Ale z jakiegoś powodu to mi się przyśniło. Mówię o tym, żeby powiedzieć  że nigdy nie wierzę twórcom, którzy opowiadają, że zrobili coś w taki bardzo intelektualny sposób: „Miałem na myśli to i to, bo chciałem osiągnąć taki i taki efekt”. A ja im jestem starszy, tym bardziej widzę, że kiedy coś robię, to sięgam bardzo głęboko w to miejsce, z którego biorą się sny, emocje czytamy wypowiedź Żulczyka na pap.pl.

Do Zyborka, rodzinnego miasteczka wraca po latach syn marnotrawny – Mikołaj (Mateusz Kościukiewicz). I już pierwszy błąd, bo kto ogląda filmy — wie, że przecież — nie wraca się po latach do rodzinnego miasteczka, bo to największy błąd i nigdy się dobrze nie kończy, no nie?

A już na poważnie, to wraca z Warszafki wraz z żoną, dziennikarką śledczą (Jaśmina Polak), wyjątkowo nie po słoiki, a na urodziny ojca (Robert Więckiewicz). Spotyka się z bliskimi, kolegami, znajomymi i nieznajomymi też, a większość ma mu za złe, że napisał książkę. Książkę o Zyborku właśnie, która stała się bestsellerem, ale szkopuł w tym, że opowiada historię, którą nieszczególnie Zyborczanie chcieliby wspominać, a już na pewno nie wywlekać ją na światło dzienne przed oczy tysięcy czytelników.

Rodzinka ma, delikatnie mówiąc, nie najcieplejsze relacje, miasteczko ma swoje przykre tajemnice, główny bohater otrzymuje niepokojące anonimy, a w tle toczą się codzienne sprawy wpływowych inwestorów, Romów i temat budowy pewnego pięknego, nowoczesnego hotelu, z którą stary Głowacki jest szczególnie emocjonalnie związany…

Jeśli jest Ci bliski duszny, niespieszny, skandynawski klimat prowadzenia narracji, doceniasz piękne zdjęcia, świetnie dobraną muzykę i lubisz, kiedy zawiązywane wątki mają swoje zakończenie, to śmiem twierdzić, że spokojnie możesz wstawiać popcorn i zatopić się w prowincjonalny klimat Zyborskich relacji społecznych.

Grzechem byłoby na koniec nie wspomnieć o genialnej kreacji Więckiewicza. Można chłopa łyżkami jeść. Choć tu zdaje się, niespecjalnie zaskoczę. W obszarze zaskoczeń obsadziłbym zdecydowanie kogoś innego, o bardzo niecodziennym imieniu – Jaśminę Polak, wcielającą się w rolę dziennikarki śledczej, żony głównego bohatera. Bardzo dobre, naturalistyczne aktorstwo. A główny bohater, Mateusz Kościukiewicz – jak kto lubi – fanów Amoku przyciągnie, pozostałych niekoniecznie. Każdy sam oceni.

Zanim wystrzeli ostatnie ziarnko popcornu i zasiądziesz wygodnie na kanapie – włącz napisy do filmu, tej. Tak, polskie napisy do polskiego filmu. Nie pytaj, podziękujesz mi później.

Zdjęcie: netflix.pl