Pół żartem… – Cool Kids of Death

Cool Kids of Death
11 kwi 2012
Magdalena Koźlik

Pół żartem, pół serio o przeszłości, przyszłości, o kondycji polskiej sceny muzycznej z zespołem Cool Kids of Death, który w poznańskim Kontener Art pokazał, że mimo upływu lat nie starzeje się.

 

FM:Teraz nikomu nie trzeba przedstawiać zespołu CKOD, ale jakie były Wasze początki?

Marcin Kowalski: Nie było większych problemów. Od razu byliśmy z miejsca zespołem kultowym. Można powiedzieć, że nasz początek był zarazem naszym końcem.

Krzysztof Ostrowski: Pracujemy teraz nad taką aplikacją Jak zostać kultowym zespołem przed wydaniem płyty. Będzie można ją sobie ściągnąć na smartfona i się dowiedzieć.

FM: Nie sposób nie zapytać o nową płytę. Troszeczkę odchodzicie od swojego starego grania i przechodzicie w inne rejony…

MK: Diametralnie różne.

KO: Przecież mówiłeś, że wracamy do naszej pierwszej płyty, że jest to konsekwentne rozwinięcie jej założeń.

MK: Ja? No tak, tak. Nasz wydawca ma taką teorię, że gdybyśmy jako drugą płytę wydali właśnie Plan Ewakuacji 

KO: To nie mielibyśmy trzeciej i czwartej.

MK: …bylibyśmy tam, gdzie jest teraz Myslovitz.

Kuba Wandachowicz: …nie mielibyśmy wokalisty.

MK: Po prostu druga płyta była ekstremalnie ciężka, ta natomiast jest bardziej piosenkowa. Dzisiaj z całym naszym anturażem, całą naszą przeszłością, dla niektórych ta płyta jest dość dziwna, ale jednocześnie są to ładne piosenki. Kiedyś nie potrafiliśmy produkować takich ładnych piosenek, więc tworzyliśmy piosenki bardziej ekstremalnie brzmiące. Z drugiej jednak strony to był nasz problem.

KO: Dawniej uważaliśmy, że przesterowana gitara jest najpiękniejszą rzeczą na świecie. Dzisiaj Marcin już tak nie uważa, chociaż część zespołu wciąż tak uważa, ale to Marcin jest producentem płyty…

FM:Czyli ta zmiana jest pokłosiem decyzji podjętych przez Marcina?

KO: Przyjmijmy, że jest pokłosiem.

FM: Zastanawia mnie właśnie, z jakimi opiniami fanów się spotkaliście. Z jednej strony nowa płyta w nowych rejonach przysporzyła Wam nowe grono fanów, ale z drugiej były też osoby, które po tych kilku płytach czuły lekki niedosyt.

KW: Opinie były bardzo podzielone.

KO: Słyszałem, że te osoby jednak się przekonały do tej płyty.

MK: Było wielu nowych i starych fanów, którzy byli apologetami tej płyty. Tych kiepskich recenzji nie zapamiętywałem.

KW: Ale to jest naturalne.

KO: Nie jesteśmy zespołem, który da się łatwo lubić.

MK: Ja po prostu wyparłem z pamięci negatywne wspomnienia.

KO: Ja mam odwrotnie, ale jeśli Marcin będzie robił następna płytę to pewnie będzie reggae.

FM: Słyszałam, że kolejnej płyty ma nie być…

KO: Jak będzie reggae to jej nie będzie.

FM: W różnych wywiadach przejawiały się różne deklaracje, na przykład Kuba stwierdził, że nie jest w stanie określić, czy płyta ukaże się za 3 lata czy 30. Czyli jest perspektywa kolejnej płyty?

KO: Wiemy, że w wywiadach trzeba coś mówić, ale co już się mówi to nie jest ważne, byle mówić długo i z pozornym sensem.

MK: Nie myślimy po prostu o kolejnej płycie. Nie chodzi o to, że mówimy, że jej nie będzie czy będzie. Ze strony menedżerów padły ustalenia, że musimy się częściej spotykać, integrować się bardziej i wtedy zrobimy kolejną płytę.

KO: Musimy się na nowo nauczyć lubić.

KW: Ten zespół został wypromowany i zaistniał jako zespół zbuntowanych gówniarzy z blokowisk i to było z nami kojarzone, ale my mamy teraz lat trochę więcej i trudno być gówniarzem mając 36 lat. Trudno dalej ciągnąć ten wątek.

MK: No właśnie, pojawiła się taka myśl, że może zamiast próbować szukać nowej formuły na zespół lepiej byłoby zrobić nowy zespół, ale to są pewne dywagacje, myślimy o wszelkich możliwościach.

KO: Najłatwiej byłoby stworzyć 6 nowych zespołów.

MK: Pluralizm w naszym zespole jest ciekawy.

FM: O to chciałam zapytać. Każdy z Was ma inne zainteresowania, jest inny. Czy to ma znaczne odzwierciedlenie w Waszej muzyce?

MK: Ta różnorodność?

FM: Tak. Czy to poszerza Wasze horyzonty?

MK: Na pewno jeśli chodzi o to jakimi jesteśmy ludźmi, o naszą działalność artystyczną, to że jesteśmy zupełnie inni, to na pewno jest in plus. To ma na nas duży wpływ. Natomiast jeśli chodzi o robienie muzyki to nie wiem, bo mamy dość specyficzny sposób komponowania muzyki. Są dwa sposoby robienia muzyki: albo zespół się spotyka, gra sobie i wtedy wychodzą jakieś piosenki, albo jest druga opcja, że komuś przychodzi jakaś piosenka do głowy, pisze ją i zespół wtedy nagrywa. My nie robimy muzyki zespołowo. Komponujemy piosenki w ten drugi sposób.

FM: …bardziej demokratyczny?

MK: Wpływ tego pluralizmu zespołowego można rozumieć w ten sposób, że…

KW: … że go nie ma

KO: Kiedyś głosowaliśmy odnośnie czegoś i Marcin stwierdził, że to nie jest demokracja, kiedy w głosowaniu zespołu coś przeszło. Zapytałem go więc, co to w takim razie jest demokracja i stwierdził, że demokracja jest wtedy, gdy wszyscy wybierają, a jedna osoba decyduje czy wybór jest dobry.

MK: To było ironiczne stwierdzenie, ale tak właśnie wygląda demokracja, nie oszukujmy się. Nasz specyficzny, zespołowy pluralizm ma na nas znaczny wpływ, czerpiemy od siebie nawzajem, wymieniamy się doświadczeniami.

KO: Ta różnorodność raz jest OK, a raz bardzo przeszkadza. Czasami to działa, a czasami kompletnie nie.

MK: Ale właśnie ta aplikacja, którą tworzymy, pokazuje w prosty sposób jak obejść te trudności.

KO: Dokładnie. Krótki test psychologiczny, dane na temat członków zespołu i aplikacja za Ciebie przeliczy, które opcje są najlepsze.

FM: Na Waszym nowym teledysku Wiemy Wszystko pojawiają się scenki z Waszych koncertów, gdzie króluje ostre pogo, pojawia się koszulka Slayera. Czy teraz trafiacie do nieco innego audytorium? Zmieniła się publiczność?

KO: Ta piosenka ma taki klimat podsumowujący. Patrzy się z perspektywy na jakieś sytuacje sprzed lat i ten klimat miał to odzwierciedlać. Są tam dość nostalgiczne fragmenty z naszej przeszłości. Pojawiają się różne wątki, na przykład plakat Slayera, bo nasz gitarzysta Wojtek słucha tylko Slayera, plakat Pulp, bo to był ulubiony zespół części naszego zespołu. Sama piosenka jest o nas sprzed lat. Po prostu wspominki kombatantów.

MK: Jak zaczęliśmy grać, to właściwie nie było w Polsce zespołów, które nawiązywałyby do, “postgrunge-owej” gitarowej muzyki. W pewnym sensie byliśmy pierwszym tego typu zespołem. Gro ludzi twierdzi, że zostało w jakimś stopniu wyedukowane muzycznie dzięki naszemu staremu forum internetowemu, a przy okazji zgraliśmy się z powrotem gitarowej muzyki na świecie.

FM: Czujecie oddech konkurencji na plecach?

KO: To jest chyba jeden z naszych głównych problemów, że nie. Nie mam wrażenia, że ta muzyka idzie do przodu. To są raczej pojedyncze sytuacje typu Muchy, Kumka Olik, które wciąż są gdzieś na obrzeżach przebicia się do masowej świadomości. Tak jak my nie mogliśmy się przebić, tak i inne zespoły teraz mają z tym problem.

FM: Kiedyś Krzysiek wspomniałeś, że wolałbyś odwrócić proporcje – 20 godzin grania, 1,5 godziny jazdy.

KO: Jazda jest męcząca. Nie mamy wygodnego samochodu, trasy są długie, gra się kończy i trzeba nosić te ciężkie czarne skrzynki. Jest to męczące, ale na szczęście nadal nie na tyle, żeby przeważyć nad przyjemnością, która płynie z wyjścia, powrzeszczenia sobie przez godzinę, półtorej i potarzania się po scenie. To jest mega przyjemne i podejrzewam, że przez to ten zespół ciągle funkcjonuje, bo to jest bardzo przyjemna rzecz wyjść na scenę i dać koncert.

FM: W takim razie, czym wyróżnia się poznańska publiczność, skoro mimo odległości tak często tu wracacie?

MK: Mamy tutaj wielu znajomych i to właśnie oni tworzą dla nas Poznań.

KO: Ja osobiście bardzo lubię Poznań, podoba mi się to miasto. Chciałbym, żeby Łódź była Poznaniem. Chciałbym tu mieszkać.

MK: W Poznaniu zawsze mieliśmy dużą publiczność.

FM: Po tylu latach działalności z pewnością w pamięci utkwiły Wam jakieś wpadki, czy też miłe  sytuacje ze strony fanów.

KO: Na każdym koncercie zdarzają się jakieś wpadki. Sztuką jest tak wpadać w te wpadki, żeby nie dać po sobie poznać. Ja na przykład nie przypominam sobie koncertu, gdzie nie zapomniałbym tekstu jakiejś piosenki i to takich najbardziej oczywistych. Na Openerze zapomniałem Balu Sobowtórów. W takich sytuacjach odwracam się do Marcina i on mi podaje tekst, którego i tak nie mogę sobie przypomnieć. Graliśmy te piosenki 1001 raz, zaczyna się pierwsza, druga zwrotka, a ja mam dziurę w głowie.

MK: Jak piosenka ma na przykład dwie zwrotki to przyzwyczailiśmy się, że Krzysiek ma tak, że zamienia pierwszą z drugą.

KO: Ale mam tę świadomość, i jak pomyliłem pierwszą z drugą, to potem śpiewam pierwszą, a czasami dwa razy to samo.

MK: Czasem też zaśpiewasz początek pierwszej i końcówkę drugiej.

KO: Chodzi o to, żeby podać tekst w całości. Kolejność nie ma znaczenia.

KW: Często mamy też problemy, żeby Krzyśka było słychać.

FM: A jeśli chodzi o niespodzianki ze strony fanów?

KO: Kiedyś jeden z żołnierzy z Afganistanu przesłał nam też zdjęcie w hełmie stylizowane na Meat is Murder The Smiths z napisem Cool Kids of Death.

MK: Później spotkaliśmy ich – tych żołnierzy w opancerzonych wozach jak jechali do bazy w Rammstein. Oni nas poznali, przywitali się. Jechali właśnie na kolejną wojnę.

KO: Najprzyjemniejsze są te sytuacje, których nie kojarzyłabyś w ogóle z zespołem.

MK: No dokładnie. Koleś w Afganistanie słucha muzyki CKOD i przychodzi na nasze koncerty w Zielonej Górze.

FM: Wiem Kuba, że lubisz zakończyć metaforą.

KW: Powiem krótko. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.