„Coś kliknęło i poczułem, że jestem na właściwych torach” – Mrozu

Mrozu
12 kwi 2017
Natalia Bednarz

8 lat temu jego ?Miliony monet? nuciła cała Polska. Tegorocznej płyty ?Zew? raczej nie puszczą w klubach. Zaskakują nie tylko dźwięki, ale także obrazy – animowany klip do numeru ?Sierść? czy nieco mroczny, autorstwa Zuzanny Plich, do ?Ducha?. Jak to się stało, że Łukasz ?Mrozu? muzycznie jest właśnie tutaj? Przekonajcie się.

Żyjesz ze swojej pasji. Jak to jest?

Poszczęściło mi się i jestem za to bardzo wdzięczny. Nigdy nie spodziewałbym się, że tak będzie. Z takim stylem życia wiąże się jednak odpowiedzialność i traktowanie tematu bardzo poważnie. Muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by trzymać poziom i tym, którzy płacą za bilet na mój koncert, zapewnić emocje, które zostaną w pamięci. Co roku wraz z zespołem podwyższamy poprzeczkę. Koncerty to nie odcinanie kuponów od sukcesów płyty, ale ciężka praca – począwszy od studia aż po sale prób. To nieustanne samodoskonalenie.

W liceum skończyłeś klasę o profilu teatralnym, zaaplikowałeś do szkoły teatralnej i… nie poszedłeś na egzamin wstępny. Wybrałeś fizjoterapię, jednak fizjoterapeutą nie jesteś. Czy tak samo byłoby z aktorstwem?

Jeśli chodzi o egzaminy, nie przygotowałem się na tyle, by pójść i dobrze się zaprezentować. Poza tym egzaminy odbywały się w czasie, kiedy widziałem już światełko w tunelu, jeśli chodzi o mój rozwój w muzyce. To dlatego odpuściłem. Wydaje mi się jednak, że gdybym się dostał, to i tak równolegle kombinowałbym z produkcją i śpiewaniem. Jak potoczyłyby się moje losy, nie wiem.

Ponoć miałeś plan B, gdyby z muzyką nie wyszło. Jak on wyglądał?

Plan B to właśnie fizjoterapia. Studia fizjoterapeutyczne szły jednym torem, a pasja drugim. Dzięki temu mam fach w ręku. Wiem, do których książek zajrzeć.

Od sukcesu planu A i Twojego debiutu minęło 8 lat. Czym różnią się „Miliony monet” od tegorocznego „Zewu”?

Muzycznie i tekstowo są diametralnie różne. To już inny level. Oczywiście, w obu jest Mrozu z sercem do pisania, komponowania, produkowania muzy. Podejście się nie zmienia. Zmieniły się umiejętności, poszerzyła się moja świadomość, mam więcej źródeł inspiracji. W toku tych wszystkich doświadczeń znalazłem siebie. Mrozu to więc ten sam gość, a zarazem ktoś zupełnie inny. Myślę, że słychać to na najnowszym albumie.

Co miało wpływ na tę ewolucję: przeczytane książki? Znajomości? Podróże? Muzyka z innych zakątków świata?

Idąc drogą usłaną r’n’b i soulem, znalazłem ścieżkę, którą zawróciłem do moich korzeni. Mam na myśli bluesa. Nie uważam się za bluesmana, ale na pewno czuję ten lot. Kiedyś zawsze goniłem za tym, co jest „fresh” i na topie, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że już nie chce mi się z niczym ścigać. Zawsze uwielbiałem styl śpiewania Raya Charlesa, Ottisa Reddinga czy Billa Withersa, ale żeby iść w tę stronę, nie wystarczy tego czuć, lecz także mieć warsztat. Włożyłem więc dużo wysiłku w pracę nad sobą, w to, by móc po prostu zaśpiewać to, co kryje moja wyobraźnia. Teraz mogę pisać zupełnie inne piosenki niż kiedyś. To tak, jakbyś zawsze malowała obrazy czterema kolorami, aż tu nagle dostała tych kolorów dwadzieścia. W pewnym momencie coś kliknęło, a ja poczułem, że jestem na odpowiednich torach. To samo tyczy się komponowania i produkcji.

Z producentem płyty „Zew”, Marcinem Borsem, tworzysz już długo. Co sprawiło, że zacieśniliście współpracę?

To już czwarta wspólna płyta. Po trzeciej padła deklaracja, że następnym razem siadamy wspólnie i spędzamy czas nagraniowy razem. Do nikogo innego nie mam takiego zaufania, jak do Marcina.  Wiem, że jak on weźmie moją płytę na warsztat, to będzie dobrze. W tej chwili mamy ten sam flow i myślimy podobnie, ale nie zawsze tak się zgrywaliśmy. Trzeba było czasu. Kiedy wiosną 2016 roku zwiozłem do Wrocławia moje graty (czyli całe moje skromne studio), większość materiału i wstępnie wyprodukowane szkice, to zasiedzieliśmy się aż do stycznia 2017. Było ekstremalnie i ekscytująco, jak nigdy.

Płyta obfituje w utwory koncepcyjne, które opisują dziką i mroczną stronę ludzkiej natury. Na ile jest to Twoja natura?

„Zew” to szczera płyta. Co prawda pewne rzeczy, o których śpiewam mam już za sobą, ale to w całości moja natura.

„Zew” ma ciekawą okładkę. Kto jest jej autorem i skąd wziął się na nią pomysł?

Oprawę płyty zrobił Forin. Ten zdolny gość ma już na koncie wiele świetnych, wielokrotnie nagradzanych okładek. Z okładką „Zewu” było tak, że spotkaliśmy się u mnie w studio, ja puściłem materiał, a następnie nasze wizje się połączyły. I tak to powinno działać!

Słyniesz z pełnych energii koncertów, a jednocześnie starasz się nie bywać na ściankach. Prawdziwego Mroza spotkasz tylko na scenie?

Pod sceną również! Owszem, sporo czasu spędzam w domowym studio, ale wynurzam się czasami z moimi bliskimi. Kursuję między moim rodzinnym Wrocławiem a Warszawą, gdzie znalazłem dla siebie cichy zakątek z dala od zgiełku.

Wiem, że fascynuje Cię nie tylko fizjo-, ale także muzykoterapia. Jaka muzyka pomaga Tobie?

Każda, jeśli tylko jest dobra. Wszystko zależy od tego, jaką emocję chciałbym uzewnętrznić, a którą z siebie wygonić.

Gdzieś wyczytałam, że imponuje Ci Pharrell Williams. Gdybyś mógł wybrać jeden utwór i móc zabrać go na swój album, byłby to…?

Z całym szacunkiem i miłością do jego geniuszu, obecnie Pharrell stylistycznie by mi nie pasował. Oczywiście, nadal mam do niego sentyment i nie pogardziłbym numerem „She wants to move” czy „Beautiful”, który zrobił ze Snoopem, ale kręcą mnie teraz inne rzeczy.

Swingujące „Bo jak nie my, to kto” z poprzedniej płyty podbiło serca także starszego pokolenia. Czy był to zamierzony efekt?

Dla mnie to pewnego rodzaju fenomen. W tekście lecimy po bandzie, a mimo to wszystkie te przenośnie i hedonistyczne zwroty dało się wdrożyć do mainstreamu. Całość zyskała na uniwersalności dzięki muzyce. Efekt nie był zamierzony, raczej – mówiąc fachowo – uboczny.

A czy za 20 lat Mrozu, dla odmiany, będzie umiał trafić do młodych?

Za 20 lat wezmę udział w projekcie „Albo inaczej 12” i zaśpiewam jak Zbigniew Wodecki tekst jakiegoś rapera.

Co dalej po „Zewie” – kolejny krok w głąb ludzkiej natury? Czy też ukłon w stronę wyzwań nowoczesności?

Niczego nie planuję. Dokąd tylko wena zawieje, tam ja z nią polecę.